Wydarzenia Sucha Beskidzka Wadowice Oświęcim

Wadowicka tragedia: Krwawy dzień w więzieniu

Fot. Jacek Dyrlaga

Za murami wadowickiego zakładu karnego doszło do zbrodni. Grupka osadzonych podczas próby ucieczki śmiertelnie ugodziła sztyletami dwóch funkcjonariuszy więziennych. Uciekinierzy wyposażeni byli nie tylko w białą broń, ale także w rewolwer. 1 lutego mija równo czterdzieści lat od tamtych tragicznych wydarzeń.

Były pracownik zakładu karnego Władysław Kryjak wspomina, że czterech skazanych (za kradzieże, włamania i rozboje), którym już niewiele pozostało do odbycia wyroków, zdecydowało się na ucieczkę. Przygotowywali się do tego misternie. Pracowali w więziennym gospodarstwie pomocniczym, gdzie powstawały m.in. rowery i wyroby metalowe. Cichcem zrobili rewolwer – colt oraz długie noże (sztylety). – Oni w większości byli złotymi rączkami – mówi Stefan Tomczyk wówczas młody oficer i wychowawca w ZK. – Broń ukrywali tam, gdzie nikt się nie spodziewał. Zanurzoną w misach olejowych.

Dramat rozegrał się przed osiemnastą, kiedy to następowała zmiana służb. Cała czwórka planująca ucieczkę znajdowała się w więziennym gospodarstwie pomocniczym. – W pewnym momencie któryś ze skazanych powiedział, że zabrakło oleju i zwrócił się do dowódcy konwoju pilnującego więźniów, żeby otworzyć bramę hali produkcyjnej, by można przynieść ten olej z zewnątrz – wspomina pracownik i późniejszy wieloletni dyrektor ZK Mieczysław Fortuna. – Dowódca wydał wtedy swojemu podwładnemu, Ryszardowi Tatarze, polecenie otwarcia bramy. Konwojent wykonał polecenie i stał się pierwszą ofiarą. Za bramą hali został przez jednego ze sprawców ugodzony sztyletem, trzykrotnie w plecy i raz w tył głowy. Jeden z planujących ucieczkę przeraził się tym co uczynili kumple. Zawrócił do hali produkcyjnej i zawiadomił o wszystkim dowódcę konwoju. W więzieniu wszczęto alarm. Trójka uciekinierów tymczasem przemknęła przez kolejną bramę, która była akurat otwarta, gdyż miała nadejść druga zmiana strażników więziennych. Od wolności dzielił więźniów już tylko krok, gdyż znaleźli się w pomieszczeniu, w którym była brama główna. Nie było tam strażnika, wezwanego wcześniej do dowódcy.

Do pokonania ostatniej przeszkody byli przygotowani. – Zrobili sobie specjalny śrubokręt służący do zdemontowania zamka w bramie głównej – relacjonuje Władysław Kryjak. – Ale tu zaczął się ich pech, gdyż chyba dzień wcześniej zamek był naprawiany i zmieniono śruby. Ich śrubokręt już nie pasował. Strażnicy zaczęli strzelać w kierunku uciekinierów i odcięli im drogę, a grupa konwojowa po chwili wkroczyła do pomieszczenia z więźniami. Gdy funkcjonariusze zbliżali się do bandziorów, jeden z nich ruszył do przodu i dźgnął śmiertelnie nożem strażnika Władysława Stopę. Koledzy z konwoju zabrali krwawiącego kolegę i ostrzeliwując się wycofali. Potem strażnicy seriami strzelali do więźniów. Ci w końcu się poddali. Znaleziono przy nich sztylety i załadowany ostrymi nabojami colt. Zostali przewiezieni do aresztu śledczego w Bielsku-Białej. Sąd pierwszej instancji orzekł wobec uciekinierów – zabójców surowe kary. Jeden został skazany na karę śmierci, drugi dostał dożywocie, kolejny dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności, a więzień, który zawrócił – piętnaście lat. W drugiej instancji sąd zamienił dożywocie na karę śmierci. Obu zabójców stracono w Krakowie i były to ostatnie wykonane w południowej Polsce kary śmierci. Później wprawdzie sądy nadal taką karę orzekały, ale obowiązywało moratorium na jej wykonanie. Ryszard Tatar, funkcjonariusz więzienny, który stracił życie na służbie, spoczywa na tak zwanym starym cmentarzu w Wadowicach. Jego kolega, Władysław Stopa, został pochowany w Kleczy. Na więziennych murach zainstalowano piętnaście lat temu, w 25. rocznicę wydarzeń, tablicę upamiętniającą to tragiczne zdarzenie oraz zabitych funkcjonariuszy (zob. foto).

google_news
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Andrzej
Andrzej
5 lat temu

Była to tragedia ale 40 lat temu z czym należy się zgodzić funkconariusze więzienni także pastwili się nad więźniami.
Agresja przeciw Agresji , tym bardziej , że ZK w Wadowicach słyną z AGRESJI SW PRZECIW OSADZONYM !
Nie doszło by do dramatu gdyby 40 lat temu SW HUMANITARNIE TRAKTOWAŁA BY WIĘŹNIÓW .

Franuś
Franuś
5 lat temu

Jeśli strażnicy seriami strzelali do więźniów to ile ofiar po stronie więźniów? (też ludzie). Jakie zabezpieczenia wprowadzono po tragedii?

Zadzislaw
Zadzislaw
3 lat temu
Reply to  Franuś

Tam się dział horror
Sprowadzone specjalną grupę by nie wybuchł bunt
Pakowanie było dzień i noc
Nawet w nocy wywozili transportem więźniów
Po tym wszystkim sprowadzili z Monte Kupicha z AS nowego naczelnika

Faktycznie w wadowickim areszcie działy się cyrki , później również
Jeden z tych co zabiło tych strażników dostał ksywkę Giwera”
Widziałem ten pogrzeb z tymi strażnikami W areszcie puszczali niby to syrenę by nie było słychać palowania , winny czy nie winny
Za taki stan rzeczy winę dużo ponosi ówczesny Dział Ochrony