Bielskie spółdzielnie mieszkaniowe zaczęły w tym roku grzać mniej więcej w jednym czasie, czyli w poniedziałek, 24 września lub niewiele później.
Wybór akurat tej daty nie dziwi, gdyż w poprzedzający ten dzień weekend nastąpiło pogodowe tąpnięcie i temperatura spadła na łeb na szyję. W piątek termometry pokazywały jeszcze blisko 30 stopni Celsjusza, a w poniedziałek już niewiele ponad 10.
W odległych czasach rozpoczęcie sezonu grzewczego obligowały przepisy. Nasi rozmówcy ze spółdzielni wspominali najczęściej dwa. Jeden określał sztywno początek sezonu na 15 października i – bez względu na pogodę – trzeba było czekać do tego dnia. Drugi mówił, że ogrzewanie trzeba włączać jeśli przez trzy dni z rzędu, o określonej godzinie temperatura spadnie poniżej wyznaczonego poziomu. Dzisiaj podobnych przepisów już nie ma, a o terminie odpalenia ogrzewania decyduje zarządca. Nie dzieje się to jednak ot tak.
Wyznaczając wspomniany termin spółdzielnie biorą pod uwagę m.in. prognozy pogody, zgłoszenia ze strony mieszkańców, a także konsultują się w tej sprawie między sobą. Następnie prośba o włączenie centralnego ogrzewania jest kierowana do bielskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego Therma. – Ma ona 48 godzin na uruchomienie, ale następuje to dużo szybciej, w przeciągu kilkunastu godzin od zgłoszenia – powiedział nam Marek Drwiła, zastępca prezesa do spraw gospodarki zasobami mieszkaniowymi Spółdzielni Mieszkaniowej „Strzecha”.
Włączenie ogrzewania nie powoduje, że grzejniki cały czas pracują pełną parą. W wielu spółdzielniach bloki wyposażone są w automatykę, która powoduje, że kiedy robi się cieplej centralne ogrzewanie się wyłącza, a włącza kiedy temperatura na powrót spada.
Grzeją, grzeją … przede wszystkim korytarze i piwnice.. bez opamiętania.