Wydarzenia Bielsko-Biała

Ratownicy górscy niczym policjanci? Wolą pozostać niezależni

Beskidzka Grupa GOPR zacieśnia współpracę ze strażą graniczną. Niedawno podpisano porozumienie w tej sprawie. Czy GOPR zmieni się w jedną z państwowych służb?

Chodzi o skuteczne współdziałanie w zakresie zadań realizowanych zarówno przez GOPR, jak i pograniczników, szczególnie o udzielanie wzajemnej pomocy podczas akcji ratowniczych, organizowanie wspólnych szkoleń oraz wymianę informacji, w tym o zdarzeniach – jak to określono – mogących mieć wpływ na ochronę granicy państwowej.

Umowę – o czym informowaliśmy – podpisano w plenerze, w górach na terenie Korbielowa. Niejako z marszu w ramach usprawniania koordynacji wspólnych działań, w rejonie Pilska odbyły się „manewry” (użyto właśnie tego określenia, kojarzącego się jednoznacznie z wojskiem). Wzięli w nich udział także policjanci, żołnierze wojsk obrony terytorialnej oraz leśnicy. Jak można dowiedzieć się z ogólnodostępnych publikacji scenariusz szkolenia przewidywał między innymi poszukiwanie przez ratowników górskich ukrytych w górach pozorantów. Do ich namierzenia użyto specjalistycznego, nowoczesnego sprzętu poszukiwawczego, jakim dysponuje straż graniczna, w tym drona wyposażonego w kamerę termowizyjną. Plan działań opracowali funkcjonariusze straży granicznej.

„Nasze zespoły ratowników dyżurnych z Hali Miziowej i Centralnej Stacji Ratownictwa w Szczyrku zostały zadysponowane do poszukiwań bez znajomości scenariusza i miejsca ukrycia się pozorantów. W wyniku akcji poszukiwawczej przeprowadzonej wspólnie z funkcjonariuszami służb biorących udział w manewrach, w kilka godzin odnaleźliśmy wszystkie poszukiwane osoby” – można przeczytać na stronie Grupy Beskidzkiej GOPR.

Nie trzeba zbytnio wysil6ać wyobraźni, iż nie chodziło raczej o poszukiwanie zabłąkanych w górach turystów, bo ci zazwyczaj nie ukrywają się przez ratownikami, lecz o kogoś, kto nielegalnie przekroczył granicę i nie chce być odnaleziony przez straż graniczną czy inne służby. Czyżby goprowcy mieli teraz tropić w Beskidach nielegalnych imigrantów? Oznaczać by to mogło, że ziszcza się bardzo stary pomysł przekształcenia GOPR w jedną z państwowych służb, takich jak policja, straż graniczna czy straż pożarna. Podobne umowy o współpracy z pogranicznikami podpisała niedawno także Krynicka Grupa GOPR, a o współpracy bieszczadzkich ratowników ze strażą graniczną słyszy się od dawna. Grupy te działają na obszarach położonych przy granicy państwa ze Słowacją. Czyżby więc było coś na rzeczy?

Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zostało powołane do życia w 1952 r. jako kontynuator tradycji znacznie starszego Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Od początku istnienia GOPR jest niezależnym stowarzyszeniem posiadającym osobowość prawną. Jego celem jest niesienie pomocy osobom potrzebującej jej w górach. Ratownicy do dziś składają ślubowanie, którego tekst powstał już ponad 100 lat temu. „Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów będę, na każde wezwanie Naczelnika lub Jego Zastępcy – bez względu na porę roku, dnia i stan pogody – stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie i udam się w góry celem niesienia pomocy ludziom jej potrzebującym” – brzmią pierwsze słowa roty ślubowania.

Goprowcy to w przeważającej mierze ochotnicy, którzy chcą poświęcać swój czas, zdrowie, a nawet życie, aby bezinteresownie pomagać w górach innym. W sumie w całym kraju działa obecnie w strukturach GOPR 769 ratowników ochotników i tylko 138 ratowników zawodowych. W skład stowarzyszenia GOPR wchodzi siedem grup terenowych, w tym Grupa Beskidzka (w Tatrach działa na podobnych zasadach ponownie powołane do życia w 1991 r., jako samodzielne stowarzyszenie – Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe). Choć GOPR jest niezależną od państwowych struktur organizacją, to jego działalność w mniejszym lub większym stopniu jest przez państwo finansowana. Goprowcy nie działają już tylko w górach, lecz także – jako doskonale wyszkoleni ratownicy – wykorzystywani są podczas różnych akcji ratunkowych na terenie całego kraju. Współpracują wtedy z innymi państwowymi służbami ratunkowymi. Niezależność ratowników górskich działających w ramach samodzielnego stowarzyszenia nie zawsze podobała się rządzącym. Starsi goprowcy wspominają, jak w latach PRL-u ówczesne władze czyniły starania i naciskały na ratowników górskich, aby ci obligatoryjnie stawali się członkami ORMO, czyli ochotniczej przybudówki Milicji Obywatelskiej. Ratownicy bronili się przed tym rękami i nogami wiedząc, iż w ten sposób utracą zaufanie społeczne, jakim GOPR cieszył się od lat. Mimo usilnych starań władzy ludowej, ratownicy obronili swą niezależność.

Kolejne propozycje uczynienia z GOPR-u służby państwowej pojawiły się już w nowej rzeczywistości. Zresztą takie rozwiązania istnieją w wielu krajach. W większości państw alpejskich pomoc potrzebującym niosą w górach zawodowe służby ratownicze funkcjonujące w strukturach policji czy żandarmerii. Także w sąsiedniej Słowacji, gdzie od lat funkcjonowała na podobnych zasadach jak polski GOPR, Horska Služby, powstała w 2003 roku Horská Záchranná Služba – państwowa zawodowa służba ratownictwa górskiego. Jej funkcjonariusze posiadają uprawnienia w pewnym zakresie zbliżone do policyjnych i działają w podobnej strukturze organizacyjnej. Warto o tym pamiętać przemierzając słowackie góry, bo tamtejsi „goprowcy” mogą ukarać niesfornego turystę mandatem. Poza tym od 2006 r. akcje ratunkowe prowadzone przez HZS są odpłatne. W przypadku tych z użyciem śmigłowca, rachunek może opiewać nawet na kilka tysięcy euro. Wyruszając na podbój słowackich szczytów lepiej się więc zawczasu ubezpieczyć na taką ewentualność.

W Polsce, mimo dyskusji na temat potrzeby zmian w funkcjonowaniu ratownictwa górskiego, wszystko pozostaje na razie po staremu. GOPR i TOPR nadal są niezależnymi od państwa stowarzyszeniami, a niesiona przez nie pomoc jest bezpłatna. Czy podpisywana teraz umowa z pogranicznikami, a także mocno akcentowana konieczność zacieśniania współpracy z innymi służbami oraz wspólne ćwiczenia nie są jednak przygotowaniem do przekształcenia obecnego Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w służbę państwową?

Zapytaliśmy o to Jerzego Siodłaka, naczelnika GOPR, byłego wieloletniego szefa beskidzkiej GOPR. – Ten temat co jakiś czas wraca. Rozmowy na ten temat prowadzone były nawet z poprzednim rządem. Generalnie jednak większość członków GOPR, jak i TOPR stanowią ratownicy ochotnicy, a wolą tej większości jest, aby organizacje te nadal pozostały niezależnymi stowarzyszeniami – mówi KRONICE Jerzy Siodłak.

Zarazem przyznaje, że już teraz GOPR i TOPR mają charakter państwowych parasłużb, bo podlegają w jakimś stopniu pod MSWiA. Wciąż są jednak organizacjami o charakterze ochotniczym, a nie zawodowym. Nic nie wskazuje na to – wynika z wypowiedzi Siodłaka – aby w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej miało się to zmienić. – Ani z naszej strony nie ma generalnie takiej woli, ani ministerstwo nie wyraża obecnie takiej potrzeby – tłumaczy Jerzy Siodłak. Obecna ścisła współpraca ze strażą graniczną i innymi służbami ma więc charakter raczej doraźny, dotyczący wspólnych działań, a nie jest początkiem dużych zmian w ratownictwie górskim.

Naczelnik Siodłak zwraca przy tym uwagę na pewien szczegół, po tym jak na Słowacji utworzono zawodową państwową Horską Záchranną Službę. Doprowadziło to do ogromnych sporów pomiędzy zawodowymi ratownikami a wciąż działającymi w tamtejszych górach wolontariuszami (na Słowacji istnieje obecnie kilka ochotniczych formacji ratownictwa górskiego, w tym dawna Horska Služby). – Dużo jest tam emocji z tym związanych i takiego niezdrowego układu, nie mającego nic wspólnego z koleżeństwem i tym, co powinno cechować ratownictwo górskie – przyznaje Siodłak.

Czy w Polsce zostaną wprowadzone opłaty za akcje ratunkowe w górach? – To temat już nieaktualny. Czasami pojawia się jeszcze w medialnych dyskusjach, lecz nie ma obecnie takiej woli. Sprawę można uznać za zamkniętą – ucina naczelnik. Co ciekawe opłaty zazwyczaj wpływają negatywnie na poziom bezpieczeństwa w górach. Zdarza się bowiem, że osoby, które potrzebują pomocy, a nie posiadają ubezpieczenia mogącego pokryć koszty akcji ratunkowej, nie wzywają ratowników i próbują sobie radzić same. A jak to może się skończyć – łatwo sobie wyobrazić.

google_news