Gdy w połowie ubiegłego stulecia w Barwałdzie Dolnym, nieopodal stacji kolejowej Klecza Górna, budowano wytwórnię mas bitumicznych, nikt z mieszkańców nie protestował. W owych czasach sprzeciw wobec decyzji władzy oznaczał bowiem dla „wichrzyciela” poważne kłopoty – z więzieniem włącznie. Dzisiaj emitowanym przez fabrykę asfaltu zanieczyszczeniom mieszkający w jej pobliżu mówią zgodnym głosem: nie!
Od ponad pół wieku mieszkańcy Barwałdu Dolnego zmuszeni są do wdychania oparów ulatniających się z wytwórni mas bitumicznych Przedsiębiorstwa Robót Drogowo-Mostowych w Wadowicach, będącego od 2012 roku własnością prywatną. Kilka hektarów gruntu, mieszczących między innymi składowisko kruszywa i instalację do produkcji asfaltu, położonych jest niemal w centrum wioski w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły, kilkudziesięciu posesji i zabytkowego kościoła z XVIII wieku. Mieszkańcy przywykli, że w dni, gdy maszyny są w ruchu nie należy otwierać okien ani wywieszać prania w ogrodzie, bowiem smród zatyka nosy, a unoszący się z komina wytwórni dym pokrywa okolicę warstwą pyłu. Gdy rozeszła się wieść, że firma zamierza zwiększyć produkcję, miejscowi postanowili dochodzić swych praw. – Tak bliska lokalizacja wytwórni powoduje zagrożenie dla zdrowia mieszkańców poprzez emisję szkodliwych substancji chemicznych, pyłów i gazów – twierdzi Robert Kowalczyk, prezes Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego „Barwałd – Nasza Przyszłość”, które koordynuje akcję sprzeciwu. – Zwiększenie mocy przerobowych zakładu spowoduje zwiększenie zanieczyszczenia środowiska naturalnego oraz natężenia ruchu samochodowego związanego z dostarczeniem surowców do produkcji, jak i wywożeniem asfaltu. Nie możemy dopuścić, aby fatalna sytuacja trwała w nieskończoność, by kolejne pokolenia wdychały groźne dla zdrowia substancje chemiczne powstające podczas produkcji – twierdzi szef Stowarzyszenia.
PRZYJDZIE NOWE
Prezes PRD-M Witold Frasunek sytuację przedstawia inaczej. – Chcemy starą, wyeksploatowaną instalację zastąpić nowymi urządzeniami, które w znacznie mniejszym stopniu będą wpływać na środowisko naturalne – informuje. – Co istotne, produkcja masy bitumicznej nie wzrośnie znacząco, bowiem to produkt wytwarzany tylko na bieżące potrzeby. Nie można asfaltu robić na zapas, a zgodnie z zasadami procesu technologicznego budowy dróg: nie przewozi się go dalej, niż około 40 km od wytwórni. To wszystko razem wyklucza wzrost produkcji. Co ważne, nowe maszyny są czterokrotnie wydajniejsze od obecnie używanych, toteż czas produkcji, a co się z tym wiąże – okres szkodliwego oddziaływania na środowisko – będzie o wiele krótszy – podkreśla szef wadowickiego przedsiębiorstwa, dodając, że nowe filtry znacząco ograniczą niekorzystny wpływ wytwórni na jakość powietrza w okolicy. Mają one zmniejszyć pylenie aż o 98 procent, a emisję dwutlenków siarki oraz azotu o, odpowiednio, 28 i 25 procent, przy czym stężenie obu związków chemicznych mieścić się będzie w obowiązującej normie. Prezes Stowarzyszenia „Barwałd – Nasza Przyszłość” zwraca uwagę, że podane przez PRD-M wartości emitowanych zanieczyszczeń przez nowe urządzenia są niemożliwe do zweryfikowania.
Sołtys Barwałdu Dolnego Krzysztof Pająk, analizując problem wskazuje na tzw. różę wiatrów. – W Barwałdzie wiatr najczęściej wieje z południowego zachodu i zachodu, czyli od strony zakładu produkującego asfalt. O ile pyły spadające na wioskę pochodzą z komina, to nieznośny smród rozchodzi się podczas transportowania masy bitumicznej na ciężarówki. Zmiana technologii załadunku asfaltu na samochody moim zdaniem znacząco zmniejszyłaby odór w okolicy – twierdzi sołtys.
Według prezesa PRD-M nowe urządzenie produkujące asfalt w znacznym stopniu zniweluje problem. – Obecnie transport gorącej masy bitumicznej na ciężarówkę odbywa się otwartym przenośnikiem. Nowa instalacja kontakt asfaltu z atmosferą ograniczy do minimum – obiecuje.
KLUCZ W RATUSZU?
W rozmowach z mieszkańcami Barwałdu Dolnego można zetknąć się i z opinią, że nie byłoby problemu, gdyby w 2011 roku ówczesne władze Wadowic, wydając decyzję środowiskową, zaostrzyły normy dopuszczalnego zanieczyszczenia powietrza. Brak ograniczeń spowodował bowiem, że władze powiatu wadowickiego nie mogły reagować na działania wytwórni. – Wszystkie narzędzia są w rękach burmistrza Wadowic i Rady Miejskiej – twierdzi starosta wadowicki Bartosz Kaliński. – To nie starosta tworzy normy, a działa na podstawie ustaw, rozporządzeń oraz aktów prawa miejscowego. Takim aktem jest miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego i w nim burmistrz oraz RM mogą zaostrzyć normy dotyczące wprowadzania zanieczyszczeń do powietrza.
Robert Kowalczyk podkreśla, że celem Stowarzyszenia „Barwałd – Nasza Przyszłość” nie jest toczenie sporów, a zapobiegnięcie dalszemu zanieczyszczaniu powietrza w wiosce. – Mamy nadzieję, że wspólnie ze starostwem powiatowym oraz Urzędem Miejskim w Wadowicach uda się doprowadzić do sytuacji satysfakcjonującej wszystkich, czyli sprawimy, iż mieszkańcy nie będą narażeni na życie w zatrutym chemikaliami środowisku – podkreśla.
Burmistrz Wadowic Mateusz Klinowski zapowiada, że zrobi wszystko, aby pomóc mieszkańcom Barwałdu Dolnego w rozwiązaniu problemu, ale sytuacja, w której się znalazł komfortową bynajmniej nie jest. Włodarz grodu nad Skawą zdobył fotel burmistrza, głosząc między innymi, że ochrona środowiska w gminie, to priorytet jego działalności, no i nazywa siebie „szalonym ekologiem”. Trudno jednak oczekiwać, że „pójdzie na noże” z firmą płacącą niemałe podatki do gminnej kasy. Toteż doprowadzenie do sytuacji „wilk syty i owca cała” nie wydaje się być łatwym zadaniem.