Noszą w swoich sercach rany, które mogą się nigdy nie zabliźnić. Niektórzy stracili rodziców, inni zaufanie do nich. Są i tacy, którzy nigdy go nie mieli. Ojciec ich bił, matka piła na umór. W radoczańskim Feniksie dzieci i młodzież po przejściach uczą się żyć od nowa. Próbują uwierzyć w siebie, odnaleźć radość istnienia, wybaczyć okrutnemu losowi. Nie zawsze im się to udaje.
Pod nazwą Feniks działają w Radoczy dwie połączone w ubiegłym roku instytucje: Ośrodek Interwencji Kryzysowej i Placówka Opiekuńczo-Wychowawcza, w której azyl znajdują skrzywdzone dzieci od dziesiątego do osiemnastego roku życia. Czasem sieroty, częściej zaniedbane nastolatki z rodzin dysfunkcyjnych. Obarczone bagażem przeżyć, które ciężko byłoby udźwignąć nawet dorosłym. Do Feniksa trafiają zazwyczaj wtedy, gdy notorycznie wagarują lub przez dłuższy czas w ogóle nie chodzą do szkoły. Najbardziej zatrważający jest fakt, że zanim zostaną umieszczeni w radoczańskiej placówce, niekiedy ich przerwa w nauce sięga dwóch, a nawet trzech lat! Nauczyciele z reguły powiadamiają rodziców o nieobecnościach ucznia na lekcjach, ale gdy to nie przynosi efektów, najwyraźniej nie wnikają w przyczyny obojętności matki czy ojca na postępy dziecka. A sytuacja w rodzinie notorycznego wagarowicza bywa dramatyczna – dorośli wiecznie zamroczeni alkoholem, przemoc, nienawiść między rodzicami.
– Mamy niemały problem, jak wyprowadzić na prostą wychowanków z tak dużymi zaległościami w nauce. Nie zawsze nam się to udaje, bo młodzieży, która zbyt długo cieszyła się swobodą, trudno jest przyzwyczaić się do regularnego uczęszczania na lekcje. Najtrudniejsze przypadki musimy kierować do sądu, który decyduje, w jakiej innej placówce umieścić naszego wychowanka. Może to być młodzieżowy ośrodek socjoterapii lub młodzieżowy ośrodek wychowawczy – mówi Adam Bandoła, dyrektor Feniksa. Zdarza się również, że trzeba się uporać nie tylko ze skłonnością do wagarów, ale i nałogami. Najczęstszym i bardzo trudnym do wytrzebienia jest uzależnienie od nikotyny, które w równym stopniu dotyka chłopców i dziewczęta.
TĘSKNOTA ZA DOMEM
Śliczna siedemnastoletnia Patrycja* z Wadowic otwarcie przyznaje, że przestała chodzić do szkoły, bo wpadła w złe towarzystwo. A w domu nie było nikogo, kto pomógłby jej się z tego środowiska wyrwać. Wiecznie zajęty pracą tata nie miał czasu dla potomstwa, a przytłoczona opieką nad piątką dzieci matka zbyt często zaglądała do kieliszka. Ale odkąd we wrześniu ubiegłego roku Patrycja trafiła do placówki w Radoczy, ani razu nie była na wagarach. Pokusa, by czasem urwać się z lekcji, była z początku silna, lecz dziewczyna wiedziała, że nie ujdzie jej to na sucho, więc zacisnęła zęby i zaczęła się uczyć. Przyswajanie wiedzy przychodzi jej łatwiej niż sądziła, a wytrwałość przynosi efekty w postaci coraz lepszych ocen.
– Nawet zaczęło mi się to podobać. Teraz patrzę na życie z innej perspektywy niż jeszcze kilka miesięcy temu. Zrozumiałam, że bez szkoły trudno mi będzie znaleźć pracę, a chciałabym móc na siebie zarabiać – zapewnia Patrycja. – W Feniksie jest całkiem fajnie. Widać, że wychowawcy naprawdę się o nas troszczą. Do niczego nas nie zmuszają, raczej przekonują. Organizują nam wycieczki i wyjazdy do kina, ale mimo wszystko wolałabym już wrócić do domu. Jeżdżę tam co weekend, a i mama mnie tutaj odwiedza, ale to nie to samo. Tęsknię za rodzeństwem. Patrycja jest jedną z nielicznych osób, które mają szansę na opuszczenie placówki przed osiągnięciem pełnoletności. Jej matka stara się wyjść z nałogu i regularnie przyjeżdża na organizowane w Feniksie spotkania dla rodziców z udziałem psychologa. W czasie tych wizyt nie zdarza się, aby była pod wpływem alkoholu.
GDZIE MOJE 500 PLUS?
– Naszym głównym celem jest, aby dziecko przebywało w placówce jak najkrócej. Dążymy do tego, by zlikwidować przyczynę, która doprowadziła do umieszczenia go tutaj. Czasem się do udaje, ale prawda jest taka, że wielu wychowanków woli być tu niż w rodzinnych domach. Bywa, iż w czasie ferii czy wakacji wyjeżdżają do rodziców lub prawnych opiekunów na dwa albo trzy tygodnie, a wracają już po kilku dniach – twierdzi Adam Bandoła. Dlaczego tak się dzieje? Mało który wychowanek Feniksa pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Zwykle warunki w jego domu są bardzo skromne, czasami bieda aż piszczy. Dziecko dostaje w placówce prowiant, który powinien mu wystarczyć na cały okres pobytu u rodziców czy innych krewnych, ale pełen żołądek nie wystarczy do szczęścia młodemu, pełnemu energii i głodnemu wrażeń człowiekowi. Szybko zaczyna mu brakować rozrywek, do których ma niemal nieograniczony dostęp w Radoczy – komputerów, siłowni, wyjazdów na basen do Wadowic, różnorodnych zajęć.
Ale zdarzają się znacznie poważniejsze powody, dla których wychowankowie Feniksa nie chcą przebywać pod jednym dachem z najbliższymi. Julia, która wraz z pełnoletnim bratem wróciła na stałe do domu, szybko zatęskniła za bezpieczną przystanią w Radoczy. Bo tam nikt nigdy nie podniósł na nią ręki i nie musiała znosić ciągłych upokorzeń… Również dla rodziców dłuższa obecność pociech w domu niekoniecznie jest powodem do radości. Choć trudno w to uwierzyć, dla wielu z nich odebranie dzieci wcale nie było trudnym do zniesienia ciosem. Chyba że finansowym… Jedną z matek zbulwersowała wieść, iż na latorośl przebywającą w placówce nie dostanie świadczenia z programu Rodzina 500 plus. Ale wymykające się jej z palców pieniądze nie stanowiły wystarczającej motywacji do takiej zmiany postępowania, by mogła odzyskać syna.
Obecnie w placówce przebywa sześcioro pełnoletnich wychowanków, którzy mogliby ją w każdej chwili opuścić, lecz bynajmniej się do tego nie palą, gdyż wiedzą, że w domu nie zostaną powitani z otwartymi ramionami. W Feniksie mogą pozostać do ukończenia 25 roku życia, jeśli nadal się uczą. 23-letni Kamil, który uczęszcza jeszcze do technikum, z obawą myśli o niedalekiej przyszłości, gdy będzie musiał odejść z placówki. W czasie wakacji pracuje, dzięki czemu ma trochę własnych pieniędzy i nawet kupił sobie samochód, ale zdaje sobie sprawę, że może mieć problem zarobić tyle, by wystarczyło mu na pełne utrzymanie. A na pomoc rodziny liczyć nie może…
PIŁKARZE I ARTYSTKI
Do Feniksa trafiają niekiedy bardzo uzdolnione, choć często nieświadome tego dzieci. W rodzinnych domach z reguły nie miały możliwości, by rozwijać swoje talenty. Dopiero w placówce dostały taką szansę. – Mamy tak dobrych piłkarzy, że gdy jedziemy na zawody placówek opiekuńczo-wychowawczych, to przeważnie wracamy z pierwszą nagrodą. Już nas tam nie chcą, bo nie dajemy innym szans na wygraną – śmieje się Adam Bandoła. – Nasi wychowankowie grają nie tylko we własnym gronie, ale też w okolicznych klubach sportowych. Mamy również dwie siostry, które pięknie rysują i malują. Jedna z nich zdobyła pierwszą nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Malarskim El Greco. Obydwie uczą się teraz w Liceum Plastycznym w Nowym Wiśniczu. Mieszkają tam w internacie, a w Feniksie spędzają weekendy. Wcześniej uczęszczały na płatne zajęcia do prywatnej pracowni malarskiej, które oczywiście im opłacaliśmy.
Wychowankowie placówki mają nie tylko dobre warunki do nauki i rozwoju, ale również sporo swobody. Muszą regularnie chodzić do szkoły, ale nikt nie ingeruje w to, gdzie i z kim spędzają wolny czas, pod warunkiem, że do Feniksa wracają nie później niż o 21.45. Nie jest to jednak sztywna pora. Jeśli ktoś uprzedzi, iż z jakiegoś powodu nie zdąży na tę godzinę, może przyjść później. Dopiero w sytuacji, gdy spóźnienie jest znaczne, a wychowanek o nim nie poinformował, wychowawca zawiadomi policję o jego nieobecności. Może to bowiem świadczyć o ucieczce. Nie są to bynajmniej częste przypadki, choć niekiedy się zdarzają. – Ale od ponad roku nie mieliśmy żadnego uciekiniera – zapewnia Adam Bandoła.
PRAGNIENIE MIŁOŚCI
Gdy spełni się marzenie Patrycji o powrocie do domu, będzie to bolesne doświadczenie dla młodszej o pięć lat Oliwii, z którą siedemnastolatka mieszka w jednym pokoju. Dziewczynce bardzo trudno jest się zaaklimatyzować w placówce, ale dzięki opiece starszej koleżanki, radzi sobie coraz lepiej. Patrycja potrafi wyciągnąć ją z najczarniejszego humoru, ukoić jej łzy. Choć nie brakuje wychowanków, którzy potrafią docenić wszystko, co oferuje im Feniks – suto zastawiony stół, mnogość atrakcyjnych form spędzania wolnego czasu, pomoc w nauce, wycieczki i wyjazdy wakacyjne, są i tacy, którzy nie potrafią przeboleć rozstania z rodziną. Nieważne, jaka ona była. Nawet jeśli mama i tata nie interesowali się dziećmi albo źle je traktowali, a przy tym nadużywali alkoholu, to jednak byli blisko. Magia rodzinnego domu rośnie, im bardziej rozłąka się przedłuża.
Dlatego znaczna większość z 28 wychowanków Feniksa spędza Boże Narodzenie, Wielkanoc, ferie i weekendy z bliskimi. Niekoniecznie matką lub ojcem. Emilka i Anielka jeżdżą do dorosłej siostry, która razem ze swoim partnerem stara się stworzyć im namiastkę domu. Rodzice od dawna nie przejawiają prawie żadnego zainteresowania córkami. Mama rzadko jest trzeźwa, a tata zaczął nowe życie w innym województwie. W większe święta w placówce zostaje nie więcej niż piątka młodych ludzi. Nie brakuje im niczego, prócz tego, o czym marzą najbardziej – rodzinnej miłości…
* imiona wychowanków zmienione