Walka z masztami – jak z wiatrakami

Działanie ponad podziałami – tak można określić interpelację, jaką niedawno wystosowała do prezydenta miasta grupa bielskich radnych. Podpisało się pod nią sześciu rajców reprezentujących wszystkie kluby Rady Miejskiej. Z pewnością jej autorzy kierowali się troską o mieszkańców. Treść interpelacji świadczy jednak o tym, iż radni dość swobodnie podchodzą do obowiązujących w kraju przepisów prawa.

Radni zasugerowali, aby prezydent zmienił tryb i zasady informowania mieszkańców o inwestycjach, jakie mają być w mieście realizowane, a które mogą wywoływać społeczne niezadowolenie i być zarzewiem konfliktów. Zdaniem radnych prezydent powinien znacznie rozszerzyć krąg osób, które o takich przedsięwzięciach powinny być powiadamiane i to na etapie uzyskiwania przez inwestora potrzebnych zezwoleń budowlanych. – Procedura powiadamiania mieszkańców jest bardzo ułomna i bardzo często prowadzi do konfliktów społecznych, niepotrzebnych nieporozumień. Na uwadze władz miasta i priorytetem powinno być wyważanie interesów mieszkańców, a nie tyko inwestorów – przekonują autorzy interpelacji.
Powodem podjęcia przez nich tej kwestii były wydarzenia związane z pojawianiem się na jednej z działek w Mikuszowicach Śląskich masztu (wysokiego na 44 metry!) stacji bazowej telefonii komórkowej. Stanął on – jak podkreślają radni – tuż przed oknami najbliższych sąsiadów, o czym w KB pisaliśmy. – Wnosimy, o to, aby o każdej inwestycji, o znaczeniu strategicznym, kontrowersyjnej dla mieszkańców i dzielnicy, w której taka inwestycja miałaby być posadowiona informować najbardziej zainteresowanych (bezpośrednich sąsiadów) Radę Osiedla, radnych Rady Miejskiej – przedstawiają swój postulat radni. I dodają: – Nie może być tak, iż powstaje jakaś inwestycja, która budzi dużo wątpliwości, a zawęża się strony postępowania do jednego sąsiada, który jest bezpośrednio zainteresowany wynajmem operatorowi gruntu pod budowę, więc nie wniesie uwag. Nie może być też tak, że wszyscy zainteresowani dowiadują się o inwestycji jak mają już maszt przed oknami. Taka sytuacja jaka ma miejsce tu i teraz w Mikuszowicach Śląskich nie może się więcej wydarzyć – grzmią autorzy interpelacji.
I kończą: – Działania władz miasta w celu polepszenia komunikacji z mieszkańcami zostaną przez tych drugich na pewno dobrze odebrane, a o to chodzi przy tworzenia świadomego społeczeństwa obywatelskiego. Miasto tworzą ludzie nie zapominajmy o tym! – konkludują.
Trudno się z tym nie zgodzić, lecz w tym przypadku chodzi o regulacje prawne, na które – czy się to komuś podoba, czy nie – ani władze miasta, ani radni nie mają najmniejszego wpływu. Czy autorzy interpelacji tego nie wiedzą? O tym kogo należy poinformować o planowanej inwestycji, a tym samym kto staje się z mocy ustawy stroną postępowania, nie decyduje samorząd, lecz regulują tę kwestię przepisy prawa budowlanego. Taka informacja dociera z urzędu do właścicieli okolicznych nieruchomości, na które planowana inwestycja może mieć negatywny wpływ. Przy czym za takowy uznaje się obecnie wyłącznie możliwe ograniczenia w zagospodarowaniu tychże nieruchomości na cele budowlane. Będąc już stroną postępowania (na przykład o wydanie zezwolenia budowlanego) można w nim aktywnie uczestniczyć, wnosząc własne uwagi czy zastrzeżenia. Natomiast to, czy dana inwestycja będzie faktycznie negatywnie oddziaływać (we wspomnianym zakresie) na okoliczne działki oraz jaki będzie zasięg tego oddziaływania, wynika z przedstawionych przez inwestora analiz, opinii czy ekspertyz, do sporządzenia których obligują go szczegółowe przepisy regulujące przebieg postępowania w sprawie pozwolenia na budowę czy dotyczące wydania warunków zabudowy. Czyli krąg osób, którzy mogą w takim postępowaniu uczestniczyć jest ściśle określony i – tu dochodzimy do meritum – nie można go ot tak, dowolnie rozszerzać, o co apelują w swojej interpelacji bielscy radni. Takie postępowanie jest niedozwolone i może skutkować unieważnieniem wydanych z taką wadą prawną decyzji budowlanych.
Intencje radnych są więc dobre, bo słyszymy (i piszemy) o kolejnych masztach, które mają stanąć na Podbeskidzkiu, a walka mieszkańców o to, by tak się nie stało okazuje się zwykle skazana na niepowodzenie, czyli przypomina symboliczną walkę z wiatrakami. Ale równie dobrze radni mogliby wnioskować, aby na bielskich ulicach wprowadzono ruch lewostronny. Pewnych spraw przeskoczyć się nie da, nawet gdyby bardzo się chciało. Jak mówili już starożytni „dura lex, sed lex” – twarde prawo, ale prawo.