Trzy mieszkania, trzy starsze osoby i jedno poczucie – samotności, która doskwiera mimo odwiedzin pracowników socjalnych z Czechowic-Dziedzic.
Rysunki
Domek jednorodzinny, niepozorny, przysypany śniegiem. Przekraczamy próg domu. Wiele tu sprzętów z różnych epok, pełniących niegdyś wiele funkcji, dziś to graciarnia. Nieco dalej ciemna kuchnia, której centralną częścią jest kaflok i sznurki na pranie. Wreszcie niewielki pokoik z łóżkiem. To tu żyje pani Małgorzata. Ma 81 lat, od dłuższego czasu jest pod opieką instytucji. Opiekunka jest tu codziennie po pięć godzin. Pielęgniarka – co kilka dni.
Pani Małgorzata zawsze była aktywna – prowadziła gospodarstwo, hodowała krowy, kury, konie. Miała pole i sad. Do 2002 r. na gospodarstwie pomagał jej brat, Jan. Po jego śmierci została zupełnie sama.
Nagle dostała udaru. Znalazł ją sąsiad, zadzwonił na pogotowie. Kilka miesięcy spędziła w szpitalu, a potem wróciła do domu, który stał się dla niej schronieniem, jak i więzieniem. Dom nie zmienił się przez lata. Wodę bierze się ze studni – znacznie oddalonej od domu. Toaleta pojawiła się trzy lata temu za sprawą interwencji opiekunek. Telewizora nie ma, bo – jak mówi pani Małgorzata – „nie jest go nauczona”.
Żeby czymś się zająć, zaczęła rysować. Efekty tej pracy widać na ścianach. Obok kolorowych kwiatów, motyli i biedronek wisi dyplom za działalność artystyczną podpisany przez Annę Dymną. To wspomnienie jest dla pani Małgorzaty bardzo ważne, chętnie o nim opowiada, pokazuje zdjęcie Anny Dymnej z autografem. Dziś już nie zajmuje się rysowaniem z powodu choroby i nadwrażliwości na światło. – Na polu byłam za dużo na słońcu, dzisiaj mi to przeszkadza – tłumaczy.
W domu może i nie ma wygód, ale ożywają wspomnienia związane z dziadkami, mamą i bratem. To wszystko sprawia, że pomimo ciężkiej sytuacji, pani Małgorzacie towarzyszy w życiu wiele radości.
Gotowanie
Czwarte piętro w jednym z bloków na dużym osiedlu. Kolorowa klatka schodowa jest ozdobiona naklejkami, obrazami i roślinami. Po drodze do mieszkania mijamy toaletę. Z końca korytarza słychać włączony telewizor. To właśnie on jest oknem na świat dla pana Mariana. Mężczyzna nie ma jednej nogi – to efekt miażdżycy, ale bardzo sprawnie potrafi przemieścić się z łóżka na wózek inwalidzki.
– Na początku był malutki strupek na nodze. Z czasem stawał się coraz większy i większy – wspomina początki choroby. Niedługo potem trafił do szpitala, gdzie według jego relacji, coś poszło nie tak. – Mieli mi zrobić operację na prawą nogę, usunęli lewą. Do tego wszystkiego doszedł niedowład ręki – tłumaczy problemy z poruszaniem się.
Czwarte piętro jest dla niego więzieniem. Obok opiekunek z opieki społecznej, nikt go nie odwiedza. Opowiada, że kiedyś miał żonę i dzieci, ale mieli różne zdania na niektóre tematy, nie mogli się dogadać. Do tego stopnia, że nie tylko wyprowadził się z domu, ale także odszedł z pracy w Urzędzie Celnym, ponieważ współpracował tam z żoną. Przyjął się do pracy w rafinerii. Z mieszkaniem poszło nieco gorzej – trzy lata mieszkał w lesie, choć wcale nie wspomina tego źle, mówi, że musiał sobie poradzić w różnych sytuacjach.
Od 35 lat ma mieszkanie, które należy do miasta. Sam mówi, że nie ma tu luksusów, ale wiele mu nie potrzeba. – Po co mi własne mieszkanie, skoro nie mam nikogo? To wszystko jest tylko po to, żeby jakoś przeżyć – mówi gorzko.
Pytany, jakie jest jego największe marzenie, po dłuższym zastanowieniu odpowiada, że chciałby mieszkać na parterze. Wtedy mógłby sam wychodzić na dwór. Dużo czasu spędza w kuchni, często gotuje. W jego menu najwyższe pozycje zajmują żurek i grochówka. – Ugotować coś to nie jest sztuka. Sztuką jest je przygotować tak, żeby ładnie wyglądało – przekonuje. Chwali się także, że robi pyszną kawę, którą proponuje przy każdej wizycie opiekunki.
Karty
Inne osiedle w Czechowicach-Dziedzicach. Aby przejść do mieszkania na parterze, trzeba pokonać kilka schodków. W progu czeka pani Agnieszka, proponuje kawę, herbatę, pyta co słychać. Choć podparta o balkonik, sprawnie porusza się po mieszkaniu. – Człowiek zawsze był bardzo aktywny, przebywał wśród ludzi, a teraz siedzi w domu – rozpoczyna swoją historię.
Pracowała w handlu. Kontrolowała sklepy w Czechowicach, potem wysłano ją do Żor. Jeździła autobusem – godzinę w jedną i godzinę w drugą stronę. Traktowała to bardzo poważnie i z pełnym zaangażowaniem. Zyskała pseudonim „Góralka”.
– Kiedyś miałam do sprawdzenia wiele sklepów przy jednej ulicy. Pracownice miały tendencję do tego, aby siadać przy dobrej pogodzie przed sklepem i się opalać. Weszłam do jednego sklepu, akurat był duży ruch. Zadzwonił telefon. Odebrałam, przywitałam się, podałam nazwę sklepu. Usłyszałam: „Góralka idzie!”. Odpowiedziałam: „Już tu jest” – wspomina z uśmiechem.
Później pracowała w zakładzie, który prowadził wycieczki. To miał być sposób na to, aby wyjechać, zobaczyć kawałek świata. Przede wszystkim chciała odwiedzić Rosję, przekonać się na własne oczy, czy jest tam tak strasznie, jak mówią. – Uderzyło mnie, że wszyscy byli bardzo zamknięci, bali się, nie chcieli rozmawiać – wspomina.
W Czechowicach mieszka też jej siostra. Cały czas sobie pomagają. Pani Agnieszka dwukrotnie przeszła operację kręgosłupa, operację na tarczycę, gdzie znaleziono sześć guzów. Potem doszły problemy z kolanami. Obecnie porusza się przy pomocy balkonika, ale bardzo się cieszy, że jeszcze może chodzić.
Odwiedzają ją sąsiadki, siostra, bratanica, a od czasu do czasu z Olsztyna przyjedzie brat. Wszystkie te spotkania mają swój ustalony rytm. – Koleżanki przychodzą w odpowiednie dni o odpowiednich godzinach. Gramy wtedy w karty.
Jakie jest marzenie pani Agnieszki? – Żeby jeszcze troszkę pożyć – odpowiada. A po chwili uzupełnia. – Największym marzeniem jest, żeby moja siostra nie straciła wzroku, bo ma z tym duże problemy. Poza tym może żeby wyjść, ale straciłam już na to nadzieję – przyznaje ze smutkiem… Tym, co ją rozpromienia, jest rozmowa, dlatego na koniec gorąco zachęca do ponownych odwiedzin.
Smutne to wszystko.
Co wszystko, podszywacz?, tylko 3 historie, smutne jak twoje komentarze. Smutne jeszcze bardziej jest być bezdomnym, pan z czwartego piętra szczęśliwie tego uniknął.
Tak się składa że to ty przez lata byłeś podszywaczem. TAKA JEST PRAWDA!
Pierwszy posługujący się nickiem, jest coś takiego w przyrodzie jak pierwszeństwo zamienione na patent, odległy podszywaczowi cwaniaczkowi, ale jest coś takiego.
33 lata noszę to imię.. A ty mi tu o jakimś pierwszeństwie wyjeżdżasz.
No właśnie, wykształcenie z zawodówki wieczorowej wychodzi z buta.. Nie jakieś pierwszeństwo lecz prawo co reguluje takie sprawy a nazywa się prawem patentowym.
Nie, nie skończyłam zawodówki..Fakt że masz problem z tym że podpisuje się swoim imieniem świadczy tylko i wyłącznie o zaburzeniach.
Pomyśl jak się czują Ci którzy uczyli się w zawodówkach czytając twoje wpisy.
O Tobie podszywacz piszę, bo wziąłeś się ze mną za bary i cwaniakujesz a możliwości zawodówki wieczorowej, świadectwo z paskiem (niech Ci będzie). Nie zapominam żeś się przechwalał, że mnie wysadziłeś z nicka i nic nie robię tylko pokpiwam sobie z Twojego rozumku, a obiecałem, że będę Cię ścigał. Innych nie przywołuj w temacie między nami.
Nawet Olszówka ci już nie pomoże, nick osiołek to i tak wielki nick dla ciebie.
no tak, skok w bok i tutaj merytoryczności żadnej już nie trzeba
Ty jej NIGDY nie miałeś panie nikt.
merytoryczność w wiedzy się kryje podszywacz
Samotność ma imię również w domach pomocy społecznej, samotność smutna inaczej.