Dziesięciomiesięczny chłopczyk z Koniakowa miał wiele szczęścia. Dziecko włożyło do ust metalową śrubkę i zaczęło się krztusić. Osoby o słabych nerwach uprzedzamy, że historia zakończyła się dobrze, choć mogło być zupełnie inaczej…
Do wypadku doszło w jedną z ostatnich sobót w Wiśle. Rodzice chłopczyka zadzwonili na pogotowie, lecz dowiedzieli się, że na karetkę trzeba będzie długo czekać. Kiedy po kolejnym telefonie sytuacja się nie zmieniła, ojciec zapakował niemowlaka do samochodu i wyruszył do szpitala. Zaniepokojony z trudem koncentrował się na jeździe, cały czas odwracając się w stronę krztuszącego się malca. W Wiśle, gdzie akurat odbywał się Tydzień Kultury Beskidzkiej, przejazd był bardzo utrudniony i auto utknęło w korku, a dramatyczną sytuację pogorszyła jeszcze bardziej stłuczka, do której doprowadził śpieszący się mężczyzna. Około 14.50 w rejonie ronda przy ulicy 1 Maja i Wyzwolenia najechał autem w tył poprzedzającego go pojazdu…
– Mężczyzna zwrócił się o pomoc do policjantów. Dyżurny wiślańskiego komisariatu szybko skontaktował się z dyspozytorem pogotowia. Okazało się, że wszystkie karetki są zajęte. W związku z tym, że stan zdrowia chłopca był niepokojący, policjanci podjęli decyzję o przewiezieniu go do szpitala. Oficer dyżurny skierował na miejsce zdarzenia kolejny patrol. Dwaj dzielnicowi z Wisły zabrali ojca z dzieckiem do radiowozu i przetransportowali do szpitala, gdzie chłopczyk otrzymał fachową pomoc – informuje podkom. Rafał Domagała, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie.
Jak się dowiadujemy, chłopczyk jest cały i zdrowy. Jego rodzice z pewnością odetchnęli z ulgą. Można sobie tylko wyobrazić, co czuli, kiedy zdrowie, a może nawet i życie ich synka było zagrożone… Na koniec pozostaje kilka pytań. Przede wszystkim jedno najważniejsze: dlaczego przyjazd karetki do Koniakowa okazał się niemożliwy do zrealizowania w szybkim czasie? Jaki był powód tego, że na pomoc trzeba było czekać tak długo, skoro jeden zespół ratownictwa medycznego stacjonuje w Istebnej, a drugi w niedalekiej Wiśle. Janusz Martynek, kierownik ds. technicznych w Cieszyńskim Pogotowiu Ratunkowym, udzielił nam wyjaśnień.
– W sobotę między 14.00 a 16.00 mieliśmy kumulację zdarzeń i realizowaliśmy dziewięć zgłoszeń na terenie całego powiatu cieszyńskiego. Wszystkie siedem zespołów ratownictwa medycznego, którymi dysponujemy, zostały akurat w tym czasie zadysponowane do pacjentów. Niestety, takie sytuacje mogą czasami mieć miejsce i tego nie unikniemy. Na pewno dobrze się stało, że ojciec dziecka podjął decyzję o samodzielnym dojeździe do szpitala i pośród całych problemów, jakie napotkał po drodze, pomocy udzielili mu policjanci. Inaczej byłoby mu bardzo trudno przejechać przez zakorkowaną Wisłę – mówi Janusz Martynek.
Rodzi się także pytanie, czy przypadkiem karetki Cieszyńskiego Pogotowia Ratunkowego nie były wysłane do obsługi imprezy masowej, jaką był Tydzień Kultury Beskidzkiej w Wiśle? I czy właśnie z tego powodu nie zabrakło ambulansu dla małego mieszkańca Trójwsi? – Absolutnie nie ma takiej możliwości. Jeśli zabezpieczamy jakieś imprezy, to wysyłamy do ich obsługi osobne karetki i osobne zespoły. Do tego celu nie służy sprzęt systemowy. Karetki pracujące w systemie ratownictwa medycznego muszą być dostępne 24 godziny na dobę i nie mogą być wykorzystywane do innych celów. Tydzień Kultury Beskidzkiej faktycznie obstawialiśmy, ale zupełnie inną karetką – wyjaśnia Janusz Martynek. Zapytany o to, czy uważa, że może w takim razie w systemie ratownictwa medycznego w powiecie cieszyńskim nie przypadałby się dodatkowy ambulans, odpowiada że nie. – Posiadamy raczej optymalną ilość karetek. Patrząc na statystyki, wszystko działa jak powinno. Mieścimy się w czasie 5-8 minut dojazdu w mieście i do 15 minut poza nim. Zdarzają się jedynie sporadyczne przypadki, kiedy karetka dojeżdża później – dodaje Janusz Martynek.