Budowa górskich tras rowerowych na Koziej Górze i Szyndzielni okazała się strzałem w dziesiątkę. Ścieżki są oblegane przez amatorów ekstremalnych rowerowych zjazdów. Stolica Podbeskidzia urosła dzięki nim do rangi mekki polskiego kolarstwa górskiego. Ale już pojawił się kłopot…
Bielskie trasy znalazły się w finale prestiżowego konkursu, w którym wybierany jest Najlepszy Polski Produkt Turystyczny 2017 roku. To wielka nobilitacja dla Bielska-Białej i ogromna szansa na reklamę miasta. Zdobywca trofeum może bowiem liczyć na ufundowaną przez Polską Organizację Turystyczną profesjonalną kampanię promocyjną o wartości stu tysięcy złotych. Tymczasem jest też druga – mroczna – strona medalu. -To, co zobaczyłem ostatnio na Szyndzielni, wprawiło mnie w osłupienie – mówi jeden z naszych czytelników (personalia do wiadomości redakcji). A zobaczył jak trasą przygotowaną dla rowerów mknęło w dół kilka motocykli crossowych. – Pomijając już fakt, że po lesie na motorze jeździć nie wolno i tych wyjących maszyn tam w ogóle nie powinno być, to przecież stwarzają ogromne zagrożenie dla rowerzystów i, co gorsza, niszczą przygotowane z takim mozołem rowerowe ścieżki – tłumaczy. Ma rację, bo na budowę tras miasto wydało już około miliona złotych (powstawały w dwóch etapach w ramach budżetu obywatelskiego), a obecnie inwestowane jest kolejne pół miliona w następną ścieżkę łączącą Szyndzielnię z Kozią Górą przez Kołowrót. To, że nie był to jednorazowy wybryk, potwierdza Paweł Zyzański z firmy Enduro Trails opiekującej się trasami rowerowymi w rejonie Szyndzielni. Przyznaje, że co prawda o pladze jeszcze mówić nie można, lecz szalejący motocykliści stają się powoli problemem. Coraz częściej można ich bowiem spotkać na trasach przeznaczonych wyłącznie dla rowerzystów. Ich wyczyny udało się nawet zarejestrować, a zamieszczony na facebooku filmik (foto) miał setki odsłon. Przy czym komentarze nie pozostawiają wątpliwości, co do tego, jak internauci oceniają takie skandaliczne zachowanie.
Nasz rozmówca potwierdził, że motocykle potwornie niszczą trasy rowerowe, żłobiąc w nich głębokie koleiny. Wymaga to ciągłego naprawiania uszkodzeń. -Przejazd jednego motocykla potrafi poczynić takie szkody, jakich nie są w stanie zrobić koła nawet kilkudziesięciu zjeżdżających w dół rowerów – przybliża istotę problemu Paweł Zyzański.
Motocykliści czują się na Szyndzielni najwyraźniej bezkarni. Korzystają więc z rowerowych tras do woli. Są szybcy, zwinni i bezczelni. Złapać ich nie jest więc łatwo, a na pewno nie są tego w stanie zrobić – jak wynika z wypowiedzi Pawła Zyzańskiego – osoby opiekujące się rowerowymi ścieżkami.
W jeden z październikowych weekendów – tydzień po tym, jak na Szyndzielni grasowali corssowcy – policja wraz ze Strażą Leśną przeprowadziła w rejonie Klimczoka, Szyndzielni, Błatniej, Koziej Górki, Cygańskiego Lasu i Doliny Wapienicy akcję „Bezpieczny Las”. Jej celem było wyłapanie sprawców najczęściej popełnianych na terenie lasów wykroczeń, takich właśnie jak poruszanie się pojazdami mechanicznymi, kradzieże drewna czy spuszczanie psów ze smyczy. Zatrzymano kilka osób jeżdżących po lesie na motocyklach. Ukarano je 500-złotowymi mandatami. Oby nie była to jednorazowa akcja…