Nie minęły jeszcze dwa lata od jej debiutu literackiego, a już nazwisko Joanny Szarańskiej jest rozpoznawalne w całym kraju. Jej książki trafiają na listy bestsellerów największych polskich księgarni. Zaś ostatnie dzieło pisarki z pewnością wiele osób znalazło pod choinką. Był to bowiem idealny prezent na Gwiazdkę – ciepła, zabawna, ale i wzruszająca opowieść bożonarodzeniowa.
Debiutancka książka Joanny Szarańskiej z Przytkowic, zatytułowana „I że ci nie odpuszczę” ukazała się w lutym 2016 roku. Był to pierwszy tom trylogii „Kalina w malinach” o przygodach młodej kobiety, która nieustannie ładuje się w tarapaty. Czytelnicy od razu pokochali pechową bohaterkę, a także styl i poczucie humoru autorki. Kolejne odsłony cyklu ich nie zawiodły – „Kocha, lubi, szpieguje” oraz „Nic dwa razy się zdarzy” to powieści, które czyta się jednym tchem. Pisane barwnym językiem, pełne przezabawnych sytuacji, trzymające w napięciu.
Charakter całej trylogii nasuwa pewne skojarzenia z twórczością Joanny Chmielewskiej. Ta nieżyjąca już pisarka, zwana królową polskiego kryminału, potrafiła rozbawić do rozpuku nawet wtedy, gdy opisywała aktywność bezwzględnej morderczyni. Podobnie jak większość jej książek, każda z trzech powieści cyklu „Kalina w malinach” skoncentrowana jest wokół jakiegoś wątku kryminalnego, ale obliczona nie na wywołanie dreszczu niepokoju, lecz przede wszystkim na doprowadzenie czytelnika do śmiechu. Joannie Szarańskiej udaje się to równie dobrze, jak jej wielkiej imienniczce.
KALWARIA W POWIEŚCI
Tuż po wydaniu „I że ci nie odpuszczę”, pisarka z Przytkowic mówiła, że nie wszystkie jej powieści będą utrzymane w konwencji kryminalno-komediowej. Już wtedy zapowiadała, iż zamierza napisać zabawną historię obyczajową w klimacie bożonarodzeniowym, której akcja będzie się rozgrywała w Kalwarii Zebrzydowskiej. I słowa dotrzymała. W listopadzie do księgarń trafiła książka „Cztery płatki śniegu”. Jest to opowieść o kilku rodzinach, które zajęte swoimi problemami, gubią gdzieś ducha Świąt Bożego Narodzenia. Na to, co jest naprawdę ważne, otwiera im oczy sąsiadka z parteru, samozwańcza dozorczyni ich bloku. Kobieta z początku irytuje lokatorów swoim wścibstwem i niechcianymi poradami, ale w końcu zdobywa ich sympatię.
Podobnie jak wcześniejsze powieści Joanny Szarańskiej, również i tę trudno jest odłożyć, zanim dojdzie się do ostatniej strony. Jest to niewątpliwie książka, która jeszcze poszerzy grupę fanów autorki. Nie każdy lubi komedie kryminalne, znacznie więcej osób z przyjemnością sięgnie po dobrze i z humorem napisaną historię obyczajową. Głównie kobiet, choć i mężczyznom nie zaszkodziłoby przeczytanie „Czterech płatków śniegu”. Powieść skłania do zastanowienia się nad własnym życiem, bowiem opisane w niej sytuacje są bardzo podobne do tych, z którymi większości z nas przychodzi się czasami zmierzyć. Niejeden czytelnik może wyciągnąć z tej lektury wnioski, jak zmienić swoje postępowanie, by poprawić relacje z bliskimi. Dodatkowym plusem jest fakt, że akcja została osadzona w konkretnych, istniejących miejscach. Mieszkańcy Kalwarii Zebrzydowskiej znają je doskonale, inni z pewnością zapragną je odwiedzić po przeczytaniu książki.
WYCISKACZ ŁEZ
„Cztery płatki śniegu” poruszają również problem zwierząt źle traktowanych przez ich właścicieli, który pojawił się już w powieści „Kocha, lubi, szpieguje”. Tym razem Joanna Szarańska opowiedziała autentyczną historię suczki przetrzymywanej na balkonie nawet w czasie siarczystych mrozów. Bardzo istotny jest też wątek ludzkiej samotności, dotykającej wiele starszych osób. – Zaskoczyły mnie zwierzenia moich czytelniczek, że płaczą przy tej książce. Nie spodziewałam się tego, choć wprowadziłam do powieści scenę, o której wiedziałam, że może troszkę zagrać na emocjach. Jednak nie sądziłam, iż reakcja będzie aż tak silna. To dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, bo dotąd tylko rozśmieszałam ludzi, nigdy nie ich nie wzruszałam – wyznaje Joanna Szarańska. – To także pierwsza moja książka, o której czytelnicy mówią, że jest piękna. O poprzednich słyszałam wiele ciepłych słów, z wyjątkiem tego jednego.
Choć powieść nie zawiera wątku kryminalnego, nie powinna rozczarować miłośników „Kaliny w malinach”. Pojawia się w niej bowiem główna bohaterka tej trylogii. – To taki ukłon w stronę czytelników, którzy bardzo się przywiązali do Kaliny i wciąż proszą mnie o czwarty tom cyklu o jej przygodach – mówi autorka.
Boże Narodzenia to ulubione święta Joanny Szarańskiej, na które zawsze czeka z wielką niecierpliwością. – Uwielbiam całą ich otoczkę, a także poprzedzający je okres przygotowań. To dla mnie prawdziwie magiczny czas. Nie przeszkadza mi nawet to, że już w połowie listopada wszędzie pojawiają się dekoracje świąteczne. Dlatego zawsze marzyłam o tym, aby napisać książkę utrzymaną nieco w konwencji filmu „Listy do M.” – śmieszną, ale z Bożym Narodzeniem w tle. Wyszło mi trochę inaczej, bardziej w moim stylu – wyjawia pisarka.
JAŚ W KOMPOCIE
W domu Joanny Szarańskiej cała rodzina bierze udział w świątecznych przygotowaniach. Na wigilijnym stole pojawiają się potrawy, które Joanna i jej mąż Grzegorz pamiętają z czasów dzieciństwa. – Jest wśród nich zarówno barszcz czerwony z uszkami, jak i biały z grzybami oraz ziemniakami. Ten pierwszy jadało się w domu Grzesia, ten drugi w moim. Zawsze obowiązkowo musi być panierowany, smażony karp, chałka i kompot z suszonych owoców, który traktujemy nie tylko jako napój. Zalewamy nim też gotowaną fasolę jaś wyłożoną na głębokie talerze i jemy, jakby to była zupa. To również tradycja, którą wyniosłam z rodzinnego domu. Ponadto mąż zawsze przyrządza śledzie, które potem zjada przez całe święta, bo tylko on je lubi… – opowiada Joanna Szarańska.
Potraw nigdy nie jest dwanaście, ale na stole nie może zabraknąć nakrycia dla niespodziewanego gościa. Choinkę ubiera Grzegorz z pomocą sześcioletniej Milenki. Pod drzewkiem Joanna z reguły znajduje książki, a jej mąż modele do sklejania. Córeczka na ostatnią Gwiazdkę dostała lalkę Roszpunkę, o którą poprosiła w liście do świętego Mikołaja. – Również nasze zwierzaki, pies Sanchez i kot Cynamon dostają gwiazdkowe prezenty. Są to ich ulubione smakołyki. Zawsze też próbujemy podzielić się z nimi opłatkiem, choć tego akurat nie doceniają. Ale nie ustaję w wysiłkach, by im go jakoś podać i uczynić zadość kolejnemu rodzinnemu zwyczajowi. Moja babcia zawsze po wieczerzy wigilijnej szła do obory i stajni, by dodać opłatki do paszy dla konia i krowy – wspomina pisarka.
AUTORKA BEZ PIEDESTAŁU
Choć Joanna Szarańska jest już uznaną pisarką, nie utrzymuje się wyłącznie z pisania książek. Równocześnie pracuje jako copywriterka. Dzień stara się planować w taki sposób, aby pogodzić te dwa zajęcia z obowiązkami domowymi. – Rodzina jest dla mnie zawsze na pierwszym miejscu. Moja córeczka ma autyzm, więc wymaga szczególnej opieki i muszę poświęcać jej dużo uwagi. Zresztą najchętniej pracuję, gdy wszyscy jeszcze śpią, łącznie ze zwierzętami, bo wtedy nikt mi nie przeszkadza. Dlatego wstaję o piątej rano, piszę zlecenia copywriterskie, potem odprowadzam Milenkę do przedszkola, a po powrocie, jeśli mam wenę twórczą, odpalam komputer i pracuję nad powieścią. Staram się skończyć na tyle wcześnie, by mieć potem czas dla rodziny, ale jeśli mi się to nie uda, mam na tyle wyrozumiałego męża, że w razie potrzeby weźmie córkę do babci czy na plac zabaw – zapewnia.
Rzadko decyduje się na spotkania autorskie. Po części ze względu na córkę, ale też z powodu braku prawa jazdy. Mimo to pozostaje w stałym kontakcie z czytelnikami za pośrednictwem grupy „Fani książek Joanny Szarańskiej” na serwisie społecznościowym Facebook. – Każdy, kto ma ochotę, może tam ze mną podyskutować, nie tylko na temat moich powieści. Również ponarzekać na pogodę, pochwalić się nową sukienką czy szpilkami, podzielić codziennymi sprawami. Nie ma już takiego dystansu między pisarzem a czytelnikami, jak dawniej. Pamiętam z czasów, gdy zaczytywałam się książkami Katarzyny Grocholi, że ich autorka była dla mnie postacią odległą i niedostępną. Teraz jest zupełnie inaczej. Pisarz nie jest już bożyszczem na piedestale, ale kumplem swoich czytelników. I to jest fajne, mnie się to bardzo podoba – podkreśla.
WADOWICKI KRYMINAŁ
Okazje, gdy czytelnicy mogą osobiście poznać Joannę Szarańską, najczęściej zdarzają się w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tamtejsza Biblioteka Publiczna spotkania z nią organizuje za każdym razem, gdy autorka wyda nową książkę. Panuje na nich fantastyczna, niemal rodzinna atmosfera. Ale być może następne odbędzie się w Wadowicach, gdyż w tym właśnie mieście pisarka umiejscowiła akcję nowej serii kryminalno-komediowej, zatytułowanej „Kronika pechowych wypadków”. Premiera pierwszego jej tomu planowana jest na koniec stycznia.
– Główna bohaterka będzie trochę podobna do Kaliny, równie zwariowana i obdarzona taką samą tendencją do pakowania się w tarapaty. Sugeruje to już sam tytuł powieści – „Kłopoty mnie kochają”. Teraz z kolei piszę kolejną świąteczną komedię, natomiast w planach mam bardzo poważną książkę, w której chciałabym poruszyć temat autyzmu. Ale do niej muszę jeszcze dojrzeć – wyjawia Joanna Szarańska.