We wtorek, nomen omen na gorąco, informowaliśmy o strażackiej interwencji na lachowickim osiedlu Mączne. Dziś już oficjalnie wiadomo, że miała ona… kryminalne podłoże. W efekcie była to jedna z najbardziej nietypowych, a wręcz sensacyjnych akcji w powiecie suskim jeśli nie w ostatnich latach, to na pewno miesiącach. Zapewne jeszcze przez wiele tygodni będzie się o niej mówiło.
Mająca kilka nie tyle zwrotów akcji, co niespodziewanych momentów akcja rozpoczęła się około 21.00. Wówczas dyżurny stanowiska kierowania suskiej Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej został zaalarmowany o pożarze domu jednorodzinnego w Lachowicach. Strażacy (w sumie w działaniach wzięło udział 53 strażaków z 10 zastępów), którzy jako pierwsi docierali na miejsce zdarzenia zastali już pożar w rozwiniętej fazie. Drewniany, obity sidingiem domek letniskowy o powierzchni około 40 metrów kwadratowych w całości stał już w ogniu. Wysoka temperatura powodowała, że istniało zagrożenie, że znajdujący się w jego pobliżu budynek gospodarczy także stanie w płomieniach. Z tego powodu dwoma prądami wody gaszono pożar, a trzecim broniono budynku gospodarczego, który zaczynał się palić, ale w porę udało się opanować sytuację. Budynku letniskowego nie udało się uratować. Spaleniu uległy wszystkie pomieszczenia znajdujące się na zarówno na parterze jak i na poddaszu wraz z ich wyposażeniem. Częściowemu spaleniu uległa również drewniana konstrukcja dachu oraz metalowe pokrycie wykonane z blachy falistej. – Po opanowaniu pożaru przystąpiono do częściowej rozbiórki pokrycia oraz drewnianej konstrukcji dachu. Dokonano wyniesienia oraz przelania na zewnątrz drewnianych elementów wystroju, wyposażenia budynku. Po ugaszeniu pożaru cały budynek kolejny raz sprawdzono kamerą termowizyjną na obecność wystąpienia ukrytych zarzewi ognia – informuje rzecznik prasowy suskiej Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej Łukasz Białończyk.
Gdy strażacy pochłonięci byli gaszeniem pożaru musieli podjąć interwencję w pobliskim… domu. Otrzymali bowiem informację, że doszło w nim do zadymienia kuchni. Okazało się, że domownicy wyszli z budynku, zaintrygowani działaniami strażackimi. Tyle tylko, że na zapalonej kuchence pozostała patelnia. – Właściciel obiektu wyniósł patelnię z palącym się na niej olejem spożywczym w trakcie dobiegania ratowników do miejsca zdarzenia z podręcznym sprzętem gaśniczym. Paląca się potrawa spowodowała zadymienie w kuchni. Okopceniu uległo całe pomieszczenie. Strażacy przewietrzyli budynek za pomocą wentylatora oddymiającego – relacjonuje Łukasz Białończyk ten etap akcji.
Do Lachowic poza strażakami, jak to zawsze bywa przy pożarach, zostali także skierowani policjanci. Nie inaczej było tym razem. Gdy przyglądali się z boku trwającej jeszcze akcji ratowniczej do ich nosów doleciał charakterystyczny zapach i bynajmniej nie był to swąd palącego się drewna i plastiku. Wyczuli unoszącą się w powietrzu woń… marihuany. Wydobywał się z budynku gospodarczego sąsiadującego z płonącym domkiem letniskowym. Gdy zamierzali do niego wejść, by zweryfikować swoje podejrzenia, otrzymali informację o mężczyźnie w pośpiechu biegnącym w stronę lasu. – Policjanci podjęli pościg i zatrzymali uciekiniera. Jak się okazało, to właśnie on wynajmował posesję, na której doszło do pożaru – mówi rzecznik suskiej policji Wojciech Copija.
Ujęty 33-letni tarnowianin wspólnie z policjantami poszedł do budynku, z którego czuć było podejrzany zapach. Tam, w każdym ze specjalnie wyposażonych pomieszczeń mundurowi znaleźli będące w różnej fazie wzrostu konopie indyjskie oraz aparaturę wspomagającą ich wzrost, czyli lampy naświetlające, urządzenia odpowiadające za wentylowanie powietrza i nawadnianie sadzonek oraz służące do nagrzewania pomieszczeń. Funkcjonariusze sprawdzili również strych budynku, gdyż stamtąd wydobywał się najbardziej intensywny zapach. Na nim natrafili na identyczne urządzenia do uprawy i doniczki z konopiami, które były jednak w bardziej zaawansowanej fazie wzrostu. – Można powiedzieć, że w każdym z tych pomieszczeń mężczyzna urządził w pełni profesjonalne uprawy. Sprawę przejęli policjanci z wydziału kryminalnego, którzy zajęli się zabezpieczaniem sadzonek, marihuany jak i sprzętu służącego do hodowli konopi – opowiada Wojciech Copija o przebiegu niezaplanowanej akcji. Podczas niej zabezpieczono ponad 1,5 tys. krzaków konopi, przeszło 11 kg suszu marihuany oraz sprzęt służący do hodowli. Podczas zabezpieczania mienia policjanci natrafili jeszcze na kabel zasilający, który omijał główny przyłącz energii do posesji, co oznacza, że hodowca kradł prąd.
Dziś 33–latek usłyszał zarzut kradzieży prądu. Za ten czyn grozi mu kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Postawiono mu również dwa zarzuty z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Będzie odpowiadał za posiadanie oraz uprawę znacznej ilości środków odurzających, co zagrożone jest już karą do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Policjanci “Wyczuli unoszącą się w powietrzu woń… marihuany” – taka wiedza to ze szkolenia czy doświadczenie z życia wzięte. 😉
A ten zatrzymany to tarnowianin czy tarnawianin?
Dobra akcja.