Rodzina, znajomi, koledzy i przyjaciele z bielskiego aeroklubu witali w sobotę późnym popołudniem na lotnisku w Aleksandrowicach wspaniałego sportowca – szybownika Sebastiana Kawę. Po prawie dwumiesięcznej wyprawie powrócił dziś do Bielska-Białej. O jego przelocie szybowcem nad K2, drugą co do wysokości górą na globie, przed kilkunastu dniami rozpisywały się media na całym świecie.
Droga powrotna z Pakistanu do kraju trwała pond dwa tygodnie i – jak się okazuje – obfitowała w wiele niebezpiecznych, a wręcz mrożących krew w żyłach momentów.
Przypomnijmy, że Sebastian Kawa wraz z przyjacielem, z którym razem wykonał historyczny lot, w góry Karakorum pojechał samochodem, za którym ciągnął przyczepę z szybowcem. Trasa w jedną stronę liczyła ponad 8 tysięcy kilometrów. Problemem nie był jednak sam dystans, lecz to, co czekało ich w trasie. Zwłaszcza tej powrotnej, kiedy to na autostradzie w Iranie zatrzymali ich i trzymali pod bronią tamtejsi antyterroryści. Na szczęście z tamtej opresji udało się im jakoś wykaraskać i gdy wydawało się, że to, co najgorsze już za nimi, podróżnicy zostali zatrzymani przez irańską straż graniczną na granicy z Turcją i aresztowani na trzy dni. – Na poważnie obawialiśmy się, że możemy zostać oskarżeni o szpiegostwo lub terroryzm i trafimy do więzienia – przyznał na gorąco Sebastian Kawa. Na szczęście i z tej sytuacji znalazło się wyjście – szybownikom udało się opuść Iran.
Sebastian Kawa wspomina, że w czasie tej podróży spotkał na swojej drodze wielu złych ludzi, którzy bardzo chcieli mu zaszkodzić, lecz spotkał też bardzo wielu wspaniałych i pomocnych, dzięki którym udawało się ostatecznie uniknąć najgorszego. Ogólne podróż w obecnych czasach, przy tak napiętej sytuacji międzynarodowej w tamtej części świata, była ogromnym wyzwaniem. W każdej chwili mogło bowiem dojść na przykład do jakiegoś konfliktu zbrojnego (który cały czas wisi w powietrzu), a wtedy granice zostałby zamknięte, a szybownicy na dobre utknęliby gdzieś w Pakistanie czy Iranie. Oczywiście, nie można tego porównywać, lecz można było odnieść wrażenie, że przelot nad ośmiotysięcznym K2 był dla niego mniejszym wyzwaniem, niż pełna niebezpiecznych przygód długa droga do domu. W pierwszym przypadku wiedział, co go czeka, jak ma się zachowywać, jak reagować na zagrożenia – wszak robił to, w czym jest naprawdę dobry, to, z czego zna go cały szybowcowy świat. W drugim, znalazł się w niebezpiecznych sytuacjach, na które nie miał najmniejszego wpływu. Stąd też, choć zmęczony długą podróżą, nasz bohater był wyraźnie szczęśliwy, że w końcu dotarł do domu i swoich bliskich. Powitalną fetę popsuł nieco deszcz. Był szampan i okolicznościowy tort, a były także chóralne śpiewy.
Mistrz przestworzy uchylił też rąbka tajemnicy na temat kolejnego z wyzwań, jakiego chciałby się podjąć. Tym razem w planach jest przelot szybowcem nad Antarktydą, lecz – nie ukrywał – taka wyprawa byłaby gigantycznym wyzwaniem organizacyjnym i logistycznym, a także finansowym.