Sara James, artystka młodego pokolenia, która dała się poznać dzięki programowi „The Voice Kids”, idzie jak burza. Kiedy poszła o krok dalej i spróbowała swoich sił w „American Got Talent”, Simon Cowell był nią zachwycony.
Z red. Mariolą Morcinkovą podsumowuje tę muzyczną przygodę, wspomina najbardziej wzruszający komplement, który dane było jej usłyszeć z ust jurora, ale opowiada również o współpracy z Igorem Herbutem i ciągłym poszukiwaniu swojej muzycznej drogi.
Spotykamy się na chwilę przed Twoim występem w Cieszynie, gdzie zaśpiewa w ramach drugiego dnia obchodów Święta Trzech Braci. Jak samopoczucie na chwilę przed wejściem na scenę?
– Świetnie tutaj być i pośpiewać. Nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że wszyscy będą się super bawić.
To jest Twój czas, a rok 2022 zdecydowanie należał do Ciebie. Wszystko chociażby za sprawą Twojego występu w programie „American Got Talent”. Jak z perspektywy czasu oceniasz tę przygodę?
– To, że mogłam wystąpić w tym programie, było wielkim zaszczytem, ale też czymś niesamowitym. Poznałam cudownych ludzi, nie tylko tych, którzy są widoczni w kamerze, ale także takich, których nie widać. Była to ogromna przygoda. Wspaniale było zwiedzić też Amerykę, było to piękne przeżycie.
Simon Cowell był tym jurorem, na którym zrobiłaś największe wrażenie. Co spośród tego, co Ci powiedział podczas trwania Twojej przygody z programem, najbardziej utkwiło Ci w pamięci?
– Kiedy byłam na scenie, nie spodziewałam się ani złotego przycisku, ani niczego innego. Byłam na tyle zestresowana, że do dzisiaj bardzo mało pamiętam. Niektóre rzeczy, które usłyszałam od Simona chcę zostawić dla siebie, ale są też słowa, którymi chciałabym podzielić się z czytelnikami. Usłyszałam, że widzi we mnie bardzo duży potencjał, że mam iść do przodu i że we mnie wierzy. Usłyszeć od niego takie słowa, to coś niesamowitego.
Czy teraz, kiedy już wiesz, jak ten amerykański format wygląda od strony uczestnika, zdecydowałabyś się na udział, mając ponownie taką możliwość?
– Bardzo możliwe, że zdecydowałabym się ponownie na udział w tym programie, ale kiedy mam to już za sobą, skupiam się na kolejnych krokach. W Stanach poznałam świetnego producenta. W sierpniu będziemy nagrywać w Stanach nowe utwory.
Polecasz osobom w Twoim wieku udział w programach o formule talent-show?
– Tak. Wydaje mi się, że jest to niesamowita przygoda, która może wiele nauczyć, m.in. obycia z kamerą i stresem.
26 maja w kinach debiutowała najnowsza wersja „Małej Syrenki”. To Ty w polskiej wersji dubbingowej przemawiasz głosem tytułowej bohaterki. Co poczułaś, kiedy po raz pierwszy usłyszałaś efekty w postaci nagranych przez Ciebie dialogów?
– Było to coś pięknego, ale też bardzo stresującego. Była to fajna przygoda, która kosztowała mnie dużo nerwów (śmiech). Była to ciężka robota. Od zawsze szanuję ludzi, którzy realizują się w dubbingu. Cudownie, że mogłam taką przygodę przeżyć, było to bardzo budujące doświadczenie.
Jakie to uczucie, siedzieć w kinie i usłyszeć swój głos?
– To coś bardzo dziwnego, bo wiadomo, że każdy swój głos słyszy zupełnie inaczej. Uważam, że piosenki wyszły mi świetnie, ale do dubbingu mam jakieś drobne zastrzeżenia, ponieważ jestem w stosunku do siebie bardzo krytyczna (śmiech).
Podobno do roli Twój głos przeszedł metamorfozę. Jak to wyglądało?
– Mierzyłam się ze śpiewaniem musicalowym. Nie robię tego na co dzień, robię zupełnie inną muzykę. Trzeba było stawić temu czoła, nauczyć się kilku rzeczy i przestawić głos. Nie była to moja zasługa, ale wspaniałych ludzi, z którymi pracowałam wtedy w studio. Dziękuję za tę przygodę Mateuszowi i Agnieszce. Choć to wszystko wymagało od nas dużo pracy, było warto.
Czy „Mała Syrenka” była w dzieciństwie Twoją ulubioną postacią z Disneya? Których bohaterów lubiłaś najbardziej?
– Mała Syrenka na pewno była jedną z moich ulubionych postaci, ale lubiłam też Tianę z bajki „Księżniczka i żaba”. Kiedy to oglądałam, byłam małą dziewczynką. Świetnie to wspominam, ta bajka wzrusza mnie do tej pory (śmiech).
Gdybyś miała tę pracę nad filmem zamknąć w jednym słowie lub zdaniu, jakie mogłoby paść?
– Było to niesamowicie piękne, ale i trudne wyzwanie.
Jaka jest Twoja ulubiona piosenka w tym filmie, którą wykonujesz?
– Piosenką, przy której najbardziej się męczyłam było „Naprawdę chcę” (śmiech). Moją ulubioną piosenką, którą wykonuję w tym filmie, jest utwór „Grawitacja ściąga mnie w dół”. To świetny numer. Lubię też „Na morza dnie”.
Chciałabyś kontynuować swoją przygodę z dubbingiem?
– Gdybym miała taką szansę, byłoby cudownie. Jeśli nadejdzie jeszcze taka okazja – jestem chętna (śmiech).
15 czerwca premierę miał odświeżony przez Ciebie i Igora Herbuta wielki utwór, „Tylko mnie poproś do tańca”, który nagraliście w ramach akcji Jabłonki.Swawole. Marzyłaś o duecie z Igorem, prawda?
– Zdecydowanie. Igor jest moim mentorem, ale też managerem. Jest niesamowitym artystą. Na serio marzyłam o tym duecie. Nagrywanie coveru tej pięknej piosenki było fajnym doświaczeniem. W tej chwili ten utwór jest taki bardzo nasz. Wydaje mi się, że nadaliśmy mu inną twarz.
Zanim nagrywaliście utwór, znałaś go i miałaś świadomość, że jest tak kultowy?
– Przyznam się, że utworu zbyt dobrze nie znałam, ale wiem oczywiście, jak ważną i kultową artystką była Anna Jantar, bardzo szanuję jej twórczość.
Co najbardziej podoba Ci się w Waszej interpretacji piosenki?
– To połączenie dwóch światów. Tych muzycznych, ale też osobowościowych. Igor zawsze mówi, że od siebie wiele się uczymy. Te słowa zawsze mnie wzruszają.
Najbliższe plany?
– Trwają prace nad bardzo ważnym dla mnie albumem. Nie mogę się doczekać efektów. Mam dopiero piętnaście lat, więc cały czas poszukuję w muzyce siebie i swojej drogi. Pewnie jeszcze długo to potrwa.