Od początku trwania pandemii koronawirusa sypią się skargi na działanie Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Żywcu. Przed niespełna miesiącem doszło tam do zmiany szefowej, ale część naszych czytelników twierdzi, że nic to nie dało, bo ich zdaniem sanepid dalej działa opieszale. Niektórzy nie szczędzą słów krytyki, mówiąc wprost, że urzędnicy ignorują osoby będące w kwarantannie.
Nerwowo zaczęło się robić wokół żywieckiego sanepidu już od samego początku zagrożenia koronawirusem. Co prawda uruchomiono całodobowy numer dyżurny, ale – jak twierdzą nasi czytelnicy – nie można było się dodzwonić albo odbierająca osoba twierdziła, że nie może udzielić informacji lub nie może zadecydować. Również starosta żywiecki Andrzej Kalata nie ukrywał, że ma fatalny przepływ informacji z sanepidem. 16 kwietnia doszło do odwołania dotychczasowej państwowej powiatowej inspektor sanitarnej Małgorzaty Bednarczyk. W jej miejsce powołano Martę Micor. Ale wielu mieszkańców Żywiecczyzny skarży się, że wcale nie poprawiło to sytuacji. Niektórzy twierdzą nawet, że pojawił się większy chaos niż był wcześniej.
TO JEST CHORE!
Na opieszałość sanepidu skarżyły się zwłaszcza osoby przebywające w kwarantannie po kontakcie z osobami zakażonymi koronawirusem.
– Siedzę sobie w domu i za chwilę kończy mi się termin kwarantanny. Nikt się mną nie zainteresował z sanepidu, aby pobrać wymaz do badania, czy przypadkiem nie jestem zakażony. To jakieś chore! Skończy mi się kwarantanna i co, mogę tak sobie wyjść na ulicę i być może zarażać innych? Dzwonię do sanepidu i albo cisza, albo jakieś mgliste tłumaczenia – skarżył nam się niedawno jeden z mieszkańców Żywca.
W kilku przypadkach bardzo długo i bez żadnego zainteresowania, a przede wszystkim w niepewności, byli w kwarantannie członkowie rodzin osób pracujących w Śląskim Ośrodku Opieki Długoterminowej i Rehabilitacji „Ad-Finem” w Czernichowie. Niektórzy z nich nie zostawiają na działalności sanepidu suchej nitki.
– Po zakończeniu tej koszmarnej pandemii ktoś powinien wziąć się za te wszystkie sanepidy, poczynając od Warszawy, poprzez stacje wojewódzkie, a na powiatowych kończąc. To się musi zmienić! Oni muszą konkretnie działać, a nie tylko chodzić na kontrole i badać jakość wody! – uważa jedna z rozgoryczonych mieszkanek gminy Czernichów.
NIE MAMY NA TO WPŁYWU
O odniesienie się do tych uwag, pretensji i skarg poprosiliśmy żywiecki sanepid jeszcze 30 kwietnia. Odpowiedź wpłynęła do nas dopiero 7 maja (warto podkreślić, że gdy szefową była Małgorzata Bednarczyk, odpowiedź na nasze pytania otrzymywaliśmy w ciągu 3-5 godzin!). Nowa szefowa sanepidu Marta Micor zaznacza, że do 24 kwietnia lista osób wymagających badania wysyłana była do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach, która przekazywała ją następnie do Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach.
– Listy osób były przekazywane załogom wymazobusów, a Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Żywcu nie miała bezpośredniego wpływu na to, w jakiej kolejności odbywać się będą badania zgłoszonych osób. W pierwszej kolejności badano pracowników medycznych oraz służby niezbędne dla właściwego funkcjonowania państwa, takie jak policja czy straż graniczna – podkreśla dyrektor Marta Micor.
Jak zaznacza, wszystkie testy przeprowadzane były przez ekipy wymazobusów niezależnie od Państwowej Powiatowej Inspekcji Sanitarnej w Żywcu.
– Żaden pracownik naszego sanepidu nie pobiera wymazów i nie jest członkiem ekipy wymazobusa. Również badania przeprowadzane są przez wytypowane laboratoria, a inspekcja sanitarna z Żywca nie ma wpływu na czas oczekiwania na wyniki. Od 24 kwietnia pracownik powiatowej stacji z Żywca przygotowuje listy osób, przekazując je bezpośrednio do koordynatora wymazobusa, który został uruchomiony przez starostę żywieckiego Andrzeja Kalatę. Liczba oczekujących na pobranie wymazu z powiatu żywieckiego w czwartek, 7 maja, wynosiła około 130 osób. To oczekiwanie wynika z dużej liczby osób zakażonych na Żywiecczyźnie, kryteriów, które muszą być spełnione, aby wynik był wiarygodny, jak i samej wydajności wymazobusa. Nie ma tu więc mowy o jakimkolwiek ignorowaniu mieszkańców – zastrzega dyrektor Marta Micor.
KILKASET ROZMÓW DZIENNIE
Jak podkreśla, sanepid w Żywcu pracuje całodobowo, a do dyspozycji mieszkańców powiatu żywieckiego jest jeden telefon alarmowy oraz dwa stacjonarne z pięcioma numerami wewnętrznymi.
– Przy czym telefony stacjonarne odbierane są do 14.35. Telefony wykorzystywane są również do przeprowadzenia dochodzeń epidemiologicznych związanych z COVID-19. Pracownicy naszej stacji prowadzą dziennie kilkaset rozmów telefonicznych, stąd taka duża trudność, aby dodzwonić się do nas – dodaje dyrektor Marta Micor.
Wszyscy tylko krytykują, nie wiedzą jak jest naprawdę. Jest wiele opini pozytywnych, tylko o takich się nie pisze.
Jest to przykre, czytać takie rzeczy. Spójrzcie na to z innej strony i postawcie się w naszej sytuacji.
A dlaczego telefon tylko do 14.30?
Jest epidemia, powinien być całodobowy.
Zła organizacja pracy.
Pewnie potem idą do domu i się niczym nie przejmują…bo za to im nie płacą.
A tobie płacą za zamartwianie się czy w pracy wszystko w porządku?
Im najlepiej wychodzi wysyłanie kar administracyjnych w wysokości 10 tyś zł i picie kawy. Żywiecki sołtys ich tak namiętnie broni…
Dlaczego mnie to nie dziwi, aha już wiem byłem tam coś kiedyś załatwić widziałem jak wygląda praca na państwówce.
Stacja nazywa się powiatowa i jak to może być, że starosta zarządzający powiatem mówi tylko, że ma fatalny przepływ informacji z sanepidem. Tym bardziej burmistrz Żywca może tak mówić i na tym koniec roli włodarzy w Żywcu? Tutaj widać jak w soczewce Organizację między agendą rządową a samorządem, której brak.
Starosta za bardzo jest zajęty walkami frakcyjnymi i polityką, podobno nie znosi się z prezydentem Bielska. Gdzie mu jakiś sanepid w głowie, lepiej podgryzać oponentów.
Ma bliżej do burmistrza w Żywcu. Kto na tym traci? Zwykli obywatele.
Nie zaznały ciężkiej pracy to teraz nie wyrabiają sie. Ptywatyzacja odpada, to nie może być maszynka do robienia pieniędzy, a służba dla bezpieczeństwa obywateli. Edziu ogarnij to.
Niewydolna instytucja, rodem jeszcze z PRL, generuje więcej kosztów niż przynosi korzyści. Sprywatyzować.