Jak co roku 11 listopada świętowaliśmy w całym kraju odzyskanie niepodległości przez Polskę, którą nasi przodkowie z niebywałym trudem wywalczyli w 1918 roku.
Z tej okazji w każdej z gmin odbywały się, większe czy mniejsze, uroczystości, specjalne apele, składane były wiązanki kwiatów, organizowano Marsz Niepodległości w Warszawie. I bardzo dobrze, że świętujemy ten dzień, bo to niezwykle ważna rocznica dla Polaków.
Ale przy tym wszystkim nasuwa się niejednemu refleksja, a mnie osobiście nurtuje pytanie: dlaczego wcześniej straciliśmy niepodległość? Dlaczego trzy sąsiednie mocarstwa – Rosja, Prusy i Austria – w rozbiorach z 1772, 1793 i 1795 roku rozerwały Polskę na trzy części, jak przysłowiową połać sukna, której metaforycznie użył Henryk Sienkiewicz w swojej powieści „Potop”, przez co Rzeczpospolita zniknęła z mapy świata na długie lata?
Używając metafory rolniczej, żeby coś wyrosło, to potrzebna jest dobra gleba. Tą glebą naszej największej hańby narodowej była niestety większość magnaterii i szlachty polskiej. Ten pierwszy zły siew nastąpił już po śmierci króla Augusta III Sasa, gdy w 1764 roku rosyjska caryca Katarzyna II Wielka „usadziła” na polskim tronie swojego byłego kochanka Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jednocześnie Petersburg (ówczesna stolica Rosji) wzniecił gigantyczną ofensywę korupcyjną, przekupując złotem polską szlachtę i magnaterię. Siewców polskiej katastrofy było wielu, ale poprzestanę na dwóch największych.
Siewca nr 1 to bez wątpienia caryca Katarzyna II Wielka, która była błyskotliwie inteligentną osobą. Natomiast siewca nr 2 to książę Mikołaj Wasiljewicz Repnin będący w tych czasach ambasadorem Rosji w Warszawie. Paradoksalnie caryca Katarzyna II Wielka początkowo nie była zainteresowana rozbiorami Polski. Uznawała, że po co ma się dzielić z innymi mocarstwami, skoro i tak ma wpływ na polskiego króla i Sejm. Jednak późniejsze wydarzenia geopolityczne spowodowały, że zmieniła swoje podejście w tym temacie.
Wiele mówi nam list z wytycznymi, który został skierowany z Petersburga do ambasadora księcia Mikołaja Wasiljewicza Repnina w Warszawie. Wśród wielu propozycji, jakimi to środkami można zniewolić Polaków, jako pierwszoplanowy podano przekupstwo, a zwłaszcza przekupywanie polskiego Sejmu, bez którego nie można było w Polsce praktycznie nic zrobić w dziedzinach społecznej, religijnej, ekonomicznej, kulturowej czy politycznej. Wszystkie decyzje w tych dziedzinach musiały być wcześniej zadekretowane przez Sejm. W carskich archiwach zachowały się do dzisiaj zestawienia kwot, jakie przeznaczano na przekupienie polskiej magnaterii i szlachty.
Caryca Katarzyna bardzo dbała o „wolności szlacheckie”, które to określenie celowo biorę w cudzysłów, wielokrotnie deklarując, że nie pozwoli na likwidację szlacheckiego przywileju w postaci „liberum veto”. Podobnie zresztą jak król Prus Fryderyk II Wielki. Przypomnę, że ten przywilej szlachecki polegał na tym, iż wystarczyło, aby w czasie posiedzenia Sejmu tylko jeden poseł krzyknął „liberum veto” i natychmiast zrywano obrady. Caryca Katarzyna nazywała króla Stanisława Augusta Poniatowskiego „woskową kukłą”.
Z kolei ministrowie rosyjscy określali polskiego monarchę „plenipotentem rosyjskim”. To dobitnie pokazuje, jaki był stosunek carycy i ministrów do polskiego króla. Warto też przytoczyć słowa polskiego historyka Aleksandra Kraushara: „Przy każdej zdarzonej sposobności dawano mu odczuć [królowi polskiemu], że nie powinien zbytnio korzystać z praw majestatu królewskiego, że jest jedynie wykonawcą instrukcji dawanych z Petersburga, a nie bynajmniej samodzielnym władcą w swoim państwie”.
Bardzo ciekawa jest również opinia wypowiedziana przez brytyjskiego dyplomatę Nathaniela Williama Wraxalla, który w tych czasach przebywał w Warszawie: „Rzeczywistym despotą i ciemiężycielem Polski stał się ambasador rosyjski książę Repnin. Nieszczęśliwy król zachował ze swego stanowiska niewiele więcej nad nazwę, stając się z miejsca narzędziem w rękach dworu petersburskiego. Katarzyna II roztacza swą macierzyńską opiekę nad każdym skrawkiem jego królestwa”.
To tym cenniejsza opinia, że widziana przez dyplomatę nie z kraju przyszłych zaborców, ale z dość odległego królestwa Wielkiej Brytanii.
Kończąc te moje niepodległościowe refleksje zachęcam, aby jak najbardziej cieszyć się i świętować 11 listopada. Jednak przy tym nie możemy zapomnieć, że pierwszy rozbiór Polski został uchwalony wolą polskiego Sejmu przez samych polskich posłów. Wiem, że niektórym, a zwłaszcza młodzieży, trudno w to wszystko uwierzyć, ale niestety takie są fakty historyczne. A ta niezwykle bolesna historia z XVIII wieku powinna być dla nas bardzo istotną lekcją na przyszłość.






