Wydarzenia Bielsko-Biała

Szyndzielnia przyciąga tłumy

W lipcu minie 120 rocznica otwarcia schroniska turystycznego na Szyndzielni. Jest jednym z najbardziej znanych i rozpoznawalnych wśród beskidzkich schronisk. Z uwagi na swoje położenie – tuż obok Bielska-Białej – oraz to, że można do niego dotrzeć kolejką linową, jest z pewnością również jednym z najczęściej odwiedzanych w polskich górach. A to bynajmniej nie wszystkie „naj”…

Jest bowiem najstarszym w Beskidach schroniskiem murowanym i zarazem jednym z największych w ogóle w polskich górskich. Jego ciekawą, pod względem architektonicznym, sylwetkę – z charakterystyczną wieżyczką – zna chyba każdy, kto choć raz odwiedził to miejsce. Obecny wygląd zawdzięcza rozbudowie, jakie przeszło w latach 50. ubiegłego wieku, kiedy to dobudowano do istniejącego już budynku okazałe zachodnie skrzydło. Ale od samego początku było to schronisko okazałe. Już w chwili powstania dysponowało 7 pokojami noclegowymi, mogącymi pomieścić 40 osób, a także dużym zapleczem gastronomicznym – w budynku miesiła się między innymi winiarnia oraz bufet. Z alpejską wieżyczką Decyzję o wybudowaniu w tym miejscu solidnego murowanego obiektu podjęli działacze niemieckiej organizacji turystycznej Beskidenverein. Stało się to po tym, jak w 1895 roku spłonął – w dniu otwarcia – drewniany budynek usytuowanego w masywie pobliskiego Klimczoka schroniska „Klementynówka”. Pod nową inwestycję wybrano teren położony na wysokości 1001 m n.p.m. na południowo-wschodnim zboczu góry, tuż pod wierzchołkiem Szyndzielni. Prace ruszyły w 1896 roku, aby zakończyć się już rok później. Wykonawcą robót budowlanych była firma znanego bielskiego architekta Karola Korna. Projekt zakładał, że obiekt będzie nawiązywał wyglądem do stylu alpejskiego. Stąd między innymi nietypowa, jak na budownictwo beskidzkie, wieżyczka górująca nad dachem budynku.

Miejsce, w którym obiekt powstał, nie było przypadkowe. Roztacza się stamtąd piękny widok na Beskid Żywiecki, a w pogodne dni także na Tatry. Stąd też bardzo szybko stał się celem licznych górskich wycieczek i eskapad. Najlepiej było się do niego dostać szlakiem wiodącym z Cygańskiego Lasu w Olszówce, gdzie już wtedy docierał z Bielska tramwaj (Olszówka byłą w tamtym czasie niezależną podmiejską wsią). W kolejnych latach obok schroniska wybudowano skocznię narciarską oraz dodatkowy budynek, zwany domkiem szwajcarskim. Jego dach wieńczyła wieżyczka z sygnaturką, której dźwięk miał ułatwić turystom odnalezienie schroniska w czasie gęstej mgły czy niepogody. W 1907 obok budynku powstało istniejące do dzisiaj alpinarium (gruntownie odnowione w 2011 roku), w którym zgromadzono wiele gatunków roślin z Beskidów, Tatr i Alp. Obiekt już na początku XX wieku było tak popularny, że rocznie – jak podają źródła – odwiedzało go nawet 7 tysięcy osób. Na owe czas był to imponująca liczba, bo przecież ani turystyka górska nie była wtedy tak popularna jak dzisiaj, a i dostać się na Szyndzielnię nie była tak łatwo jak obecnie (kolejki linowej jeszcze nie było). Pociski i szabrownicy W czasie II wojny światowej obiekt nadal pełnił funkcję schroniska turystycznego i winiarni. Oprócz niemieckich turystów odwiedzali go również żołnierze wypoczywający lub przechodzący w tamtym okresie rekonwalescencję (po odniesionych na frontach ranch i kontuzjach) w Bielsku i jego okolicach.

Obozy organizowała w nim także organizacja Hitlerjugend. W tamtym okresie powstała istniejąca do dzisiaj leśna droga prowadząca na Szyndzielnię z Dębowca. Pod koniec wojny, gdy do Bielska zbliżała się Armia Czerwona, schronisko zajęli żołnierze Wehrmachtu, a sam obiekt stał się jednym z elementów obrony miasta. Efektem było ostrzelanie go przez artylerię. Pociski zniszczyły kuchnię oraz klatkę schodową. Ucierpiała także wieżyczka. Najwięcej strat poczynili jednak szabrownicy, którzy rozkradli i zdemolowali budynek, po opuszczeniu go przez niemieckich żołnierzy. Gospodarz obiektu – a właściwie jego żona (bo on został wcześniej wcielony do armii) uciekła zanim rozpoczęły się walki.

Zaraz po wyzwoleniu zdewastowanym schroniskiem zainteresowali się turyści. Zwłaszcza że już w lutym 1945 roku w Bielsku reaktywowały działalność – jako jedna organizacja – przedwojenne oddziały – bielski oraz bialski – Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Przejęło ono, z upoważnienia ówczesnych władz, majątek Beskidenvereinu (a także innych niemieckich organizacji turystycznych i związków narciarskich), w tym schronisko na Szyndzielni. Po wykonaniu prowizorycznych napraw i remontów pierwsi turyści pojawili się na Szyndzielni już w czerwcu 1945 roku.

Nowe skrzydło Schronisko przeszło kapitalny remont – połączony z jego modernizacją i rozbudową – dopiero w latach 50. To wtedy dobudowano dodatkowe skrzydło oraz przebudowano wieżyczkę. Autorami tego projektu były architektki Krystyna Tołłoczko-Różyska oraz Wanda Genga. W nowym skrzydle ulokowana został między innymi ogromna sala jadalna. Została ona umieszczona – dość nietypowo jak na tego typu obiekty – na najwyższym, ostatnim piętrze budynku. Było to jednak nieprzypadkowe działanie. Otóż od czasu, gdy ponad 50 lat wcześniej obiekt wzniesiono, pobliski las urósł tak bardzo, że zaczął zasłaniać widok roztaczający się ze schroniska w kierunku Beskidu Żywieckiego oraz Tatr, z którego tak bardzo ono słynęło. Aby turyści wciąż mogli go podziwiać, jadalnię ulokowano powyżej czubków drzew. Niestety te nadal rosły i wkrótce przez jej okna wiele zobaczyć się nie dało. To się zmieniło dopiero kilka lat temu, gdy leśnicy wycięli w pień las przed schroniskiem i znowu jest tam tak jak pod koniec XIX wieku.

Po modernizacji w latach 50. obiekt zaczął przyciągać jeszcze większe tłumy. Zwłaszcza że od 1953 roku na Szyndzielnię można było dostać się kolejką linową.

Ważną datą w historii schroniska jest rok 1985. W budynku wybuchł pożar. Miało to miejsce 8 października około 8 rano. Ogień objął część krytego gontem dachu w pobliżu wieży. Strażacy walczyli z żywiołem kilka godzin. Budynek udało się uratować, lecz spalił się dach na wieżyczce oraz część dachu budynku głównego. Po remoncie obiekt ponowie oddano do dyspozycji turystów, którym służy do dzisiaj, a jego popularność nie słabnie. Zwłaszcza że wciąż na górę można dostać się bez trudu wagonikiem, obecnie gruntownie zmodernizowanej kolejki linowej. Lecz i bez tego ułatwienia schronisko przyciąga tłumy gości. Było to widać chociażby późną jesienią i zimą, gdy kolejka była nieczynna z uwagi na prace modernizacyjne. W pogodne weekendy pękało w szwach…

 

google_news