Choroba odebrała mu urodę i sprawność, zmusiła do przerwania studiów i porzucenia zajęć, którym uwielbiał oddawać się w wolnym czasie. Lekarze w Polsce mówią, że zrobili dla niego już wszystko, co było możliwe. On jednak się nie poddaje. Z niesłabnącym optymizmem mówi: – Będzie dobrze. Jeśli nie pomoże mi medycyna, na pewno zdarzy się cud.
Dziewiętnastoletni Mateusz Kowalczyk z Wadowic (na zdjęciu) w ubiegłym roku zdał maturę i dostał się na wymarzone studia – automatykę i robotykę na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Ale na uczelnię uczęszczał tylko przez dwa miesiące, dopóki stan zdrowia mu na to pozwalał. Nastolatek cierpi na niedowład prawej strony ciała i ma zaburzenia widzenia. Porusza się z dużym wysiłkiem, z trudem się wysławia. To objawy gwiaździaka anaplastycznego, czyli złośliwego nowotworu mózgu. Mateusz od września jeździ do Warszawy na chemioterapię, która jednak nie przynosi żadnych pozytywnych rezultatów. – Kiedyś grał na gitarze, przepięknie malował i rysował. Pływał, jeździł na wszystkim, na czym mógł – rowerze, rolkach, nartach. Brakowało mu jeszcze tylko prawa jazdy. Próbował je zrobić, ale wtedy właśnie choroba po raz pierwszy dała o sobie znać – opowiada mama Mateusza, Edyta Kowalczyk.
PODWÓJNE WIDZENIE
Kurs prawa jazdy nastolatek rozpoczął wkrótce po swoich osiemnastych urodzinach, które obchodził w czerwcu 2015 roku. – Któregoś dnia w lipcu czy sierpniu, gdy siedziałem za kierownicą „elki”, droga przede mną nagle zamieniła się w czteropasmówkę. Widziałem ją podwójnie – wspomina Mateusz. Taki objaw mógł wskazywać na różne zaburzenia, więc rodzice nie spodziewali się druzgocącej diagnozy, którą usłyszeli po serii badań. Jednak po operacji usunięcia guza i radioterapii symptomy choroby ustąpiły. Niedługo przed maturą nastolatek wrócił do liceum i mimo nieuniknionych zaległości w nauce, egzamin dojrzałości zdał bez najmniejszych problemów.
– Przez pół roku czułem się znakomicie. Wierzyłem, że pokonałem glejaka. Ale już w czasie ubiegłorocznych wakacji pojawiły się kolejne niepokojące objawy. Znów zacząłem widzieć podwójnie, potem doszło do tego drętwienie prawej strony ciała – mówi Mateusz. Jego mama dodaje: – Jak się okazało, w płacie czołowym pojawił się nowy guz, tym razem nieoperacyjny. Jedyna dostępna w Polsce forma leczenia to chemioterapia. Szukamy więc innych metod w Europie, a nawet poza nią. Porozsyłaliśmy dokumenty i zapytania do dziesiątek klinik. Na razie mamy odpowiedzi z dwu, ale w jednej ograniczają się do tego samego, co szpitale w Polsce. W drugiej proponują leczenie immunologiczne, które kosztuje trzysta pięćdziesiąt tysięcy złotych…
CZASU JEST NIEWIELE
Młody wadowiczanin jest optymistą i ufa, że wyzdrowieje. Jeśli nie dzięki medycynie, to za sprawą wstawiennictwa świętego Jana Pawła II. Codziennie modli się do Niego i do Boga o zatrzymanie rozwoju choroby. – Mateusz jest człowiekiem głębokiej wiary. Kościół był dla niego zawsze na pierwszym miejscu – podkreśla Edyta Kowalczyk. Ale ona i jej mąż wolą nie zdawać się na samą modlitwę. Wiedzą, że czasu na działanie jest niewiele i już wkrótce trzeba będzie wybrać jedną z dostępnych poza granicami naszego kraju form terapii. Stan dziewiętnastolatka błyskawicznie się pogarsza. Rodzice z rozpaczą obserwują jego rosnącą niemoc i gasnącą urodę. Pokazują zdjęcia nieprzeciętnie przystojnego chłopaka z długimi puklami. Trudno rozpoznać w nim dzisiejszego Mateusza – z twarzą zniekształconą opuchlizną, opadniętą powieką lewego oka i bez włosów, które stracił na skutek chemioterapii.
– Wiele osób wsparło nas już różnymi kwotami, ale suma, którą do tej pory udało nam się zabrać, to wciąż kropla w morzu potrzeb. Mam nadzieję, że znajdą się jeszcze inni, którzy zechcą pomóc. Mateusz nie zasłużył sobie na taki los. To najlepszy syn, jakiego można sobie wyobrazić. Nie sprawiał nam żadnych problemów, bardzo dobrze się uczył, rozwijał swoje talenty, nie pił alkoholu, nie palił papierosów – mówi drżącym głosem Edyta Kowalczyk. Każdy z nas może sprawić, że Mateusz znów kiedyś założy narty, narysuje kolejny portret, wróci na uczelnię. Wystarczy choć drobna wpłata na konto Fundacji „Nasze Dzieci” przy Klinice Onkologii w Instytucie „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka”: 76 1240 1109 1111 0010 1163 7630, koniecznie z dopiskiem „Mateusz Kowalczyk”. Darowizny można też przelewać bezpośrednio na konto wadowiczanina: 49 1050 1100 1000 0091 1565 3462.