Zamiast wlewać do baku benzynę, podłącza się go do gniazdka elektrycznego. Przyspiesza niczym rasowy sportowy samochód. I tak samo budzi wielkie zainteresowanie na bielskich ulicach. To nie najnowszy samochód elektryczny Tesla, warty setki tysięcy złotych, ale nasz poczciwy… maluch!
39-letni konstruktor z Bielska-Białej, skrywający się za pseudonimem „Tomek Atomek”, zaskoczył mieszkańców zamienieniem popularnego fiata 126p w praktyczny samochód elektryczny. Postęp prac dokumentował na bieżąco na facebookowym profilu „Elektryczny maluch Bielsko-Biała”. Filmy przedstawiające samochód „w akcji” można bez trudu znaleźć też na platformie YouTube. W internecie bielszczanin dzieli się sukcesami, trudnościami i ciekawostkami z tworzenia i użytkowania tak niezwykłego samochodu. Z powodzeniem wybiera się nawet na dłuższe wycieczki po regionie i uczestniczy w rozmaitych samochodowych zlotach, wszędzie wzbudzając duże zainteresowanie fanów motoryzacji.
W rozmowie z naszą redakcją pasjonat opowiedział o tym, jak to jest być twórcą i kierowcą elektrycznego fiacika.
– Kiedy pojawił się pomysł na elektrycznego malucha i co było jego inspiracją?
Tomek Atomek: Pomysł pojawił się około 2008 roku. Rok później postanowiłem, że go zrealizuję i zacząłem zbierać pieniądze. Inspiracją jest pasja i szczególna sympatia, jaką darzę fiaciki. Poza tym, wcześniej przerabiałem rowery na elektryczne i stwierdziłem, że powinienem poradzić sobie przeróbką samochodu.
– Miał Pan już taki samochód czy specjalnie go do tego celu zakupił? Jak wyglądało przerabianie go na „elektryka”?
– Miałem już malucha, ale do przeróbki kupiłem drugiego. Prace zacząłem jeszcze przed zakupem samego pojazdu. Kupiłem silnik i wykorzystując starą skrzynię biegów zabrałem się za mocowanie do niej silnika. Potem zostało już wymontować napęd spalinowy z malucha łącznie z osprzętem, a następnie rozmieścić i zamocować elementy elektryczne.
– Jakie umiejętności trzeba posiadać, by porwać się na taki projekt?
– Mam wykształcenie w tym kierunku. Skończyłem technikum na podbudowie szkoły zawodowej. A jeśli chodzi o elektryczne wiadomości i umiejętności, to dużo z nich nabyłem we własnym zakresie, między innymi przy przeróbkach rowerów i innych hobbystycznych działaniach.
– Jakie największe problemy trzeba było przezwyciężyć? Jak długo trwały modyfikacje?
– Największym problemem były środki finansowe. Nie przelewało się w domu. Drugim problemem był brak swobodnego dostępu do maszyn typu tokarka i frezarka… Niektóre elementy okrągłe i tuleje rysowałem na kartce A4 ołówkiem, cyrklem i linijką. Przeróbka trwała prawie rok.
– Czy nie było problemów z zarejestrowaniem tego pojazdu?
– Tego najbardziej się bałem. Na szczęście z przerejestrowaniem nie było problemu. Dokonałem tego w naszym bielskim Bosmalu-u. Tam pracują bardzo sympatyczni ludzie. W zasadzie to nawet z entuzjazmem zareagowali, gdy przyjechałem. Kiedy z kolei w bielskim ratuszu starałem się o specjalne „zielone tablice” dla elektryków, moją uwagę zwrócił wyświetlony na ekranie obrazek… niebieskiego malucha. Takiego jak mój własny. Bardzo miły drobiazg.
– Jakie koszty Pan poniósł i jakie były nakłady pracy?
– Koszty przeróbki zamknęły się w około 20 tysiącach złotych. Pracowałem „po godzinach”, po pracy, w weekendy. Niewiele mogłem zrobić w zimie, bo mam blaszany i nieogrzewany garaż. Nie są to wymarzone warunki, bo garaż znajduje się przy blokowisku i jest tam niewiele miejsca – około 15 metrów kwadratowych.
– Jak się jeździ takim samochodem i jak sprawdza się w warunkach miejskich?
– Jeździ się bardzo wygodnie. Podobnie jak „automatem”, bo w praktyce do jazdy w mieście używam trzeciego biegu. Rusza się bez sprzęgła z każdego biegu. Jest cicho jak na malucha. W mieście świetnie się sprawdza, bo jest dużo dynamiczniejszy niż spalinowy i w Bielsku-Białej można nim bezpłatnie zaparkować.
– Jakimi osiągami charakteryzuje się elektryczny maluszek?
– Na akumulatorach ołowiowych najszybciej jechałem 110 kilometrów na godzinę. Teraz na pewno wyciągnąłby więcej. Przyspiesza bardzo dynamicznie. Jeździ się nim jak współczesnym rodzinnym samochodem.
– Jak reagują mieszkańcy na widok elektrycznego malucha?
– Mało kto się orientuje, że mija go elektryczny maluch. Ci, którzy to zauważą, zazwyczaj reagują bardzo pozytywnie.
– Kto Panu pomógł i Pana wspierał?
– W zasadzie przeróbki dokonywałem samotnie zamknięty w garażu. Zwykle wieczorami. Największą pomoc w tym roku uzyskałem od bielskiej firmy Zeus Group, dzięki której mam obecnie baterie litowe wraz z ładowarkami. Wcześniej jeździłem na akumulatorach ołowiowych. Różnica jest ogromna. Maluch jest dużo lżejszy i silniejszy, gdyż te baterie mają bardzo dużą sztywność prądową. Ładowanie jest o wiele krótsze i prostsze. Teraz maluch ma zasięg stu kilometrów i nie jest wrażliwy na temperatury.
– Czy samochód jest już gotowy czy czekają go jeszcze modyfikacje?
– Tak, maluch jest w pełni ukończony. W planach jest tylko jeszcze montaż elektronicznego wskaźnika zużycia energii. Ale z czasem coś się znajdzie do zrobienia.
– Możemy spodziewać się kolejnych tak ambitnych przedsięwzięć?
– To mój pierwszy tak duży projekt. Na kolejne takich rozmiarów po prostu nie mam miejsca. Może wezmę się za coś mniejszego… Teraz po prostu mam satysfakcję ze stworzenia elektrycznego malucha. To wielka radość i frajda, gdy samodzielnie stworzone dzieło tak dobrze działa.
Tomek Atomek jest do wzięcia 🙂
Dokładnie 132 lat temu Wacław Rechniewski zdobył w Paryżu złoty medal za konstrukcję silnika elektrycznego przewyższającego parametrami konstrukcję Thomasa Edisona. Jego motory były na tyle lekkie, że posłużyły do napędzania jednych z pierwszych samochodów elektrycznych na świecie. Jeden z nich w 1895 roku stanął do wyścigu na dystansie 1200 km z autami benzynowymi i parowymi.
Krzysztof Przybek z Poznania sam w 2017 r. zbudował auto suzuki vitara na energię elektryczną.
Świetny pomysł. Gratuluję pomysłu , zaangażowania i wytrwałości w dążeniu do celu. A tak na marginesie, czy jak padnie mi silnik w moim ulubionym aucie to przerobisz mi go na elektryka? Oczywiście odpłatnie.
W Chorwacji jeden gość przypadkowo zaczął się bawić przeróbką starego auta na elektryczne. Został zauważony i dzisiaj jest sponsorowany . Obecnie produkuje wysokiej klasy luksusowe samochody elektryczne które mimo wysokiej ceny schodzą z taśmy prosto do klientów i trzeba długo na nie w kolejce czekać . Osobiście życzę temu panu z Bielska też takiej światowej kariery.
Bielsko-Biała może być dumna że ma takiego mieszkańca
spoko robota może mojego 4×4 se przerobie na elektryka :)))))
najbardziej podobało mi się jaka w czasie kilkunastodniowych mrozów w Niemczech wyłączono czujniki dymu i palono węglem brunatnym w elektrociepłowniach ile fabryka dała bo elektryczne wiatraki zamarzły 🙂 to samo było we Szwecji, nawet z Polski kupowali węgiel i paliwo opałowe bo ekolodzy zlikwidowali elektrownię atomową, cały piękny zielony lewacki ład 😀
Przypuszczam że chłopak dokonując tej przeróbki nie myślał o ekologii ani o ekonomii. To pasjonat. Zrobił bo tak chciał.
Klank tego silnika przypomina odgłosy jakie wydaje odkurzacz i być może dzięki temu “Tesla w bielskim wydaniu” będzie rwał panienki jak świeże wiśnie.
Benzyny nie leje ,za to dorzucam trochę węgla w elektrowni a o stratach przy przesyle już nie wspomnę . Gdzie tu ekologia?
Czyżby błyskawica na drzwiach malucha spowodowała kolejny błyskotliwy komentarz?
O swoim komentarzu mówisz? Niepotrzebnie, wszystkie są błyskotliwe
Ee, maluchem jeździ się jak współczesnym rodzinnym samochodem?
Chyba chodzi o dynamikę jazdy.