Szczyrk – nie do mieszkania. Najgorsze są kawalerskie

Najgorsze są wieczory kawalerskie i panieńskie – skarżą się mieszkańcy Szczyrku. Narzekają, że huczne imprezy odbywają się w prywatnych apartamentach na okrągło. – Wie pan, co oni czasami wyprawiają? – słyszymy.

– Samorząd nie może zbyt wiele zrobić, aby ukrócić te ekscesy – przyznaje Antoni Byrdy, burmistrz Szczyrku. Problem bierze się stąd, że miejscowość stała się bardzo atrakcyjna nie tylko dla turystów, ale też dla deweloperów. Apartamentowce powstają dosłownie wszędzie, również wśród zabudowy jednorodzinnej, gdzie mieszkają i żyją szczyrkowianie. Gdyby mieszkania kupowali ci, którzy chcą osiedlić się w Szczyrku na stałe, byłoby dobrze, turystyczna miejscowość zyskiwałaby nowych mieszkańców. Jest jednak inaczej. Wiele mieszkań w apartamentowcach jest kupowanych jako lokata kapitału i źródło potencjalnych zarobków z tytułu wynajmu lokali turystom. Na stałe mało kto się w nich osiedla.

To właśnie powoduje problemy, bo wielu z tych, którzy wynajmują apartamenty, przyjeżdża tu tylko po to, aby się wyszaleć i poimprezować. W przypadku pensjonatów czy hoteli łatwiej ukrócić takie ekscesy, bo na miejscu jest gospodarz czy właściciel obiektu. W przypadku apartamentowca sprawa się rozmywa. Zarządza wspólnota mieszkaniowa, z którą kontakt jest bardzo ograniczony, właściciela często nie ma na miejscu. Po hucznych imprezach balangowicze wracają do siebie i można szukać wiatru w polu.

Od dłuższego już czasu starsi mieszkańcy miasta postulują, aby lokalne władze ograniczyły możliwość wznoszenia apartamentowców wśród zabudowy jednorodzinnej. Burmistrz wyjaśnia jednak, że inwestorzy wykorzystują lukę w prawie i wielorodzinne budynki „apartamentowcami” są tylko z nazwy. Tak naprawdę to „system budynków jednorodzinnych”. Mogą więc być wznoszone na działkach przeznaczonych pod zabudowę jednorodzinną. W Szczyrku minimalna wielkość takiej działki to 6 arów. Budując na niej budynek, który w świetle prawa nie jest budynkiem wielorodzinnym, można na tej przestrzeni upchnąć nawet sześć niezależnych mieszkań. Samorząd – jeśli działka przeznaczona jest pod zabudowę – wiele tu nie może wskórać.

Jedyne co mogły władze Szczyrku, to ograniczyć wskaźniki intensywności takiej zabudowy. Teraz, aby wybudować budynek „jednorodzinny” z czterema lokalami mieszkalnymi, potrzebna jest działka o powierzchni co najmniej 8 arów. To w dużym stopniu zmniejsza rentowność inwestycji, bo na małej przestrzeni trudno zmieścić zbyt wiele apartamentów. Tymczasem w Szczyrku ziemia budowlana jest bardzo droga – nawet 1500 złotych za metr kwadratowy.

Czy więc odstraszyło to potencjalnych deweloperów? Burmistrz Antoni Byrdy przyznaje, że obecnie powstaje nieco mniej takich budynków, ale trudno powiedzieć, czy to skutek zmian w prawie lokalnym, czy może raczej efekt ogólnej sytuacji gospodarczo-ekonomicznej w kraju. Drogie kredyty sprawiły, że nie opłaca się już kupować lokalu na kredyt i spłacać go pieniędzmi zarobionymi na jego wynajmie. Nie oznacza to jednak, że Szczyrk stracił w oczach potencjalnych inwestorów. Z wypowiedzi burmistrza podczas jednej z sesji Rady Miejskiej wynikało, że inwestorzy wciąż się zgłaszają. Są nawet tacy, którzy już na wstępie pytają, na jakie ulgi mogą liczyć, jeśli zainwestują tu swoje pieniądze. – Zazwyczaj pokazuję im stertę podań tych, którzy chcą tu inwestować nie pytając o jakiekolwiek ulgi – odpowiada burmistrz.

Szczyrk coraz bardziej przeistacza się w kurort, w którym coraz trudniej mieszka się zwykłym mieszkańcom. Tak jak dzieje się to gdzie indziej w podobnych miejscach, prędzej czy później pozostaną tu głównie tylko ci, którzy prowadzą w mieście jakieś biznesy, zwłaszcza te związane z turystyką. Reszta będzie szukać spokojniejszego miejsca do życia. Pierwsze oznaki takiej migracji są już widoczne. Zwłaszcza że sprzedając dom z nawet niewielką działką w atrakcyjnej lokalizacji deweloperowi, można za te pieniądze kupić nawet dwa domy poza Szczyrkiem. A niekiedy wystarczy jeszcze na dobry samochód.