Damian Stawicki z Bielska-Białej, który w poprzednich sezonach był piłkarzem Spójni Landek, Metalu Węgierska Górka – Skałki Żabnica, Drzewiarza Jasienica, a ostatnio Wiślańskiego Stowarzyszenia Sportowego Wisła, wraz ze znajomym Ryszardem Chodonowskim – także mieszkańcem stolicy Podbeskidzia – pokonali ostatnio na rowerach blisko 700 kilometrów. W trzy dni dojechali nad morze!
– Sam pomysł na podróż powstał bardzo spontanicznie. Zbliżający się weekend majowy i brak konkretnych planów spowodował, że bez dłuższego namysłu postanowiliśmy umówić się na wycieczkę rowerową, której celem była Słowacja. Sama jazda, jak i ludzie, których napotkaliśmy po drodze, zainspirowały nas do podjęcia większego wyzwania. Pozytywnie zaskoczeni wrażeniami, jakie niesie za sobą taka forma spędzania wolnego czasu, jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy, że pojedziemy… nad morze. Sama podróż i przygotowanie do niej odbywały się na podobnej zasadzie jak wówczas, gdy decydujemy się na wakacje w ofercie „last minute”. Na kilka dni przed ustaloną datą wyjazdu nasza podróż nabierała coraz to wyraźniejszego kształtu. Zmobilizowaliśmy się i w zasadzie w trzy dni zorganizowaliśmy rowery, skompletowaliśmy sprzęt oraz wytyczyli trasę. Żeby nie było zbyt łatwo, poza dotarciem nad morze wyznaczyliśmy sobie cel poboczny, którym było dotarcie do Bydgoszczy i kibicowanie w tamtejszej strefie kibica podczas meczu Polska-Senegal. Poprzeczka została zawieszona wysoko, mieliśmy 2,5 dnia na to, by znaleźć się w województwie kujawsko-pomorskim – mówią zgodnie Damian Stawicki i Ryszard Chodonowski.
Postawiliśmy na spontaniczność. Kluczem do osiągnięcia celu jest nastawienie, które z powodzeniem jest w stanie uzupełnić ewentualne braki kondycyjne i zachować optymizm w sytuacjach kryzysowych. Ważna jest też motywacja i wzajemne wspieranie się podczas jazdy, kiedy organizm domaga się, by zejść z roweru.
Trzymając się zarysu planu, który stworzyli jeszcze przed wyjazdem, pokonali 670 km w trzy dni. – Doliczając do tego kilometry, które dołożyliśmy będąc już nad Bałtykiem, można przyjąć, że podczas całej podróży zrobiliśmy ponad 700 km – tłumaczy Damian Stawicki. Przez większość trasy towarzyszyła im upalna aura wraz z wiatrem, który niejednokrotnie stawiał spory opór. Pomocą w ciężkich chwilach, gdy trudy trasy dawały się we znaki, okazywały się piękne krajobrazy. – Bujne lasy, bezkresne łąki i malownicze pola dodawały nam sił i pozwalały choć na chwilę odciąć się od negatywnych myśli rodzących się w głowie. Co było do przewidzenia, podczas drogi wystąpiły problemy, z którymi liczyliśmy się przed wyprawą i na które byliśmy przygotowani. Były przebite dętki, niesprzyjające warunki atmosferyczne, zmęczenie czy doskwierające głód oraz pragnienie. Jednak zdecydowanie największym zaskoczeniem podczas całej podróży było to, że zdaliśmy sobie sprawę, jak silną wolą i determinacją można osiągnąć coś, co wcześniej wydawałoby się niemożliwe – dodaje.
Podczas wyprawy spotkali się z życzliwością ze strony ludzi oraz z ich pozytywną reakcją, gdy dowiadywali się o ich zamiarach czy już przebytej drodze. Mimo że wycieczka była rowerowa, zaliczyli też przejażdżkę autostopem. – W kryzysowej sytuacji, gdy utkwiliśmy przed gdańskim tunelem, do którego rowerami nie mogliśmy wjechać, z pomocą przyszedł nam sympatyczny dostawca mięsa, który przewiózł nas razem z całym sprzętem na drugą stronę. Dzięki jego pomocy szybciej dotarliśmy do miejsca, w którym mieliśmy nocleg, czego po trudach napotkanych na ostatnim odcinku bardzo potrzebowaliśmy – komentuje Ryszard Chodonowski.
Na etapie planowania podróży z góry ustaliliśmy, że końcowym etapem wycieczki będzie powrót pociągiem relacji Gdańsk-Bielsko-Biała. – Dodatkową atrakcją podczas przejazdu był mecz Polska-Kolumbia oraz stworzenie strefy kibica wraz z napotkanymi w pociągu ludźmi – mówią z uśmiechem. – Satysfakcja i zadowolenie z przebytej drogi, jak i pozytywne wrażenia, które towarzyszyły nam podczas podróży sprawiły, że po cichu myślimy już o kolejnej wyprawie. Jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia i z pewnością wiemy na co zwrócić uwagę podczas kolejnych wyjazdów. Jednak tak jak w tym przypadku, stawiamy na spontaniczność i planowanie ograniczamy do niezbędnego minimum – kończą.