Wydarzenia Cieszyn

Rowerem przez Cieszyn. W mieście brakuje ścieżek!

Fot. Pixabay/Poglądowe

Rowery mogą być znakomitą alternatywą dla aut. Sęk, w tym, że w mieście muszą być ścieżki dla jednośladów. A tych w Cieszynie po prostu brakuje. Gdzie je wytyczać? Które powinny być priorytetem dla miasta? I co jak dotąd się nie udało? O dość trudnej polityce rowerowej red. Katarzyna Lindert-Kuligowska rozmawia z Piotrem Stokłosą ze Stowarzyszenia Rowerowy Cieszyn, członkiem zespołu ds. polityki rowerowej przy Burmistrzu Miasta Cieszyna.

Zacznijmy od ul. Mickiewicza. To właśnie ta inwestycja rozpoczęła tak naprawdę największe dyskusje nad ścieżkami rowerowymi w nadolziańskim grodzie.

Ten temat należy rozpatrywać w szerszym kontekście. W wielu miastach, w tym w Cieszynie, samorządy składają wnioski o dofinansowanie w ramach programu inwestycji strategicznych „Polski Ład”, aby zdobyć środki na realizację swoich pomysłów. Co jakiś czas ogłaszane są konkursy i miasta „wrzucają” projekty, które mają już w szufladzie. O ile mi wiadomo, projekt modernizacji ul. Mickiewicza powstał przeszło 5 lat temu. Nie jest to projekt obecnie rządzącej ekipy. On był po prostu gotowy, gdy ogłoszono konkurs. My jako członkowie zespołu ds. polityki rowerowej zobaczyliśmy ten projekt de facto pół roku przed realizacją.

Wszystko więc było już gotowe? Łącznie z wyznaczoną ścieżką rowerową?

Dokładnie. Mogliśmy jedynie dokonać drobnych zmian, dotyczących np. przejazdów przez skrzyżowania i połączeń z ruchem ogólnym. Nie byliśmy w tym procesie od początku. I to jest problem. W Warszawie nie widać do końca tego terenu – jego przewyższeń, lokalnych uwarunkowań, tego że ścieżka rowerowa nie zapewnia połączenia z pozostałą infrastrukturą… Oczywiście, można powiedzieć, że działania modernizacyjne są potrzebne i każda ścieżka rowerowa w jakimś stopniu poprawia bezpieczeństwo. Tyle, że tego typu inwestycje przynoszą tak mało korzyści z punktu widzenia rowerzystów, że suma summarum szkodzą ideom głoszonym przez nasze środowisko, bo argumenty zyskują przeciwnicy budowy dróg dla rowerów.

Nie ocenia Pan tej inwestycji dobrze…

Nie chcę jej oceniać z perspektywy kierowców, ale wydaje się przeskalowana. Samo techniczne wykonanie jest zapewne dobre, podobnie jak ścieżka rowerowa – są zjazdy, nie ma uskoków. Biorąc jednak pod uwagę przewyższenia, brak łączności ze strategicznymi punktami miasta, to, moim zdaniem, inwestycja nie przynosi istotnych korzyści rowerzystom…

I tu pojawia się clou sprawy – ścieżki rowerowe w mieście po prostu się ze sobą nie łączą.

One powstają nieco ad hoc. Nie ma wspólnej wizji, jak je połączyć. Moim zdaniem nasze miasto powinno opracować politykę rowerową, która będzie zawierała taką strategiczną wizję. I de facto do tego jako zespół intensywnie dążymy. Powinniśmy też starać się jako miasto, aby komunikację rowerową spopularyzować wśród mieszkańców. Abstrahuję tutaj od turystyki czy rekreacji. Po prostu osoba mieszkająca w Cieszynie powinna zastanowić się, zanim ruszy gdzieś autem, czy nie wygodniej byłoby dotrzeć tam rowerem. To powinien być cel naszego miasta. Z tego głównego postulatu wynikają pośrednie cele, jak np. potrzeba budowy spójnej sieci dróg rowerowych, która połączy newralgiczne punkty naszego miasta, a w szczególności zapewni bezpieczny dojazd z osiedli do centrum.

Tymczasem większość o rowerze myśli jako o sposobie na rekreację.

Rozumiem to. W mojej ocenie, nie mamy problemu z popularyzacją rekreacji rowerowej. W soboty i niedziele na ulicach widać tłumy rowerzystów. Tego już nie trzeba promować. Rower jest znakomitą rozrywką, jednak my, jako zespół ds. polityki rowerowej, dążymy do tego, aby rower stał się również alternatywnym środkiem transportu dla mieszkańców. W tym obszarze jest ogromna praca do wykonania, zwłaszcza pod względem rozwoju infrastruktury. Po drugie, trzeba wiele wysiłku włożyć w kształtowanie świadomości mieszkańców. Konieczna jest swego rodzaju zmiana perspektywy. Przedstawię to na swoim przykładzie. Dzisiaj staram się wykorzystywać każdą okazję, aby pojechać do centrum rowerem. Ale jeszcze kilka lat temu szukałem pretekstu, by tego nie robić. Pytałem sam siebie, czy aby pogoda jest odpowiednia, czy aby nie muszę zrobić większych zakupów czy czasem mi się nie spieszy… To powodowało, że w dużej mierze wybierałem auto. Teraz analogiczne pytania formułuję z przeciwnej perspektywy – czy faktycznie pogoda jest taka zła, czy nie mogę wyjść z domu nieco wcześniej, czy zakupy muszę zrobić dziś albo czy po prostu nie zabrać plecaka. Efekt jest taki, że zamiast 5 dni w tygodniu do pracy jeździć autem, trzy razy udaje mi się pojechać rowerem.

Przynosi to pozytywny efekt, z pewnością nie tylko dla zdrowia. Zwłaszcza z perspektywy miasta.

Właśnie. Jeden samochód zajmuje tyle samo miejsca co 6-8 rowerów. To jest również spójne ze strategią rozwoju naszego miasta, która zakłada minimalizację ruchu samochodowego w centrum. Gdyby większa grupa mieszkańców zaczęła myśleć podobnie, wówczas serce miasta nie byłoby już jednym wielkim parkingiem… Dla mnie osobiście świetnym wzorem takiego myślenia jest Paryż, gdzie Francuzi z racji m.in. drogich parkingów, przesiedli się na rowery. Ale w zamian otrzymali świetną infrastrukturę rowerową. I właśnie do tego dążymy. Oczywiście nie zawsze, nie wszędzie jest to możliwe, ale mieszkańcy powinni mieć alternatywę.

Część polskich miast zainwestowało w możliwość wypożyczenia rowerów. Tak było choćby w Bielsku-Białej. Może to jest jakiś sposób?

Mam ambiwalentny stosunek do tego rozwiązania. Wiele miast, które zdecydowało się na taki krok, po czasie się z niego wycofało. Dlaczego? Przede wszystkim miejskie rowery są dla ich użytkowników, mówiąc kolokwialnie, „bezpańskie”, więc często są zaniedbywane… Inicjatywa średnio się sprawdziła także przez wysokie koszty m.in. przewożenia rowerów, kosztów napraw, serwisowania. Za to bardzo podoba mi się pomysł wdrożony w Jaworznie. W zeszłym roku to miasto postawiło na długoterminowe wypożyczenie rowerów elektrycznych za niewielkie pieniądze. I to jest moim zdaniem bardzo fajna koncepcja. Użytkownicy czują się odpowiedzialni za rower, bo wypożyczają go na cały rok. Miasto w pewnym sensie potraktowało inicjatywę jako promocję tego stylu poruszania się. Każdy może sprawdzić, czy uda mu się w pewnych przypadkach zrezygnować z auta na rzecz roweru. Czytałem nawet, że Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie, pytał znajomego ze sklepu rowerowego, czy ta inicjatywa miasta nie jest konkurencją dla jego biznesu. I usłyszał, że wręcz przeciwnie, gdyż kiedy ludzie posmakują, jak fajnie jest mieć rower elektryczny, to w końcu go u niego kupią. To jest także szansa na otwarcie się na taką możliwość osób o słabszej kondycji i starszych. Powiem tak, Cieszyn wszedł w elektromobilność, zakupując sporo nowych autobusów elektrycznych. Koszt zakupu jednego takiego pojazdu jest równowartością ok. 200-300 dobrych rowerów elektrycznych. Pytanie, które warto sobie zadać brzmi, czy kilkaset elektrycznych jednośladów do wynajmu długoterminowego nie przyniosłoby porównywalnych, a może nawet większych korzyści komunikacyjnych?

Tylko być może póki co nie ma gdzie tym rowerem po mieście jeździć… Wróćmy zatem do inwestycji. Szerokim echem w mieście odbiła się modernizacja ul. Kossak-Szatkowskiej. Krytykowano zmniejszenie liczby miejsc do zaparkowania kosztem właśnie budowy ścieżki rowerowej.

Rozumiem to doskonale. Sytuacja była taka – ścieżka rowerowa miała iść bliżej drogi. To znaczy miało być tak: kolejno parking, ścieżka rowerowa i jezdnia. W ostatniej chwili, pod wpływem protestów mieszkańców, którzy twierdzili, że taki układ będzie groził kolizjami rowerzystów z samochodami wyjeżdżającymi z parkingu, wprowadzono inną koncepcję. I tak ścieżka przebiega inaczej niż pierwotnie planowano, to znaczy za parkingiem. Wytyczono ją bez zachowania odpowiednich standardów. W efekcie powstał slalom między parkingami i śmietnikami z dodatkowo wadliwie wyprofilowanymi łukami. Jazda jest o wiele trudniejsza, łatwo się wywrócić. Ta zmiana odbiła się także na miejscach parkingowych. Sporo z nich zniknęło, choć w pierwotnej wersji nie miało się tak stać. To doprowadziło do pojawienia się czarnego PR-u, w którym zarzuca się, że ścieżki rowerowe doprowadziły do zmniejszenia liczby miejsc parkingowych…

Zapytam zatem, z czego zespół ds. polityki rowerowej może być dumny?

Współpracujemy z władzami miasta od 2020 roku. W międzyczasie wykonano dwie duże inwestycje związane z infrastrukturą rowerową, czyli ścieżki na ul. Mickiewicza i ul. Kossak-Szatkowskiej. Do obu mamy wiele zastrzeżeń, ale najważniejsze dotyczą tego, że wspomniane ścieżki rowerowe nie poprawiają spójności całej infrastruktury. W efekcie zjeżdżając z tych ścieżek, rowerzysta nie wie, co dalej zrobić i jak włączyć się w ruch ogólny. Na przykład, zjeżdżając z Kossak-Szatkowskiej na ul. Bielską i skręcając w stronę Krasnej, mamy niemały problem jako rowerzyści.I to jest właśnie największa bolączka takich projektów – od punktu A do punktu B, lecz nikt nie zwraca uwagi, że kilkaset metrów dalej jest już kolejna droga dla rowerów, z którą należałoby się połączyć. W inwestycjach nie bierze się pod uwagę szerszego kontekstu i takiego łączenia ścieżek rowerowych, aby powstawała spójna infrastruktura. Moim zdaniem to właśnie zapewnienie spójności powinno być podstawowym kryterium dla tego typu inwestycji. Powstające ścieżki są bowiem fragmentaryczne, a w rezultacie korzyści z ich pojawienia się są znikome.

Ale z czegoś jesteście przecież zadowoleni?

Nie powstały wzorcowe drogi dla rowerów, ale jednocześnie zaszło wiele ważnych i korzystnych zmian. W szczególności należy wspomnieć wprowadzenie kontraruchu rowerowego w śródmieściu, który między innymi znacznie ułatwia dotarcie z rynku ulicą Matejki w okolice dworca kolejowego. Kolejna ważna nowość to pierwszy w Cieszynie pas rowerowy na ul. 3 Maja. Wiem, że ten ostatni budzi kontrowersje, ale moim zdaniem jest to korzystne rozwiązanie dla bezpieczeństwa rowerzystów. Doprowadziło też do uspokojenia ruchu samochodowego na tym odcinku. Takie działania podejmuje się na całym świecie. To jest krok w dobrym kierunku. Również bardzo pozytywnie oceniamy funkcjonalne i bezpieczne stojaki na rowery zamontowane na rynku. Te inwestycje były udane, choć jest ich za mało…

Mimo to nadal staracie się pracować na rzecz miasta. Na jaką inwestycję Pan czeka najbardziej?

Chcielibyśmy doprowadzić do powstania osi komunikacyjnej, która spajałaby główne osiedla mieszkalne z ważnymi obiektami użyteczności publicznej. Zależy nam także na drogach dla rowerów szczególnie wzdłuż rzek, które ze względu na specyficzne ukształtowanie terenu wyznaczają naturalne przebiegi takich tras. W tym momencie kluczową inwestycją jest budowa ścieżki wzdłuż Bobrówki, która zapewniałaby połączenie m.in. osiedla Bobrek czy Krasnej z centrum miasta. Ten temat poruszamy od trzech lat. Newralgiczny jest między innymi zaniedbany odcinek za Urzędem Celnym, między ul. Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego a ul. Czarny Chodnik. Miasto na moją inicjatywę zapytało o tę sprawę właściciela terenu, czyli PKP PLK. I spółka wyraziła wstępnie zgodę na budowę w tym miejscu ciągu pieszo-rowerowego, choć pod warunkiem przedstawienia projektu. Sęk w tym, że na taki projekt długi nie było w budżecie pieniędzy. W tym roku już się znalazły. Projekt zapewne będzie gotowy za rok, a ścieżka za jakieś 1,5-2 lat. Jak widać, to wszystko toczy się bardzo, bardzo wolno. Gdy trzy lata temu wnioskowałem o utwardzenie terenu, aby można było tamtędy przejść suchą stopą, słyszałem, że jest to niemożliwe ze względu na brak prawa własności. W dodatku, gdyby miasto chociażby doraźnie wysypało ten odcinek drobnym kamieniem, to w razie wypadku musiałoby wypłacić odszkodowanie osobie, która np. złamie sobie tam nogę… Natomiast teraz, gdyby doszło tam do wypadku, nikogo nie można obwiniać, gdyż formalnie ścieżka w tym miejscu nie istnieje… W takim momencie ręce opadają… Ale mam nadzieję, że idzie ku lepszemu…

Wiem, że mocno także postulujecie o ścieżkę wzdłuż Olzy do Marklowic. Czy udało się miasto do tego planu przekonać?

Zgadza się, trasa do Marklowic, będąca elementem regionalnej trasy rowerowej 607, to także nasz priorytet. Idealnie byłoby połączyć ją z powstającą kładką w Pogwizdowie. O to może być trudniej, gdyż pewien zakład zlokalizowany w pobliżu możliwej trasy podchodzi aż do samej rzeki. Ale to rozwiązanie też nie jest wykluczone. Od początku postulowaliśmy, aby ścieżka biegła wzdłuż Olzy, choć miasto chciało ją wytyczyć wzdłuż między innymi ul. Frysztackiej… Na spotkaniach argumentowaliśmy, że poprowadzenie drogi dla rowerów wzdłuż rzeki jest oczywistym rozwiązaniem, bo wówczas przebiega ona w odseparowaniu od ruchu samochodowego, dzięki bezkolizyjności zapewnia płynność ruchu i jednocześnie udostępnia dla mieszkańców, również pieszych, wspaniałe nadrzeczne tereny. W odpowiedzi słyszeliśmy argumenty wyłącznie przeciwko. Słyszeliśmy, że ścieżka wzdłuż Olzy będzie zbyt droga z powodu konieczności budowy dwóch mostów, że dojdzie do strat środowiskowych, że nie wszyscy mieszkańcy wzdłuż trasy będą mieli do niej wygodny dostęp, że mieszkańcy Marklowic żądają chodnika wzdłuż ul. Frysztackiej, że trzeba będzie przeprowadzić uzgodnienia ze stroną czeską itd. Kilka miesięcy temu okazało się jednak, że miasto wycofuje się z projektu ścieżki wzdłuż ul. Frysztackiej i znowu wracamy do koncepcji nadolziańskiej. Ale w międzyczasie straciliśmy półtora roku, nie wspominając o kosztach, które trzeba było zwrócić firmie projektującej. Teraz czekamy na ogłoszenie przetargu na nowy projekt. Mimo tych opóźnień bardzo się cieszę, że powrócono do wspaniałej inicjatywy budowy trasy rowerowej wzdłuż Olzy. Proszę sobie wyobrazić, że będziemy mieli równie piękne miejsce do spacerowania, jak obecny ciąg pieszo-rowerowy przy Alei Łyska, ale w dodatku bez towarzystwa samochodów, leśnymi odcinkami z miejscami do rekreacji nad wodą i w otoczeniu wspaniałej przyrody. To może być jedna z ciekawszych atrakcji miasta!

Mówi Pan sporo o przepychankach z miastem, o problemach, o braku polityki rowerowej, zapytam więc wprost – nie ma Pan czasem dość?

Kiedy zabrałem się za ten temat, miałem świadomość, z czym będziemy się mierzyć. Wiedziałem, że będzie opór, że efekty naszej pracy będą długofalowe i na jej owoce trzeba będzie długo czekać… Mimo to mam wewnętrzną potrzebę, aby integrować środowisko rowerzystów, sprawić, żeby ich głos był słyszalny i wpływał na kierunek rozwoju miasta. Proces zmian jest powolny, ale go z pewnością widać, chociaż chciałoby się o wiele, wiele więcej… Jest taka maksyma „Jak ktoś nie chce, szuka powodu, a jak ktoś chce, szuka sposobu”. I myślę, że w nas ta determinacja i chęci są, więc będziemy dalej szukać sposobów.

Dziękuję za rozmowę.

google_news