Gdyby ktoś jeszcze dwa lata temu powiedział, że samorządy będą wręcz błagać firmy o wykonanie inwestycji, można by pomyśleć, że postradał zmysły. Ale teraz coraz więcej samorządów na Żywiecczyźnie ma ogromne problemy ze zleceniem wykonania inwestycji. Powód? Firmy chcą za swoją pracę znacznie więcej niż zaplanowali to w budżetach samorządowcy. Ci ostatni obawiają się, że fala problemu będzie rosnąć i może doprowadzić do niewykorzystania pozyskanych już dotacji!
Przykładów można podawać bez liku. Kilka tygodni temu żywieckie starostwo zorganizowało przetarg na odśnieżanie.
– Ogłosiliśmy go na trzy zimowe sezony i zakładaliśmy, że będzie nas to kosztowało w sumie około 11,1 miliona złotych. Tymczasem firmy zaproponowały 12,2 mln zł, czyli o około 1,1 mln za dużo. Stanęliśmy przed ogromnym dylematem. Dopłacić te pieniądze, czy unieważnić przetarg i go powtórzyć? Obawialiśmy się, że przy tym wszystkim może nas zaskoczyć zima. Sam przetarg powinien „wisieć” jako ogłoszenie przez 41 dni, bo to tzw. przetarg unijny. Oznaczałoby to, że rozstrzygnęlibyśmy go dopiero w połowie listopada! Nie mieliśmy też żadnej pewności, że firmy ponownie się zgłoszą. Istniała również obawa, czy nie postawią nam jeszcze wyższej ceny. Zdecydowaliśmy się, że dopłacimy prawie 1,1 mln zł, czyli rocznie po ponad 300 tys. zł. Czas pokazał, że nasze obawy o zimowy atak były jak najbardziej słuszne, bo w niektórych częściach Żywiecczyzny śniegiem sypnęło już przed połową listopada – mówi starosta Andrzej Kalata.
DOKŁADAJĄ ALBO UNIEWAŻNIAJĄ
Wicestarosta Stanisław Kucharczyk podkreśla, że w tym roku w starostwie był tylko jeden przetarg, który mieścił się cenowo w przygotowanym wcześniej kosztorysie. To na jego podstawie samorządy planują, ile pieniędzy wydadzą na daną inwestycję.
– Niestety, pozostałe przetargi były powyżej cen zawartych w kosztorysie. Powoduje to, że stajemy przed dylematem: albo dokładamy do inwestycji, albo unieważniamy przetarg. W wielu przypadkach mamy dotacje, z których musimy się w dość krótkim czasie rozliczyć. A powtarzanie przetargów wymaga czasu, co może prowadzić nawet do niewykorzystania dotacji w odpowiednim terminie i konieczności jej zwrotu. Jeszcze niedawno przy przetargach firmy przedstawiały oferty o 20-30 procent poniżej kosztorysu. Zakładaliśmy w ciemno, że na danym przetargu będziemy mieli pewne oszczędności, które przeznaczymy na inne kolejne inwestycje. Ale teraz mamy sytuację odwrotną, bo normą stały się oferty firm o 20-30 procent powyżej kosztorysu. Niepokojącym sygnałem jest to, że ten procent stale rośnie. Co gorsza, firmy nie kwapią się do inwestycji samorządowych, a zwłaszcza niewielkich. Sytuacja jest naprawdę bardzo niepokojąca. W konsekwencji zaczyna to dotykać mieszkańców, którzy będą mieli inwestycje z opóźnieniem albo w ogóle się ich na razie nie doczekają – mówi wicestarosta.
100 PROCENT WIĘCEJ
Coraz większe problemy ze znalezieniem firm do inwestycji potwierdza wicewójt gminy Jeleśnia Bronisław Jafernik.
– Przetargi stają się dla nas zmorą. Firmy się nie zgłaszają, bo nie mają ludzi do pracy. A jeśli już złożą oferty, dają ceny powyżej przygotowanych przez nas kosztorysów. A to zmusza nas do unieważnienia przetargów i ich powtarzania lub dopłacania do inwestycji – mówi. W Jeleśni planowano rozbudować siedzibę Gminnego Ośrodka Kultury. – Ogłosiliśmy przetarg. Ofertę złożyła tylko jedna firma. Zaplanowaliśmy, że na prace wydamy niecałe 180 tysięcy złotych. Tymczasem firma chciała prawie 370 tysięcy! O ponad 100 procent więcej! Nie pozostało nam nic innego jak unieważnić przetarg i ponownie go ogłosić – podkreśla wicewójt.
W Jeleśni trzeba było też unieważnić przetarg na odśnieżanie dróg gminnych w Korbielowie, Sopotni Wielkiej, Sopotni Małej i Przyborowie. Gmina przewidziała 85 zł za godzinę odśnieżania, a firma chciała 100 zł. Wykonawców udało się wyłonić dopiero po drugim przetargu, gdzie każda z miejscowości ma innego wykonawcę do odśnieżania. Nie lepiej jest w mniejszych gminach. Na przykład w Ślemieniu gmina unieważniła przetarg na trzeci etap rozbudowy sieci wodociągowo-kanalizacyjnej. Samorządowcy zaplanowali na inwestycję 927,6 tys. zł. Do przetargu stanęły co prawda cztery firmy, ale ich oferty mocno przewyższały kosztorys. Jedna chciała za wykonanie robót ponad 1,3 mln zł. Pozostałe proponowały: 2,7 mln zł, 2,8 mln zł, a nawet 3,2 mln zł!
CZEKA NAWET SŁUPEK
Do kuriozalnej sytuacji doszło z kolei w Węgierskiej Górce. Od ponad pół roku radny gminny Antoni Jarco prosi o wymianę zniszczonego słupka uniemożliwiającego wjazd samochodów na ścieżkę rowerową. Do dzisiaj się nie doczekał. Wicewójt gminy Węgierska Górka Marian Kurowski mówi, że nie wynika to ze złej woli czy lekceważenia przez miejscowy samorząd.
– Sprawę doskonale znamy. Słupki mamy już dawno zakupione. Prosimy firmy o zamontowanie, ale twierdzą, że nie mają na to czasu. Mam nadzieję, że jakaś firma zejdzie z inwestycji i w końcu zamontuje ten słupek – mówi.
Właściciele przedsiębiorstw podkreślają, że wyższe ceny nie wynikają z ich złej woli czy pazerności.
– Trzeba nas też zrozumieć. Na to, że w przetargach składamy oferty z wyższymi cenami, wpływa kilka czynników. To między innymi wzrastające co rusz ceny materiałów budowlanych. W dodatku z roku na rok wzrastają stawki najniższego wynagrodzenia, co zmusza nas do podwyższania wynagrodzeń. Mocno zaczęli się cenić fachowcy mający uprawnienia. Nie ma ich na rynku zbyt dużo i wiedzą, że mogą żądać sporych podwyżek. A jeśli tego nie zrobimy, mogą odejść do innych firm. Poniekąd stawiani jesteśmy pod ścianą i musimy wszystko dokładnie przeliczać, aby potem nie znaleźć się w sytuacji, gdy firma upada, jak to miało miejsce w przypadku wielu przedsiębiorstw w latach minionych. Wiemy, że powstaje patowa sytuacja, ale co mamy zrobić? – pytają.