Mecze z Zagłębiem Sosnowiec zawsze miały ciekawy przebieg. Nie inaczej było i tym razem. Podbeskidzie rozpoczęło z przytupem, by w końcówce zaserwować sobie horror.
Już w 4. minucie do siatki trafił Sitek. Początkowo asystent podniósł chorągiewkę i wydawało się, że bramka nie zostanie zaliczona. Kiedy jednak analiza VAR trwała długo jasne stało się, że sytuacja prosta do oceny nie jest. Ostatecznie gola uznano i Podbeskidzie cieszyło się z prowadzenia. Przyjezdni próbowali dobrać się do skóry Górali na różne sposoby, ale żaden nie był skuteczny. Nawet były kapitan Bielszczan, Kamil Biliński nie był wstanie nic zdziałać.
W drugą odsłonę znów lepiej weszli gospodarze. Po wrzutce z rzutu rożnego piłkę do bramki wpakował Mikołajewski i podopieczni Mokrego mogli grać spokojniej. Przyjezdni naciskali i naciskali, ale nie mogli sforsować defensywy piłkarzy z pod Klimczoka, których przed stratą gola uratowała nawet poprzeczka. W samej końcówce gospodarze postanowili nieco podnieść ciśnienie i sprokurowali rzut karny, który na bramkę kontaktową zamienił Fabry. Pomimo aż 6 doliczonych minut Zagłębie nie zdołało doprowadzić do wyrównania i 3 punkty pozostały w Bielsku.
