Bielski radny Roman Matyja wypowiedział wojnę rdestowi. Inwazyjna roślina ma pecha – wkroczyła na teren jego okręgu wyborczego.
Rdest przywędrował do Polski ze wschodniej Azji. Został przywieziony jako roślina ozdobna, chętnie sadzono go w ogrodach botanicznych, ale też przydomowych. I długo nie było problemu. Istnieje wiele gatunków rdestu. W Polsce występują co najmniej trzy, najczęściej tzw. rdest ostrokończysty zwany japońskim. To właśnie ten gatunek podbija nasz kraj. Widuje się go zwłaszcza na brzegach rzek i potoków, ale nie tylko, bo może przetrwać w miejscach, w których inne rośliny nie dają rady. Rdestowiec japoński rośnie bardzo szybko, nawet do 10 cm na dobę, a jego pędy osiągają od 2 do 3 metrów wysokości, tworząc bardzo gęsto porośnięte zwarte zagajniki. Kiełkujący pęd rdestowca jest w stanie przebić nawet asfalt.
Rdest opanował brzegi Białej od źródeł do ujścia. Kłącza pojedynczego rdestu sięgają korzeniami nawet 3 metry w głąb ziemi i rozrastają się na boki nawet na kilka metrów. Rdest przez długie lata zdobywał coraz to nowe terytoria, specjalnie z nim nie walczono (inaczej niż np. barszcz Sosnowskiego nie parzy). Tymczasem nie pozwala na rozwój innym roślinom, zabiera im cenną wodę. Na dodatek zielone łodygi są jednoroczne. Na zimę obumierają i opadają na ziemię, a w ich miejsce na wiosnę wyrastają nowe. Gruba powoli butwiejąca ściółka z tych obumarłych części skutecznie uniemożliwia wykiełkowanie w tym miejscu innym roślinom. Jednym słowem tam, gdzie pojawi się rdest, nic innego już nie wyrośnie. Cierpi na tym bioróżnorodność. To zakłóca funkcjonowanie całych – zwłaszcza nadbrzeżnych – pierwotnych ekosystemów, tworząc w ich miejsce jednolite „rdestowe” monokultury. Poza tym zwarte ściany wysokich rdestowców, rosnące w korytach rzek, mogą blokować przepływ wody, co stwarza zagrożenie powodziowe. Na dodatek ich podziemne kłącza mocno erodują brzegi.
Rdest jest rośliną miododajną, lecz ma tę wadę, że (podobnie jak również inwazyjna nawłoć kanadyjska) kwitnie bardzo późno, w czasie, gdy pszczoły powinny już przygotowywać się do zimowego letargu. Temu celowi służą zabiegi pszczelarskie, które na jesień wykonuje się w każdej pasiece. Pszczoły oblegające tak późną porą kwiaty rdestu są nadal bardzo aktywne, co zakłóca ich cykl życiowy. Można powiedzieć, że choć rdest daje miód, jednak może zagrażać przetrwaniu pszczelich rodzin. Wypierając rodzime gatunki sprawia też, że pszczoły nie mają czego zbierać w okresie letnim.
Polsce istnieją regulacje prawne mające ograniczyć to zjawisko. Zgodnie z ustawą o gatunkach obcych rdestu japońskiego nie wolno sadzić w ogrodach czy przenosić w inne miejsca. Obowiązek jego zwalczania – podobnie jak każdej innej rośliny inwazyjnej – spoczywa na właścicielu działki lub zarządcy danego terenu. Na dodatek istnieje obowiązek zgłaszania właściwym dla danego obszaru wójtom, burmistrzom albo prezydentom miasta wszelkich zaobserwowanych siedlisk rdestu w środowisku naturalnym.
To właśnie postanowił zrobić radny Matyja. Jak przyznaje, zajął się tym tematem dopiero teraz, bo przez wiele lat żył w nieświadomości, czym jest rdest i jak bardzo jest to inwazyjna roślina. – Co prawda wiedziałem, że nad brzegami rzek i potoków rosną te rośliny, lecz określałam je ogólnie mianem chaszczy i nie sądziłem, że stanowią jakieś zagrożenie. To, że tak jest uświadomili mu mieszkańcy Kamienicy wskazując jak rdesty coraz bardziej kolonizują tę dzielnicę – mówi Roman Matyja. Zaczął zgłębiać temat, czytać, rozmawiać z ekspertami i dochodzić do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić. Na początek postanowił zinwentaryzować wszystkie miejsce występowania rdestu japońskiego na obszarze okręgu, z którego kandydował. Lista takich stanowisk jest już prawie gotowa, do sprawdzenia pozostało mu jeszcze tyko osiedle Beskidzkie. Przy czym radny nie wykluczył, że w przyszłości zajmie się terenem całego miasta i zidentyfikuje wszystkie miejsca występowania tej rośliny w Bielsku-Białej. Na początek jednak lista z jego okręgu trafi do prezydenta, a on, w miarę swoich możliwości i uprawnień jako radny dopilnuje, aby władze miasta podjęły skuteczną walkę z rdestowcem. Radny zakłada, iż jeśli chodzi o tereny należące do gminy sprawa będzie łatwiejsza do rozwiązania. Gorzej jeśli chodzi o obszary, które nie są własnością miasta, jak chociażby te, którymi administrują Wody
W Polskie, które – jak pokazuje życie – nie za bardzo radzą sobie z inwazją przybysza z Azji. Radny zapewnia jednak, że nie odpuści.
Walka z rdestem i próba jego wypleniania może jednak okazać się trudniejsza niż mogłoby się wydawać. Roślina tak łatwo się bowiem nie poddaje, a niszczenie jej siedlisk to przysłowiowa walka z wiatrakami. Jedynym w miarę skutecznym sposobem jej wyplenienia (zwłaszcza w przypadku większych stanowisk) jest zastosowanie silnych środków chwastobójczych i to przynajmniej kilka razy w sezonie. Takie intensywne opryski nie do końca są jednak pożądane, zwłaszcza jeśli chodzi o tereny nadbrzeżne czy zamieszkane przez ludzi.
Co więc zamierza radny? – Mam kontakt z pewną specjalistką zajmująca się tą problematyką i dowiedziałem się, iż istnieje metoda rugowania rdestu za pomocą specjalnych siatek. Na stanowisko tej rośliny zanim jeszcze zacznie kiełkować nakłada się specjalny materiał nie przepuszczający światłą. Jest na tyle gęsty, iż nie mogą się przez niego przebić kiełkujące pędy rdestu, lecz na tyle rzadki, że mogą to zrobić źdźbła trawy – tłumaczy Roman Matyja. I sugeruje, że może uda się tę metodę zastosować na terenie miasta.