Pies w typie owczarka podhalańskiego podchodzi do ogrodzenia i przyjaźnie macha ogonem. Inny, mniejszy psiak opiera się łapkami o płot i szaleje z radości. Jednak większość czworonogów na widok obcego szczeka. W Miejskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Bielsku-Białej, które odwiedziliśmy, trwają przygotowania do zimy – najtrudniejszego sezonu w roku.
Kierownik Dominik Domiszewski oprowadza nas po schronisku. Towarzyszy nam dochodzące z kojców chóralne szczekanie. Właśnie trwa czyszczenie wybiegów. Psów jest około setki, opiekunów – tylko trzech…
Pies w typie owczarka niemieckiego, o imieniu Floks, na nasz widok nawet nie wychodzi z budy. – To już i tak sukces, że patrzy w naszą stronę. Wcześniej leżał tyłem z nosem wciśniętym w kąt. Boi się ludzi, wychodzi dopiero gdy wszyscy sobie pójdą – mówi Dominik Domiszewski. Psy mają do dyspozycji kojce, z których mogą przejść przez specjalne drzwiczki do części wewnętrznej, murowanej.
Udajemy się do kociarni. Jej mieszkańcy leżą w swoich budkach lub przechadzają się. Na podłodze stoi szereg kuwet. Część kotów przebywa w części zewnętrznej. Tak jak psy, mogą przez umieszczone na dole drzwiczki swobodnie przechodzić z pomieszczenia na zewnątrz i z powrotem. Dwa koty same przychodzą i się łaszą, reszta zachowuje bezpieczny dystans.
Siadamy w niewielkiej części gospodarczej schroniska. W przedsionku swoje legowisko ma kot o wdzięcznym imieniu Prezes (na zdjęciu poniżej z kierownikiem schroniska). Prezes jest tu „gospodarzem” i cieszy się specjalnymi względami. Gdy rozmawiam z kierownikiem, kocisko bezceremonialnie wyciąga się obok mnie i „pozwala” głaskać. Zwierzak jest po zabiegu amputacji przedniej lewej łapy, co nie przeszkadza mu bynajmniej wskoczyć zwinnie z podłogi na biurko. A gdy w kierunku gabinetu weterynaryjnego przechodzi opiekun z psem na smyczy, Prezes wygina grzbiet w łuk i cicho prycha.
Dezynfekcja, ocieplanie
W Miejskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Bielsku-Białej przebywa obecnie 139 kotów i 88 psów (stan na dzień 4 listopada). – Schronisko narażone jest na szereg czynników zewnętrznych, przede wszystkim bardzo intensywną eksploatację związaną z przyjmowaniem około 1400 zwierząt rocznie i dezynfekcją. Ta ostatnia jest przeprowadzana po to, aby chronić naszych podopiecznych przed chorobami zakaźnymi i zwiększonym ryzykiem przenoszenia się ich w dużym skupisku zwierząt. Cały czas musimy też przeprowadzać remonty – mówi kierownik Dominik Domiszewski.
W tym roku przygotowanie do zimy odbywa się poprzez ocieplenie sufitów w tych boksach, w których nie było to jeszcze zrobione. – Mieliśmy problem z przeciekaniem dachu w niektórych miejscach. Sprawdzaliśmy też ostatnio działanie ogrzewania oraz drzwiczek, którymi zwierzęta swobodnie wychodzą z części ocieplonej na zewnątrz. Wszystkie pomieszczenia murowane mamy ogrzewane i wszystkich naszych podopiecznych staramy się umieszczać w ciepłych miejscach – wyjaśnia kierownik.
Duże koszty pochłania oczywiście opieka weterynaryjna. – Od poniedziałku do soboty usługi świadczą nam dwa zewnętrzne zakłady lecznicze dla zwierząt, które mają u nas pomieszczenia dla lekarzy weterynarii. Przyjeżdżają oni do nas, leczą zwierzęta, szczepią je przeciw chorobom zakaźnym oraz wykonują niezbędne zabiegi lekarsko-weterynaryjne. Wszystko, aby zapewnić jak najlepszą opiekę medyczną i przygotować naszych podopiecznych do adopcji – mówi Dominik Domiszewski.
Potrzebne karma, koce i żwirek
Jak zwykle, jesienią schronisko uruchomiło akcję „Zima w schronisku”, czyli zbiórkę darów dla podopiecznych. Potrzebna jest przede wszystkim dobrej jakości karma dla psów i kotów – zarówno sucha, jak i mokra. – Dzięki tej zbiórce możemy przeznaczyć nasze środki finansowe zamiast na karmę – na leczenie naszych podopiecznych i bardziej zaawansowane metody diagnostyczne – mówi Dominik Domiszewski. – Mile widziane są także koce i ręczniki. Dajemy tym rzeczom drugie życie, stanowią one dodatkową warstwę izolacyjną chroniącą przed chłodem, a dodatkowo psy często traktują swoje legowisko jako swoje „bezpieczne miejsce”. Koc pomaga w utrzymaniu tej atmosfery, co wpływa pozytywnie na ich komfort psychiczny. Przyjmujemy również od darczyńców żwirek dla kotów – z zastrzeżeniem, aby był to popularny żwirek w żółtym opakowaniu. Jest to żwirek zbrylający, który łatwo nam się sprząta.
Bardzo istotne jest, aby nie przynosić rzeczy spoza ustalonej, oficjalnej listy akcji „Zima w schronisku” – czyli na przykład kołder, poduszek, pluszaków i innych rzeczy z wypełnieniem, gdyż mogą one stanowić zagrożenie dla zwierząt.
Dary można dostarczać do schroniska (ul. Reksia 48) od poniedziałku do piątku w godzinach 8.00–16.00, w czwartki od 8.00 do 17.00, a w soboty od 8.00 do 14.00.
Promowanie adopcji
Schronisko przywiązuje dużą wagę do promowania adopcji psów i kotów przez osoby, które stworzą im ciepły, kochający dom i zapewnią komfortowe warunki życia. – Zdjęcia i opisy wszystkich podopiecznych znajdują się na naszej stronie internetowej. Staramy się też, aby pojawiały się również na Facebooku. Schronisko nie jest bowiem odpowiednim miejscem dla zwierząt, ponieważ na ponad dwie setki podopiecznych mamy tylko trzech opiekunów i jedną behawiorystkę, więc nie jesteśmy w stanie zapewnić zwierzakowi tak dobrej opieki jak w domu, gdzie będzie miał na przykład trzech członków rodziny. Schronisko powinno być tylko stacją przystankową, gdzie zwierzęta czekają na swojego właściciela po tym, jak zgubiły się albo uciekły, lub gdzie przygotowuje się je do adopcji. Niestety, obecnie w Polsce bezdomność zwierząt, która jest winą człowieka, utrzymuje się na tak dużym poziomie, że często zwierzęta te dożywają w schroniskach sędziwego wieku i kończą tutaj swój żywot.
Adopcje są promowane także przez wolontariuszy, którzy pomagają opiekunom wyprowadzać zwierzęta na spacery, a także rozpowszechniają w swoich środowiskach informacje o psach i kotach ze schroniska, również w mediach społecznościowych. – W tej chwili mamy podpisanych bardzo dużo umów o świadczenie wolontariatu. Wolontariat w schronisku to wyjątkowa okazja, by odmienić życie potrzebujących zwierząt – mówi kierownik. – Osoby te w znaczący sposób wspierają naszą działalność, dlatego bardzo chętnie z nimi współpracujemy. Mogą robić zwierzakom zdjęcia i promować je w różny sposób. Moim zdaniem większość sukcesów adopcyjnych jest związanych z tym, że ktoś komuś o danym psie powiedział. Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim osobom, które nam pomagają – zarówno wolontariuszom, jak i darczyńcom.
Nie do budy ani na łańcuch
Jak mówi kierownik Dominik Domiszewski, z częstotliwością adopcji bywa różnie, ale jest ich stosunkowo dużo. – Na przykład w ciągu ostatniego półtora tygodnia adoptowanych zostało aż szesnaście psów – mówi. – Mamy możliwość kontroli przed- i poadopcyjnej, czyli sprawdzenia warunków, w jakich przyjdzie zwierzakowi żyć w danej rodzinie. Ale nie marnujemy naszego czasu na sprawdzanie osób, które są dla nas pewniakami. Zdarzają się jednak sytuacje, że ktoś bardzo chce wziąć danego psa, ale osoba ta nie budzi w nas zaufania. Mamy też takie wymagania adopcyjne, że nie dajemy psów do pilnowania posesji, do kojców, do budy ani na łańcuch. Uważamy, że skoro niejednokrotnie zwierzęta te już to przeżyły, niech nie doświadczają tego powtórnie, mimo że taki sposób przetrzymywania zwierząt jest w polskim prawodawstwie dopuszczalny. Najlepiej, aby pies stawał się po prostu członkiem rodziny.
Do adopcji nie są przeznaczane jedynie psy, które dopiero trafiły do schroniska i przechodzą piętnastodniową kwarantannę lub takie, które są w trakcie diagnostyki albo istnieje u nich ryzyko choroby zakaźnej. – Są też czworonogi, które zostały zabrane właścicielowi ze względu na to, że toczy się wobec niego postępowanie w kierunku znęcania się nad zwierzętami. Miasto czy gmina odbiera takie zwierzę właścicielowi i ma obowiązek przechowywania go pod swoją opieką. Trafia więc ono do nas, a my musimy je trzymać do czasu orzeknięcia przez sąd jego odbioru. W okresie tym nie może ono iść do adopcji – wyjaśnia kierownik. – Natomiast wiek i przewlekłe choroby naszych podopiecznych nie są problemem jeśli chodzi o przeznaczenie ich do adopcji. Jest to kwestia informowania ewentualnych właścicieli o obowiązkach, które biorą na swoje barki.
Kierownik podkreśla, że gdy już przygarnie się zwierzę ze schroniska, trzeba mu dać co najmniej tydzień na zaaklimatyzowanie się w nowym domu. – Dopiero później można zacząć wchodzić z nim w interakcję – mówi.
Zaginionych kotów trzeba szukać
Rocznie do schroniska trafia około 1400 zwierząt, przyjmowanych z dwunastu gmin. Niestety, wiele z nich, zwłaszcza kotów, przegrywa z chorobami zakaźnymi. A zwierzęta, które trafiają do azylu po wypadkach drogowych, często są w stanie, w którym obrażenia są na tyle poważne, że nie ma szans na ich wyleczenie lub ich dalsze życie wiązałoby się z cierpieniem. – W takich przypadkach pozostaje nam trudna, ale humanitarna decyzja o eutanazji, mającej na celu skrócenie bólu i cierpienia zwierzęcia – mówi kierownik.
Przystań znajdują tu także czworonogi, które z powodu złego traktowania uciekły z własnego domu czy posesji, a także takie, które się zabłąkały. – Zagubione psy są w większości przez prawowitych właścicieli odbierane, ale gorzej jest z kotami. Zaginionych kotów ludzie wciąż szukają rzadziej. Gdy są to tak zwane koty wychodzące, ich właściciele z reguły stwierdzają, że gdy kota kilka dni nie ma w domu, pewnie wróci. Otóż nic bardziej mylnego. Jeżeli kot nie wrócił w pierwszy dzień, to znaczy, że albo jest gdzieś zamknięty, albo go coś przejechało, albo złapał go ktoś inny. Zatem zawsze warto do nas zadzwonić i spytać, czy nie ma danego kota. Zawsze łatwiej jest go znaleźć od razu niż na przykład po dwóch miesiącach – wyjaśnia kierownik.
Bezdomne węże i żółwie
Do schroniska trafiły też ostatnio dwa węże: pyton królewski oraz znaleziony na osiedlu Sarni Stok lancetogłów mleczny, który otrzymał imię Zwinek. – Stawiane są przed nami wyzwania utrzymania przeróżnych gatunków zwierząt, a później przeprowadzenia skutecznej adopcji. Jest to o tyle skomplikowane, że osoby chętne do ich przygarnięcia muszą być uprzednio przygotowane: zarówno posiadając stosownie do gatunku przygotowane terrarium, jak i mając odpowiednią wiedzę, by zapewnić zwierzęciu optymalne warunki – podkreśla Dominik Domiszewski.
Pyton i lancetogłów to niejedyne gady, które trafiły do bielskiego azylu. – Co roku coś nas zaskakuje. W tym roku jest to właśnie bardzo duża liczba inwazyjnych gatunków obcych, które trzeba przyjąć – mówi kierownik. – To w większości wodno-lądowe żółwie ozdobne, wyrzucane przez ludzi, którzy chcieli je hodować z domach. Gdy do nas trafiają, mamy dwie opcje: albo poddać je eutanazji, albo wysłać do azylów zatwierdzonych przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, które zazwyczaj położone są daleko i pobierają opłaty za przyjęcie zwierząt.
W planach nowa kociarnia
W planach schroniska jest rozbudowa kociarni. Obecnie przedsięwzięcie to jest w fazie projektowej. Natomiast realizacja będzie wymagała znacznych nakładów finansowych. – Obecny budynek kociarni nie jest zły, ale chcielibyśmy mieć coś lepszego, ponieważ adopcje kotów nie są na tak wysokim poziomie jak psów. Psy są rozdzielone po kilka w osobnych boksach. Jesteśmy zatem w stanie obserwować ich zachowania. Natomiast obecna kociarnia to dwie przestrzenie, w których koty przebywają razem. Docelowo chcielibyśmy, by pomieszczenia dla kotów pozwalały na indywidualne podejście do naszych podopiecznych, aby koty miały bardziej intymne warunki pozwalające na lepszą socjalizację z człowiekiem – mówi kierownik schroniska.