Zamiast spędzać ze sobą czas, biegać po korytarzu, siedzą pod ścianą ze smartfonami w dłoniach i wszyscy, jak jeden mąż, wpatrują się w telefoniczne ekrany. I tak dzień w dzień, przerwa w przerwę. W szkołach trudno znaleźć ucznia, który nie ma komórki. Wielu z nich prędzej zapomni zabrać z domu podręcznik, niż elektroniczny gadżet…
Telefon komórkowy nie służy dziś wyłącznie do dzwonienia. Z tej opcji jego najmłodsi posiadacze, paradoksalnie, korzystają najrzadziej. To przede wszystkim konsola do gier, głównie tych sieciowych, bo niemal każda komórka posiada własny dostęp do Internetu, a nieraz i do szkolnego wi-fi. Telefon to także kamera i aparat fotograficzny w jednym, a tworzone dzięki nim obrazy w mig mogą trafić do sieci. To również gadżet do oglądania filmów, czatowania, śledzenia portali społecznościowych i wielu innych aktywności.
Zdobyczami techniki zachłyśnięte są coraz młodsze pokolenia, które prawdziwe kontakty z rówieśnikami zamieniają w wirtualne. W niektórych przypadkach z pewnością można już mówić o uzależnieniu. Chociaż wydaje się, że to obraz przerysowany, niestety wcale tak nie jest. Nadużywanie komórek w szkołach to prawdziwa plaga. Dyrektorzy głowią się, jak sobie z nią poradzić.
Stanowisko Kuratorium Oświaty jest jednoznaczne. – Obowiązkiem szkoły jest upowszechnianie wśród dzieci i młodzieży wiedzy o bezpieczeństwie oraz kształtowanie właściwych postaw wobec zagrożeń, w tym związanych z korzystaniem z technologii informacyjno-komunikacyjnych – mówi Anna Kij, dyrektor Wydziału Strategii i Współpracy z Jednostkami Samorządu Terytorialnego w Kuratorium Oświaty w Katowicach. Podkreśla, że szkoły zapewniające dostęp do Internetu są zobowiązane chronić uczniów przed dostępem do treści, które mogą stanowić zagrożenie dla ich prawidłowego rozwoju, w szczególności zainstalować i aktualizować oprogramowanie zabezpieczające. Zgodnie z Prawem oświatowym, kwestie korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych powinny być określone w statucie szkoły.
Tyle teorii, a jak to wygląda w praktyce? W niektórych placówkach statutowe zapisy, mówiące o zakazie używania komórek podczas lekcji, a nawet przerw, zostały już jakiś czas temu wprowadzone. Inne szkoły, szczególnie podstawowe, w których problem, zwłaszcza w klasach końcowych, ostatnio zaczął przybierać na sile, dopiero stają przed wyzwaniem.
– W XXI wieku trudno wymagać od nastolatka, by nie używał telefonu i całkowicie go od niego odciąć, ale trzeba jednocześnie wprowadzić jasne zasady – uważa Danuta Łabaj, dyrektor Gimnazjum nr 3 z Oddziałami Integracyjnymi w Cieszynie. W placówce obowiązuje całkowity zakaz korzystania z telefonów i innych urządzeń elektronicznych w czasie zajęć. Wyjątek stanowią młodzi ludzie pozostający pod stałą opieką lekarską. Nagrywanie dźwięku i obrazu za pomocą smartfona czy innego gadżetu jest możliwe jedynie za zgodą osoby nagrywanej lub fotografowanej. Naruszenie tych zasad skutkuje uwagą i punktami ujemnymi za zachowanie, a także zabraniem sprzętu do depozytu, który – jeśli tego typu wypadki stają się nagminne – odbiera od dyrektora rodzic lub opiekun prawny ucznia.
– W niektórych klasach są skrzynki, do których gimnazjaliści odkładają wyciszone telefony przed lekcją. Po dzwonku je zabierają, gdyż na przerwach zakaz nie obowiązuje. Mimo obostrzeń, zdarzają się przypadki zabawy telefonem podczas lekcji, ale są raczej incydentalne. Czy metoda wprowadzona w naszej szkole jest dobrym rozwiązaniem? Trudno powiedzieć. Są różne inne rozwiązania, ale to wydaje się najbardziej akceptowane przez rodziców. Niektórzy z nich twierdzą, że całkowity zakaz używania telefonów to ograniczanie wolności dziecka. Wszyscy musimy znaleźć kompromis – mówi Danuta Łabaj.
Na drastyczne cięcie zdecydował się dyrektor Szkoły Podstawowej im. Jury Gajdzicy w Cisownicy, który obserwował narastanie niepokojących zjawisk związanych z używaniem telefonów komórkowych. – Dzieci zaczęły żyć bardziej w wirtualnym świecie niż w szkole. Na lekcjach nie potrafiły się skupić, bo myślały o dokończeniu gry, robiły sobie zdjęcia podczas zajęć i kręciły filmiki, surfowały po Internecie. Doszło do tego, że klasowa hierarchia ustalała się na podstawie tego, kto dysponuje najnowszym modelem telefonu. We wrześniu ubiegłego roku wprowadziliśmy zakaz używania telefonów w szkole i problemy się skończyły. Dzieci mogą je posiadać, ale mają być całkowicie wyłączone. W razie potrzeby mogą z nich korzystać, ale pod nadzorem nauczyciela – wyjaśnia Przemysław Misiarz, dyrektor szkoły w Cisownicy.
Ciekawymi refleksjami dzieli się Roman Langhammer, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 6 im. Józefa Kreta w Ustroniu. W połowie kwietnia w placówce zdecydowano o wprowadzeniu zakazu używania telefonów komórkowych, tabletów i innych urządzeń elektronicznych podczas zajęć, a także w trakcie przerw międzylekcyjnych, podczas oczekiwania na lekcje lub inne zajęcia odbywające się na terenie szkoły. Jednym słowem – telefon czy inny sprzęt znajdujący się w uczniowskim plecaku, w szkole powinien być wyłączony. Szansę na skorzystanie z urządzeń w trakcie zajęć uczeń może otrzymać każdorazowo za zgodą nauczyciela – na przykład jeśli telefon może przydać się do realizacji programu nauczania lub innych zadań zleconych przez pedagoga. W czasie przerw również konieczne jest otrzymanie pozwolenia, ale sprzęt może być wówczas użyty tylko i wyłącznie do kontaktu z rodzicami lub opiekunami prawnymi. Konieczne było ponadto umieszczenie w szkolnym statucie punktu, w którym zakazuje się ładowania urządzeń elektronicznych na terenie szkoły, co również bardzo często się zdarzało.
– Zawsze byłem przeciwnikiem takich zakazów, a bardziej nastawiałem się na kształtowanie w uczniach odpowiedzialności za swoje czyny, w tym również za sposób korzystania z nowoczesnych technologii. Miałem nadzieję, że we współpracy z rodzicami uczniów będziemy mogli nauczyć ich odpowiedzialnego i rozsądnego użytkowania najnowszego sprzętu. Wielu rodziców spełniło moje oczekiwania i tak kierowało swoimi dziećmi, aby potrafiły rozsądnie i tylko w miarę potrzeby sięgać po urządzenia multimedialne. Niestety, nie wszyscy w taki sposób podchodzili do tematu, a wręcz można było odnieść wrażenie, że niektórym jest na rękę, że dziecko spędza każdy wolny czas przed komputerem, telefonem czy tabletem – w końcu nie zawraca nikomu głowy… – opowiada Roman Langhammer.
W ustrońskiej „Szóstce” miara się przebrała, gdy media nagłośniły sprawę „Niebieskiego wieloryba”. Szkolna Rada Pedagogiczna podjęła decyzję o ograniczeniu dzieciom dostępu do Internetu, telefonów, tabletów itp., a odpowiednie zmiany zostały wprowadzone do statutu szkoły. – Zrobiliśmy to po wcześniejszej konsultacji elektronicznej z rodzicami. Co ciekawe, tylko kilkoro z nich wypowiedziało się na ten temat, wszyscy pozytywnie. Odniosłem wrażenie, że większości właściwie jest obojętne, co ich dziecko robi w szkole. Od kilku tygodni więc nasi uczniowie mogą korzystać z telefonów tylko w wyjątkowych sytuacjach po uzyskaniu zgody nauczyciela, ale czy to przyniesie zamierzony efekt? Czy zaczną ze sobą rozmawiać? Czy będą inaczej spędzać czas wolny? Nie jestem przekonany… Bo po lekcjach uczniowie w większości i tak robią, co chcą, ale to już zadanie rodziców i rodziny – komentuje Roman Langhammer.