Nigdy przedtem nie widziałem takiego „wysypu” żmij zygzakowatych. Trzeba patrzeć pod nogi, by jakiejś nie nadepnąć.
Chodząc po górach i lasach żmije spotykałem sporadycznie. Ale w tym roku jest ich – a przynajmniej takie mam wrażenie – istne zatrzęsienie. Ostatnio, w ciągu paru chwil w rejonie Błatniej w Beskidzie Śląskim zauważyłem aż trzy, wygrzewające się na słońcu. I to na środku zatłoczonych szlaków turystycznych. Jednej o mało nie rozdeptałem, bo całkiem nieźle wtapiają się w otoczenie. Dwie były nieduże, a jedna miała długość prawie metra. Gdy zbliża się człowiek, żmije reagują spokojnie – leniwie pełzną w stronę najbliższych zarośli. Możne nawet zbyt leniwie…
Żmija zygzakowata to jedyny jadowity wąż na terytorium naszego kraju. Na szczęście rzadko kąsa człowieka, a jeśli już, to w większości przypadków nie wstrzykuje jadu. Gdyby doszło do najgorszego, to trzeba jednak szukać pomocy lekarza, który poda antytoksynę. Zdrowy człowiek wyjdzie z tej przygody bez większych problemów. Ale uważać muszą dzieci i seniorzy.