To opowieść o tym, jak z osobę wyróżnianą za odwagę, na polu walki, można zrobić pospolitego przestępcę. O tym, jak można ograbić kogoś ze wszystkiego w co wierzył i kochał, co było sensem jego życia.
„Axel” (nie chce ujawniać imienia i nazwiska, będzie w tym tekście występował pod swoim wojskowym pseudonimem) to niepozorny, zniszczony przez życie człowiek. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze 10 lat temu był młodym, wysportowanym, zawodowym żołnierzem, snajperem zwiadowcą w elitarnym 18. bielskim batalionie desantowo-szturmowym (obecnie powietrznodesantowym). O takich jak on w Hollywood kręcą kasowe filmy. Ta historia, to jednak nie kino akcji, gdzie samotni komandosi ratują świat, lecz ponura opowieść kryminalno-sądową, w której pierwsze skrzypce grają bezwolne młyny wymiaru sprawiedliwości.
Zwiadowca
Zaczęło się dość zwyczajnie. Na początku lat 90. wstąpił do wojska, bo z pracą było w tym czasie krucho. Poszedł na ochotnika do stacjonujących w Bielsku-Białej czerwonych beretów. Armia go wciągnęła. Po odbyciu służby zasadniczej został. O swojej służbie mówi niewiele. – Ot, takie tam „spacery” z bronią po pustyni – kwituje pytanie z uśmiechem na ustach. Na misje wyjeżdżał kilkakrotnie. Syria, Bośnia, Kosowo, Afganistan. Wszędzie na pierwszej linii, na patrolach i rozpoznawczych wypadach. O tym, jak służył, świadczą odznaczenia, pochwały i listy gratulacyjne, jak chociażby ten od prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jego zasługi docenili również dowódcy sojuszniczych armii. Wszak nie raz przyszło działać u boku spadochroniarzy ze 101. czy 82. Dywizji Powietrznodesantowej Armii Stanów Zjednoczonych albo współpracować z chłopakami z legendarnej Wielkiej Czerwonej Jedynki (1. Dywizji Piechoty amerykańskiej armii). Już same nazwy tych jednostek u miłośników wojskowości budzą dreszczyk emocji. Wśród baretek na jego galowym mundurze można znaleźć i te od amerykańskich odznaczeń bojowych.
Przygodę z wojskiem zakończył w 2013 roku. Wydarzenie to poprzedził groźny incydent, który o mało nie kosztował go życia: podczas jednego z treningowych skoków spadochronowych na poligonie w Drawsku nie otworzył mu się spadochron! Zakrawa na cud, że przeżył upadek z 400 metrów ze zwiniętą w kłąb czaszą. Połamał, a właściwie zmiażdżył nogi w kilku miejscach. Leczenie i rehabilitacja trwały długie miesiące. Do teraz mocno utyka, a odniesione obrażenia nie dadzą o sobie zapomnieć do końca życia. Wojsku nie był już potrzebny, ale to nie sam wypadek był bezpośrednią przyczyną zwolnienia.
Kolekcjoner
Tu zaczyna się opowieść o walce, którą trudno wygrać nawet najbardziej odważnemu i zaprawionemu w bojach żołnierzowi. Przeciwnikiem są bowiem zawiłości i kruczki prawne, a w takim gąszczu niekiedy sprzecznych ze sobą przepisów nawet zwiadowca może mieć problem się odnaleźć.
Od samego początku służby wielką pasją „Axela” była historia 18. batalionu, a właściwie całych polskich sił powietrznodesantowych. Zbierał pamiątki, dokumenty, opiekował się w jednostce izbą tradycji, wydał nawet bogato ilustrowany zdjęciami album o historii stacjonujących pod Beskidami czerwonych beretów. Udzielał się też społecznie. Jeździł do szkół i do harcerzy z prelekcjami, podczas których opowiadał o historii jednostki, pokazywał sprzęt i wyposażenie spadochroniarzy. Bywał na zlotach miłośników militariów, stworzył nawet grupę rekonstrukcyjną pielęgnującą tradycje polskich wojsk powietrzno-desantowych. I ta jego społeczno-edukacyjna działalność została doceniona. Gruby skoroszyt pełen jest listów i podziękowań od dyrektorów szkół, jego przełożonych i Bóg wie, kogo jeszcze. Jednak największym marzeniem „Axela” było stworzenie w Bielsku-Białej muzeum wojsk spadochronowych z prawdziwego zdarzenia. Takiego z własną siedzibą, które mógłby każdy odwiedzić. Bo takie internetowe już posiada i codziennie jego stronę odwiedzają setki miłośników militariów oraz wojsk spadochronowych. Zgromadził już tysiące pamiątek, dokumentów, mundurów i wyposażenia wykorzystywanego na przestrzeni lat przez polskie jednostki powietrznodesantowe. Wszystko to spakowane w pudła i posegregowane zapełnia po sufit jego mieszkanie i kilka innych „magazynów”. Wyciągane jest tylko okazjonalnie, aby zrobić zdjęcia i zamieścić na stronie muzeum. Wśród zgromadzonych eksponatów są prawdziwe rarytasy, których bielskiemu kolekcjonerowi może pozazdrościć nawet Muzeum Wojska Polskiego, jak chociażby oryginalny rozkaz podpisany przez generała Stanisława Sosabowskiego czy kupiona na aukcji – za duże pieniądze – koperta poczty polowej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Zresztą takich oryginalnych pamiątek po tej formacji oraz operacji Market-Garden ma sporo i stanowią one prawdziwą ozdobę jego zbiorów.
Nieodzownym atrybutem wojska jest broń. Nie ma się więc co dziwić, że poczesne miejsce w kolekcji zajmuje broń używana przez spadochroniarzy. Kilkanaście sztuk karabinów, pistoletów, amunicji, noży i bagnetów. Wszystko to są historyczne kolekcjonerskie okazy, w przypadku broni palnej pozbawione cech użytkowych. „Pospawane”, rozwiercone, przerdzewiałe egzemplarze, z których wystrzelić się już nie da. Kupowane na aukcjach, wyprzedażach wojskowych magazynów i od innych kolekcjonerów. Wśród nich perełki, jak sprowadzony z Anglii karabin powtarzalny Enfielda czy kupiony na aukcji internetowej w Holandii pistolet maszynowy Sten. Do tego wylicytowany w Anglii oryginalny karabin maszynowy Bren (wszystkie używane przez spadochroniarzy generała Sosabowskiego). To z tą bronią jeździł przez lata do szkół i na pokazy i nigdy nie zdarzyło s ię, aby ktoś zakwestionował, że posiada ją legalnie. Nawet gdy w połowie minionej dekady w jego mieszkaniu zjawiła się żandarmeria wojskowa (przy okazji dochodzenia prowadzonego w jednostce, niemającego nic wspólnego z kolekcją) do posiadanej przez niego historycznej broni palnej nie miała żadnych uwag.
Oskarżony
Problemy pojawiły się w 2012 roku. – Byłem wtedy w szpitalu, lecząc skutki upadku, gdy w moim mieszkaniu policja przeprowadziła rewizję – mówi. „Wizyta” była odpryskiem grubszej sprawy związanej z handlem bronią, podczas której mundurowi przeszukali wiele mieszkań i domów. Tym razem zabytkowe karabiny nie uszły uwadze funkcjonariuszy. Na polecenie prokuratury większość kolekcji zabezpieczono. Tu konieczne jest słowo wyjaśnienia. Otóż zabytkowa broń kupowana w Polsce posiada sygnaturę Centralnego Laboratorium Kryminalistyki oznaczającą, iż są to egzemplarze kolekcjonerskie, nie nadające się do użytku. Ta sprowadzona z Zachodu, choć była w większym stopniu pozbawiona cech użytkowych, takiego oznaczenia nie posiadała. Wzbudziła więc podejrzenia śledczych. Obejrzeli ją eksperci. Na początku zarzuty były poważne. Posiadanie nielegalnej broni, a nawet udział w grupie przestępczej. Stąd też wyrok, jaki zapadł w pierwszej instancji był surowy. Ponad 3 lata pozbawienia wolności! – Odwołałem się, bo cała ta sprawa była jednym wielkim nieporozumieniem – tłumaczy. Proces przed sądem okręgowym trwał długo i ostatecznie w połowie tego roku zapadł wyrok. Skończyło się na niewysokiej grzywnie za posiadanie już nie broni, lecz istotnych elementów broni palnej, jak ujął to sąd. – Wystąpię o kasację do Sądu Najwyższego – mówi kolekcjoner, bo gra idzie o dużą stawkę. Przy czym nie chodzi o zapłacenie grzywny – wyjaśnia – lecz o odzyskanie skonfiskowanej broni, w tym zabytkowego Stena i Enfielda (każdy z nich jest wart po kilka tysięcy euro).
W tej batalii „Axel” ma mocnego asa w rękawie. Sąd Najwyższy – przy okazji innej sprawy dotyczącej kolekcji broni – orzekł już kiedyś, że istotne elementy broni palnej nie są bronią palną, czego najraźniej sąd okręgowy nie wziął od uwagę.
Skrzywdzony
Na tym jednak nie koniec nieszczęść. Całą tę zawieruchę z nielegalną bronią przetrwał zabytkowy karabin maszynowy Bren. Nie wzbudził podejrzeń, bo był tak „zaspawany”, iż najwyraźniej nikomu nie przyszło do głowy, że może posłużyć do czegoś więcej niż tylko pokazywania młodzieży, czym walczyli polscy żołnierze na Zachodzie. Tak było jednak tylko do czasu. Około dwóch lat temu w mieszkaniu kolekcjonera znowu pojawiła się policja (nie chodziło o sprawę już się toczącą). Tym razem Bren zainteresował śledczych, którzy oddali go do ekspertyzy. Rzeczoznawca obejrzał karabin i sprawa zakończyła się niewielką grzywną, a sąd nakazał zwrot broni po uprzednim usunięciu z niej komory zamkowej. Dla laika brzmi dość sensownie, lecz ten kto trochę na broni się zna, wytrzeszczy oczy ze zdziwienia. Komora zamkowa to przestrzeń, w której porusza się zamek karabinu. Konia z rzędem temu, kto wie jak usunąć pustą przestrzeń? Policjanci poszli jednak na łatwiznę i usunęli korpus karabinu, niszcząc go bezpowrotnie. Do kolekcjonera wróciły luźne elementy Brena, z których poskładać w całość karabinu się nie da. – I w tym wypadku nie zamierzam odpuścić, bo w ten sposób bezpowrotnie zniszczono zabytkowy karabin wart kilka tysięcy funtów – wyjaśnia, dodając że i w tej sprawie zamierza się odwołać. Na ironię zakrawa przy tym fakt, iż w czasie gdy Temida w tak okrutny sposób rozprawiała się z kolekcją zabytkowej broni, „Axel” został uhonorowany medalem „Za krzewienie wiedzy obronnej”. Ustanowionym – jak można przeczytać w opisie odznaczenia – „w celu wyróżnienia osób oraz stowarzyszeń lub innych organizacji w uznaniu ich zasług w kształtowaniu świadomości obronnej w społeczeństwie, krzewieniu wiedzy wojskowo-obronnej, upowszechnianiu osiągnięć naukowo-technicznych związanych z obronnością i bezpieczeństwem państwa oraz popularyzowaniu tradycji oręża polskiego”.
Mimo tych przeciwności „Axel” nie ustaje w poszukiwaniu lokum dla swojego muzeum. Do tej pory nikt z decydentów nie był jednak zainteresowany tą inicjatywą. A szkoda. Bo historia 18. batalionu (nie bez kozery nazywanego bielskim) to także kawał historii grodu nad Białą.
Ale z tego gościa dzban, na równi z płaczącymi madkami w superwizjerze TVN. Zasady są proste: masz egzemplarz kolekcjonerski to go rejestrujesz.
Niby wiedział ale od rejestracji się uchylał, stan tych karabinów był niejasny – możliwe, że przy pomocy tokarki, frezarki dałoby się bez problemu przywrócić STENa do pracy jako broń więc państwo słuszne zadziałało i zabezpieczyło coś, czym można dokonać zamachu terrorystycznego.
Niech nie stęka jak mu ciężko, kupi replikę ASG i w muzeum nawet nikt się nie zorientuje.
Przy pomocy tokarki i frezarki z kibla można wyczarowwac możdzież. czas więc wrócić do slawojek, albo lepiej pod krzaczek.
te magazynier nie zesraj sie
niestety tak to już jest jak jedziesz na misje jedną, drugą zapierdalasz światek piątek czy niedziela inni widza tylko zawiść i obrabiają ci dupsko ! Ty masz medale i beretki za realne zasługi ale są jeszcze przełożeni (dot. wszystkich formacji), którzy dostają odznaczenia za prace za biurkiem ale to tylko wie ten co służył tu i ówdzie:-) aby tego było mało kładą ci jeszcze kłody pod nogi. Taki świat tacy ludzie.
to sobie na du..e przyczep. Każdy ma tak samo przestrzegać prawa, jakie by ono głupie nie było
Zaraz będziesz mógł przećwiczyć chodzenie na rękach, żeby wirus nie dostał się do płuc, miłej zabawy.
chyba “baretki”…
Niestety broń pozbawioną cech użytkowych tzw. “deko” trzeba rejestrować i wyrobić książeczkę posiadacza broni co według mnie jest śmieszne i kosztowne. Może ten Pan uniknąłby kłopotów gdyby miał muzeum w tedy to nawet mógłby mieć prawdziwą broń. Przepisy w tej kwestii są bez sensu
A armia, a miasto?
Nie są zainteresowani, a 18-stka?
A na lotnisku w Aleksandrowicach jak się handlowało i sprzywalo narkotyki tak dalej to się robi. I jakoś planu na instalacje monitoringu nikt nie wnioskował. Może warto sprawdzić co piloci mają w samolocie
współczuję . jednak w polszewii milicyjni szpece od strzeladeł to poprostu d****e .
Ja pier… Co za absurd. Niestety ale polska policja to w prostej linii spadkobiercy milicji “obywatelskiej” i nadal zajmują się prześladowaniem normalnych ludzi za kompletne bzdury. Pozdrawia kolekcjoner.
lepiej było robic malucha dla henksa razem z tą paskudną babą
kazdy męt twierdzi, że jest niewinny
tak jak Donald Tusk
dziwne-przecież mógł uzyskać pozwolenie kolekcjonerskie bez żadnego problemu-tym bardziej jako żołnierz,wówczas ma prawo do posiadania broni mającej własnośći użytkowe,musi tylko spełnic odpowiednie warunki.Widać nie zrobił sobie tych papierów i nic sienie zgadzało -ktoś może podkablował że on coś może ukrywa niedozwolonego i tak sie zacżzął problem.Ja mam pozwolenie na broń myśliwską a w zeszłym roku uzyskałem pozwolenie kolekcjonerskie-mam egzemplarze w pełni funkcjonalne odpowiednio zabezpieczone,urzędnicy przychodzili sprawdzali -wszystko było OK,wszystko jest legalnie kupione,zarejestrowane i nie ma problemów.
Tak dbało o wojsko banda Tuska i Komora. Prawda zawsze wychodzi po latach. Szkoda dobrego specjalisty
Tak działają nasze sądy i policja. Dla maluczkich ściśle trzymają się litery prawa, dla swoich nie stronią od naginania prawa. Nasze sądownictwo jest jak pajęczyna: bąk się przebije, ugrzęźnie muszyna.
Wypadałoby zapytać o opinię na temat tego ” bohatera” ludzi-którzy go znali,a nie wciskać takie kity
toż to BOCHATER, nie mozna.
Szkoda że tacy ludzie nie wykorzystają swoich umiejętności w celu pozbycia się bandyckiej szajki z popis. Tak jak pułkownik Stauffenberg zrobił zamach na hitlera
a to ci bochater – towarzysz broni uSSlandów
Tak to bohater Należy się mu szacunek. Buraku.
Znowu nachlany – kolejny bochater !!!
???
Uklęknij przed portretem Goebbelsa w swojej chałupinie❗❗❗❗
Ukleknij przed portretem Stalina przed swoją budką z piwem.
totalne zero – na zasiłku z MOPS – nie umiesz nawet dodać coś od siebie – gorzała wyżarła RESZTKI mózgu???
To łoco ci właściwie chodzi?
pewnie był bardzo dobrym żołnierzem,zawodowcem,misjonarzem-z bohaterstwem to raczej ma niewiele wspólnego,odwaga waleczność i dobry poziom wyszkolenia u zawodowca-najemnika nie sa tożsame z bohaterstwem
Nasz Nikodem najemnik klawiatury
A dzieci byłych mundurowych (którym tatusiowie załatwili zwolnienie że służby wojskowej) mają się w Bielsku bardzo dobrze i nie narzekają a zwłaszcza Ci związali ze spadachroniarstwem
Biegli sądowi to często byli mundurowi. Proponuję zapoznać się z listą biegłych i jak nimi zostać
Ciekawe, ponieważ w UM był a teraz w spółce miasta jest zatrudniony dowódca 18 batalionu
Dowodca 18 to tez ciekawa persona, prokuratura powinna sie nim zająć…
Wystarczy porozmawiać z ludźmi którzy tam pracują
No i teraz czekamy na nalot policji na chatę hehe