Niedawno w jednym z supermarketów na terenie Bielska-Białej doszło do tragicznego i szokującego zdarzenia. Mężczyzna w sile wieku, będąc na zakupach upadł na podłogę. Stracił oddech, puls przestał być wyczuwalny. Rozpoczyna się reanimacja i walka o życie człowieka, a tuż obok kwitnie handel. Sklepu nie zamknięto, klienci przeszkadzali ratownikom. Mężczyzna umierał, a ludzie jak gdyby nigdy nic robili zakupy.
Do zdarzenia doszło niespełna dwa tygodnie temu w dyskoncie na osiedlu Wojska Polskiego. W sklepie przy ul. Stawowej miał miejsce wtedy wzmożony ruch, z racji okresu przedświątecznego. Przed godz. 14.00 służby ratunkowe otrzymały zgłoszenie dotyczące zasłabnięcia jednego z klientów. Na miejsce udała się załoga karetki Bielskiego Pogotowia Ratunkowego.
Na posadzkę, między kasami upadł 57-letni mężczyzna. Zasłabł i przestał oddychać. Na ratunek odruchowo rzuciła się kobieta stojąca nieopodal, fryzjerka z salonu obok. Ułożyła go w pozycji bezpiecznej, przechyliła głowę, rozpoczęła reanimację, którą później prowadziła na zmianę z ekspedientką do przyjazdu ratowników. Ci przyjeżdżają na miejsce ze sprzętem i starają się rozłożyć go na ograniczonej powierzchni pomiędzy sklepowymi kasami.
W tym czasie w sklepie normalnie trwa handel. Nikt nie zważa na to, że ratuje się czyjeś życie. Ludzie wręcz przechodzili nad ratownikami i leżącym na podłodze nieprzytomnym człowiekiem. Inni świadkowie nazywają to zwyczajną znieczulicą. Jeden z ratowników poprosił o zamknięcie kasy i zrobienie wolnej przestrzeni, ale nikt nie reagował. Reanimacja trwała 45 minut. Ratownicy uznali w tej sytuacji, że konieczne będzie wsparcie, aby zapanować nad sytuacją w sklepie. Zakupy były ważniejsze niż ludzkie życie.
Na miejsce, gdzie wciąż trwała próba przywrócenia funkcji życiowych mężczyzny udali się funkcjonariusze Samodzielnego Pododdziału Prewencji Policji. Jeden z policjantów wspomógł ratowników w prowadzeniu reanimacji. Stan pacjenta był tragiczny. Priorytetem było ratowanie życia. 57-latek został przeniesiony do karetki, policjanci radiowozem na sygnałach torowali przejazd do szpitala. Pacjent trafił na oddział kardiologiczny do Polsko-Amerykańskiej Kliniki Chorób Serca przy al. Armii Krajowej, gdzie niestety zmarł.
Policja nie chce komentować zachowania klientów, ani obsługi która przez długi czas nie zamykała sprzedaży w bezpośredniej bliskości prowadzonej akcji reanimacyjnej. – Obecność policjantów miała charakter udzielenia asysty uprawnionemu do przeprowadzania akcji ratowniczej organowi. Na tym opierały się nasze działania – mówi st. sierż. Sławomir Kocur, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej. Ale nie ukrywa, że ludzie w tej sytuacji powinni zachować się inaczej.
17 grudnia br. odbył się pogrzeb zmarłego mężczyzny. Był mieszkańcem osiedla Wojska Polskiego. Sąsiadom, świadkom zdarzenia oraz osobom udzielającym pomocy nie mieści się w głowie, jak można było, niewątpliwie pod wpływem przedświątecznej gorączki, nie zauważyć walki o życie człowieka na podłodze sklepu i nie wykazać się choćby minimum empatii.