Życie go nie rozpieszczało. Wcześnie owdowiał, samodzielnie wychował dwójkę dzieci, choroba zabrała mu obie nogi. To niezwykle dużo jak na jednego człowieka, a mimo to wciąż musi boksować się z losem. W tej nierównej walce bardzo przydałaby mu się pomoc…
Wiesław Wojtusiak ma 60 lat, urodził się i mieszka w Twardorzeczce. Jest organistą w miejscowym kościele. Kogo by nie spytać, znają go wszyscy. – Z zawodu jestem technologiem drewna – mówi. Zaraz po szkole zaczął pracę w zakładzie stolarskim w Siemianowicach Śląskich, który wytwarzał produkty na potrzeby górnictwa. Tam doszło do wypadku. – Sześciotonowy wózek widłowy najechał na moją prawą nogę. Od tego czasu zacząłem mieć z nią problemy – mówi. Kiedy upomniało się o niego wojsko, poszedł do… marynarki. Noga dawała mu porządnie w kość, ale dotrwał do końca. Mniej więcej rok później w prawej kończynie zaczęły się problemy z niedokrwieniem, pojawiły się rany i potworny ból. – Przeżyłem horror. Lekarze zdiagnozowali to jako chorobę Bürgera. Skończyło się na amputacji – mówi. Miał wtedy zaledwie 24 lata…
Był młody, dostał protezę, więc w miarę szybko odnalazł się w nowej sytuacji. Z czasem założył rodzinę. Doczekał syna i córki. Wdowcem został w 2004 roku. – Żona była w ciąży, dostała krwotoku. W szpitalu w Żywcu okazało się, że to problemy z łożyskiem. Nasza córeczka zachłysnęła się krwią i urodziła martwa. Żona zaraz potem dostała wylewu i jeszcze tydzień leżała w śpiączce. 9 grudnia zmarła – mówi. Wiesław został sam z 9-letnim synem i zaledwie 2-letnią córką. Mimo tragedii pozbierał się – były przecież dzieci, które potrzebowały ojca. Dzisiaj syn ma 24 lata, córka 17.
Kolejny cios spadł na niego rok temu. W październiku stracił lewą nogę. – Był to efekt cukrzycy, na którą choruję od 19 lat, i zapalenia ropno-ogniskowego stopy. Od tego zaczęło się ogólne zakażenie organizmu, sprawa zahaczyła o sepsę. Lekarze bardziej skupili się na ratowaniu mojego życia niż mojej nogi – opisuje. – Wiedziałem, że taka sytuacja może zaistnieć, ale miałem nadzieję, że stanie się to 10-15 lat później.
Znów szybko się pozbierał. – W pierwszą niedzielę adwentu już byłem w kościele i grałem. Jednak nie znaczy to, że jest świetnie. Choć dzieci są dla niego dużym wsparciem – syn nawet zrezygnował z pracy, aby zająć się ojcem – obecna sytuacja kosztuje go wiele nieprzespanych nocy. Po pierwsze, potrzebne są mu protezy. W pierwszej chwili chciał zbierać na ich lepszą wersję. Koszt pary wyniósłby wtedy 80 tysięcy, a PFRON dorzuciłby 20 tysięcy do każdej. Potem zasięgnął języka u właściciela firmy, która robiła dla niego pierwszą protezę i doszedł do wniosku, że nie ma to sensu. – Mój rozmówca wytłumaczył mi to na zasadzie samochodu. Do Żywca dojadę i maluchem, i autem za półtora miliona. W tym drugim przypadku komfort będzie większy, ale i tu, i tu cel zostanie osiągnięty – wyjaśnia.
Poza tym, o lepsze protezy mógłby starać się dopiero w sierpniu, czyli dość późno. A czas jest tutaj ważny ze względu na mogące się pojawić przykurcze mięśni w udach. – Jeżeli się pojawią, nie będzie szans, abym założył protezy – mówi. Trzeci powód jest taki, że wielu ludzi nie potrafi nauczyć się chodzić na dwóch protezach. – W przypadku jednej czuje się podłoże stopą zdrowej nogi. Jeśli protezy są dwie, podłoża już się nie czuje. To tak, jakby chodzić na szczudłach. Nie wszyscy są w stanie się do tego przyzwyczaić – wyjaśnia.
W styczniu organiści z dekanatu radziechowskiego zorganizowali dla niego serię koncertów. W ich trakcie zebrano 14 tysięcy. Nawet przy o połowę tańszej wersji protez (40 tysięcy) i dofinansowaniu rzędu 8-9 tysięcy do każdej, wciąż brakuje 8-10 tysięcy. Do tego mamy zimę, w domu Wiesława Wojtusiaka zepsuł się piec centralnego ogrzewania. – Palimy tylko kilka godzin po południu, bo gdybyśmy palili na okrągło, nie nadążylibyśmy lać wody do instalacji – mówi. Marzy mu się nowy piec, ekologiczny, do którego węgiel ładuje się tylko raz w tygodniu. A ten, nawet przy dofinansowaniu gminy, będzie sporo kosztował. Do tego dom, w którym Wiesław mieszka z rodziną, wymaga dostosowania do jego nowej sytuacji. Nawet jeśli będą protezy, organista z Twardorzeczki po mieszkaniu będzie poruszać się na wózku, a to w pierwszej kolejności wymaga odpowiedniego dostosowania łazienki i wykonania podjazdu przed domem. Na ten cel nasz bohater również ma zamiar starać się o dofinansowanie z PFRON. Mimo to, z własnej kieszeni będzie musiał dołożyć do przebudowy około 20-30 procent. Wiesław Wojtusiak jest rencistą, więc nie jest mu łatwo związać koniec z końcem. Przyda mu się każdy grosz.
Wszyscy, którzy chcieliby go wspomóc, mogą wpłacać datki, korzystając z konta Stowarzyszenia „Dzieci Serc” z Radziechów (20 8140 0009 0006 9430 2000 0010). Za pośrednictwem tej organizacji mogą mu też przekazać 1 procent swojego podatku (KRS 0000121276). W obu wypadkach konieczny jest dopisek „Dla Wieśka”.
To nie jest organista, gościu nie ma pojęci o graniu na organach ale jaki proboszz taki organista
Człowieku to nie jest ważne jakim on jest organista nie masz serca tylko widzisz wady danej osoby poprostu jesteś pusty
Znajde cie łeb urwie i do szyi napluje.
Dlaczego dopiero teraz ukazał się ten artykuł.nie miałem komu dać 1%teraz to musztarda po obiedzie.