Prezydent Andrzej Duda powołał zespół mający opracować projekt regulacji, która wprowadzi do systemu prawnego instytucję sędziów pokoju. Ma to usprawnić wymiar sprawiedliwości poprzez odciążenie sądów powszechnych. Sprawić, że zaczną działać sprawniej i szybciej. Bo sędziowie już nie będą musieli zajmować się drobnymi sprawami, a skupią się na tych ważnych.
Pomysł powołania takiej instytucji przedstawiony jest jako coś nowego czy wręcz odkrywczego, o czym marzą wszyscy, którym na sercu leży przyszłość sądownictwa. Czy jednak na pewno? Trochę wygląda to na powrót do „sprawdzonych” wzorców z czasów PRL-u. Sądy pokoju to składy orzekające, w których zasiadają osoby niemające statusu sędziego, a czasami nawet wykształcenia prawniczego. Ludzie ci muszą cieszyć się zaufaniem społecznym i nieposzlakowaną opinią. Wydają wyroki w drobnych sprawach niewielkiej wagi z zakresu prawa karnego i cywilnego. Rozpatrują na przykład sprawy o odmówienie przyjęcia mandatu.
Instytucja taka funkcjonowała w przedwojennej Polsce. Istniała jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku, w spadku po poprzednim ustroju i odeszła – wydawało się – w niebyt, okryta niesławą. Mowa o kolegiach do spaw wykroczeń. Starsi czytelnicy dobrze pamiętają tę instytucję, a z pewnością są jeszcze i tacy, którzy mieli z nią do czynienia. Kolegia powołano do życia w 1951 roku (w Moskwie rządził Stalin, w a Warszawie Bierut), jako organ pozasądowy orzekający w sprawach o wykroczenia. Do 1990 roku działały przy Radach Narodowych oraz urzędach wojewódzkich (jako kolegia odwoławcze). Były więc częścią apartu administracyjnego państwa, a nie jego wymiaru sprawiedliwości. Zasiadały w nich osoby nieposiadające wykształcenia prawniczego, a – biorąc pod uwagę poziom orzecznictwa – najpewniej żadnego wykształcenia. Zazwyczaj byli to pupile i ulubieńcy władzy ludowej, nierzadko ormowcy czy osoby związane z zapleczem partyjnym. Do dzisiaj można usłyszeć przeróżne dykteryjki i humorystyczne opowiastki o tym, co się działo na posiedzeniach tych, pożal się Boże, „sądów”. Oczywiście tym, którzy mieli z nimi do czynienia, raczej nie było do śmiechu, bo wyroki bywały surowe.
Sytuacja zmieniła się po 1990 roku, po zmianie ustroju. Uznano wtedy, że kolegia nie mają racji bytu i próbowano jakoś ratować sytuację. Tym bardziej, że obecność w nowej rzeczywistości takich reliktów „słusznie minionych czasów” budziła spore kontrowersje. Najpierw kolegia przeszły pod resort sprawiedliwości i zaczęły działać przy sądach rejonowych. Starano się, choć nie było to nakazem ani regułą, aby zasiadali w nich ludzie posiadający wykształcenie prawnicze.
W końcu uznano jednak, że muszą zniknąć z polskiego systemu prawnego. Kres ich działania przyniosło uchwalenie w 1997 Konstytucji RP. Jej artykuł 175. jasno stanowi, że wymiar sprawiedliwości w Rzeczypospolitej Polskiej sprawują sądy. Ostatecznie z kolegiami do spraw wykroczeń pożegnano się cztery lata później. Ich obowiązki przejęły – utworzone w tym czasie – sądy grodzkie, a po ich likwidacji sądy rejonowe (wydziały karne). Nikt za nimi nie tęsknił i nie płakał. Twierdzono wręcz, że to krok w stronę sądowniczej normalności.
Czyżby teraz miały powrócić pod nową nazwą i w innej politycznej atmosferze? Nie wiadomo jeszcze, czy będą kalką tamtego rozwiązania. To jaki przyjmą kształt sądy pokoju i jaką rolę mają w przyszłości pełnić w wymiarze sprawiedliwości – jeśli zostaną powołane – ma opracować powołany przez prezydenta zespół ekspercki. Znane są jednak dwie propozycje, jakie pojawiły się już w publicznej debacie.
Pierwszą przygotował resort sprawiedliwości, drugą politycy Kukiz 15. Pierwsza zakłada, że sędzia pokoju nie musiałby posiadać wykształcenia prawniczego, lecz – jak to ujęto – doświadczenie życiowe i co najmniej 35 lat. Wybierany byłby na 5-letnią kadencję w wyborach powszechnych na poziomie powiatu. Odwołania od werdyktów sędziów pokoju rozpatrywałyby sądy powszechne. Z kolei druga propozycja mówi, iż sędzią pokoju mógłby zostać wyłącznie prawnik (z polskim obywatelstwem). Osoba taka musiałaby być niekarana, mieć co najmniej 26 lat oraz nieskazitelny charakter. W tym wypadku kandydat ubiegający się o stanowisko zgłaszałby swój akces do Krajowej Rady Sądownictwa, a jego ewentualny wybór byłby zatwierdzany ślubowaniem w obecności prezydenta. I w tym wypadku mowa o 5-letniej kadencji.
Obecnie, aby zostać sędzia zawodowym (w polskim systemie prawnym funkcjonują również sędziowie niezawodowi, tak zwani ławnicy) i orzekać na najniższym szczeblu drabiny sądowniczej, czyli w sądzie rejonowym, po ukończeniu studiów prawniczych kandydat na sędziego musi się kształcić jeszcze przez co najmniej 5 lat.
W propozycji Kukiz 15 najlepszy jest warunek, że kandydat na sędziego pokoju musi mieć nieskazitelny charakter, Szkoda, że nie pisma bo tutaj ocena łatwa. Propozycje z ministerstwa i Kukiz 15 od sasa do lasa.
To będzie jatka , widać jacy doradcy otaczają prezydenta , to już nie jest państwo ,to bezpaństwo
A poza tym sędziowie jeszcze nigdy nie zajmowali się “drobnymi ” sprawami a powinni w pierwszej kolejności
Są do wyższych celów, to jest rozumiane przez prezydenta.
Biorąc pod uwagę że większość życia publicznego jest zdominowane przez byłych komunistów z czasów PRL i ich rodzin to jest oczywiste że chodzi o takie rozwiązania żeby nieuki mogły eliminować przeciwnika , byłoby to w interesie podziemnego państwa komunistycznego , bez wątpienie wzorce wzięte z czasów bolszewickich
Wobec tego trzeba krzyknąć: “zdrada, jesteśmy okrążeni”. Pytanie kto zdradził.
Co ty podszywaczu wypisujesz?
Ławnicy w nowej roli sędziów pokoju – naprawią lata zaniedbań.
Aby uniknąć skazania przez sędziego pokoju, może obywatele będą popełniać większe przewinienia kwalifikujące się do skazania przez sędziego sądu powszechnego.
To nie mój komentarz.
Już sam tytuł świadczy o obiektywiżmie redaktorka