Rada Miejska w Bielsku-Białej podjęła uchwałę o przystąpieniu do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania dla terenów położonych w rejonie ulic Karpackiej i Jeżynowej. To efekt protestów, jakie wywołały plany dewelopera wzniesienia na tym obszarze osiedla apartamentowców. Z tym tylko, że obecne działania Rady mogą już nie powstrzymać tej inwestycji.
Przypomnijmy, że w połowie kwietnia mieszkańcy Kamienicy podnieśli alarm, gdy na usytuowanej nieco na uboczu (w rejonie ulic Jeżynowej i Karpackiej) dużej prywatnej działce właściciel terenu rozpoczął budowę solidnej, utwardzonej drogi. Wcześniej był to urokliwy stary sad położony w widłach dwóch potoków. Inwestycja wzbudziła zainteresowanie i ciekawość sporej grupy mieszkańców Kamienicy. Bardzo szybko odkryli, że w Internecie już pojawiły się reklamy zachwalające kompleks mieszkaniowy „Jeżynowy Zakątek”, jaki ma powstać właśnie w tym miejscu. Wywołało to prawdziwą burzę, bo zdaniem przeciwników, zabudowa ta ma być znacznie wyższa od okolicznych domostw, co sprawi, że nie będzie do nich dostosowana. Działania te określano wręcz urbanistycznym bublem, który zaburzy ład przestrzenny i walory krajobrazowe okolicy, a także zakłóci spokój okolicznych mieszkańców. Ponadto – wytykali – inwestycja negatywnie wpłynie na środowisko naturalne w otulinie Jeżynowej Doliny oraz spowoduje spadek wartości działek sąsiednich – czytamy w piśmie protestacyjnym, pod którym podpisało się już w kwietniu ponad 200 osób.
Przedmiotem sporu nie jest publiczna, ogólnie dostępna zielona działka, którą teraz „zły” deweloper chce zabudować i odebrać lokalnej społeczności, lecz teren prywatny, od dawna ogrodzony i ze swej natury dla innych niedostępny.
Problem w tym, iż plany inwestora nie wykraczały poza granice prawa lokalnego. Otóż w 2011 roku dla tej części dzielnicy uchwalony został plan przestrzennego zagospodarowania. Wynika z niego, że na opisanej działce mogą powstawać budynki wielorodzinne o wysokości do 12 metrów.
Nie powstrzymało to jednak przeciwników inwestycji, którzy – aby nie wchodzić w szczegóły – doprowadzili do tego, że władze miasta postanowiły przychylić się do ich żądań i zmienić plan zagospodarowania dla tego obszaru. Chodzi o stosunkowo niewielki kawałek gruntu o powierzchni 3,63 hektara. Zmiana ma się sprowadzać w praktyce do zastąpienia obecnego zapisu takim, który dopuści dla tego terenu wyłącznie funkcję zabudowy mieszkaniowej jednorodzinnej oraz usług, z wykluczeniem zabudowy mieszkaniowej wielorodzinnej. Decyzja ta – jak tłumaczą w ratuszu – była poprzedzona wieloma konsultacjami i spotkaniami z mieszkańcami dzielnicy i jest próbą wyjścia naprzeciw ich oczekiwaniom. Obecnie podejmowane kroki mogą się jednak na wiele nie zdać. Przygotowanie i uchwalenie planu potrwa co najmniej rok, a w najlepszym wypadku siedem miesięcy. I nie wynika to z opieszałości urzędników czy ich niechęci, lecz z procedury planistycznej.
Tymczasem inwestor – jak tłumaczono to podczas sierpniowej sesji Rady Miejskiej – już wystąpił o pozwolenia na budowę jednego z planowanych w tym miejscu budynków. Tak długo jak będzie obowiązywać plan uchwalony w 2011 roku, nie ma żadnych przeciwwskazań, aby takiego zezwolenia nie dostał. Poza tym, zgodnie z prawem, ratusz musi to zrobić w ciągu 65 dni od momentu złożenia wniosku. Biorąc pod uwagę, jak szybko obecnie wznosi się budynki, nietrudno sobie wyobrazić, że zanim nowy plan zostanie uchwalony, inwestor może zdążyć wybudować na tym terenie nie jeden, lecz nawet kilka apartamentowców. A chyba nie o to chodziło protestującym. Przy czym – choć zabrzmi to może gorzko – mieli aż siedem lat na to, aby domagać się wprowadzenia zmiany w planie zagospodarowania. Zrobili to jednak dopiero wtedy, gdy na działce pojawiły się już koparki…
Na koniec narzuca się jeszcze jedna refleksja. Przedmiotem sporu nie jest publiczna, ogólnie dostępna zielona działka, którą teraz „zły” deweloper chce zabudować i odebrać lokalnej społeczności, lecz teren prywatny, od dawna ogrodzony i ze swej natury dla innych niedostępny. Gdy nawet dojdzie już do zmiany planu zagospodarowania, nieruchomość taką wciąż pozostanie, bez względu na to, czy powstaną tam apartamentowce, czy jednorodzinne rezydencje. Różnica będzie tylko taka, że zamiast kilku, na obszarze tym będzie mieszkań kilkadziesiąt. Czy to aż taki problem? Poza tym, powoływanie się na ład architektoniczny w przypadku Kamienicy to chyba lekka przesada. Wszak patrząc na zabudowę tej dzielnicy, trudno nie odnieść wrażenia, że już teraz każdy budynek wygląda tak jakby był z innej parafii…