Wydarzenia Czechowice-Dziedzice

Wczołguje się na 11. piętro. Czy 20-letnia czechowiczanka dostanie szansę na nowe życie?

Fot. Marcin Kałuski

Gdyby nie dwa wesołe szczeniaki, nie tylko nie miałaby chęci wyjść z domu, ale nawet z łóżka. Dwudziestolatka codziennie zsiada z wózka inwalidzkiego, by w karkołomnej pozycji, niczym żołnierz w okopach, pokonać schody w czechowickim wieżowcu i udać się z pupilami na spacer. Marzy o własnych czterech kątach, normalnej pracy i opiece lekarskiej, co w końcu pozwoliłoby jej pozbyć się traumy i stanąć na własnych nogach.

Widok, który łamie serce

Młoda kobieta nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Rodziców zastępowali jej głównie dziadkowie, z którymi mieszkała na najwyższym piętrze jednego z wieżowców Czechowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Gdy uczęszczała do drugiej klasy gimnazjum, padła ofiarą głupiego żartu. – Podstawiono mi nogę. Upadłam, miałam nogę w gipsie i krwiaka – wspomina. Cierpi na dysocjacyjne zaburzenia ruchu. To zaburzenia będące odpowiedzią psychiki na traumatyczne doświadczenia. Umysł odwraca uwagę od problemów wywołując inne objawy. Boryka się też z depresją lękową. – Jeżdżę autobusem do psychiatry w Bielsku-Białej. Mówią mi, że przy odpowiednim leczeniu i zmianie środowiska na spokojniejsze mogłabym znowu chodzić. Ale teraz mam w głowie blokadę. Mogę też dostać ataku paniki – wyznaje. – Po wypadku pogorszyło mi się, odizolowałam się, nie chciałam widywać się z ludźmi. Nawet u psychologa nie mogłam wykrztusić ani słowa. Trudno mi mówić o moich problemach, gdy nie mam odpowiedniego wsparcia – dodaje.

Po śmierci dziadków mieszka w tym samym dwupokojowym mieszkaniu z ciocią i jej mężem, którzy oczekują właśnie trzeciego dziecka. Od roku codziennie wychodzi z mieszkania, choć to dla niej istny tor przeszkód. – Przyzwyczaiłam się – stwierdza z uśmiechem. Impulsem do większej aktywności i powrotu uśmiechu na twarz były szczeniaki – suczka Liczi i piesek Niczi. – One mnie zmuszają do działania. Są moją motywacją. Gdyby nie one, to nie tylko nie wychodziłabym z mieszkania, ale i z łóżka – mówi. Kobieta zapina psom smycz i wychodzi za drzwi mieszkania na jedenastym piętrze. Ze schodów na najwyższym pietrze się… ześlizguje, w jednym ręku trzymając swój wózek, a w drugim psy. Gdy zjedzie windą na dół, znowu schodzi z wózka, by w ten sam karkołomny sposób pokonać schody prowadzące z klatki na chodnik. Jeszcze ciężej jest, gdy musi wrócić na samą górę. Po prostu – wspina się nadwyrężając kolana i wczołguje. Widok, który łamie serce. Ale nie wszystkich… – W naszym bloku nie ma – prócz windy – żadnych ułatwień dla niepełnosprawnych – wyjaśnia.

Ukochane psiaki czechowiczanki. Fot. Z archiwum domowego

Zostawiona sama sobie

Czechowiczanka musi sobie radzić z nieprzychylnymi komentarzami. – Niektórzy plotkują, że tylko udaję chorobę. Że kiedyś chodziłam, to teraz też mogę. Nie rozumieją, co mi dolega. W bloku przy schodzeniu czasem pomaga mi jakiś sąsiad. Mam też jedną przyjaciółkę, z którą się nawzajem odwiedzamy – opowiada.

Dwudziestolatka, choć porusza się na wózku, obecnie ma orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności; wcześniej miała o znacznym. Czuje się opuszczona przez państwo, opiekę społeczną i miasto. – Żyję dzięki alimentom w wysokości 450 złotych i zasiłkowi wynoszącemu 180 złotych. To musi mi wystarczyć na cały miesiąc. Nie dostałam nawet renty – stwierdza. – Petycja o ułatwienia dla niepełnosprawnych w moim bloku nie przyniosła efektu. Byłam w gabinecie wiceburmistrza. Dowiedziałam się, że mogę złożyć wniosek do Administracji Zasobów Komunalnych o mieszkanie, ale to kilka lat czekania. Dzięki wiceburmistrzowi Ośrodek Pomocy Społecznej dał mi jednorazowo dwieście złotych na jedzenie i pięćdziesiąt złotych na środki higieniczne – wylicza. Większy efekt przyniosło zdjęcie kobiety na wózku inwalidzkim prowadzącej swoje psy, opublikowane przez czechowicką Fundację Mam Kota na Punkcie Psa Anny Sztender. Szybko zebrano osiem tysięcy złotych. – Dzięki temu karmy dla piesków długo mi nie zabraknie – cieszy się. – Jednak w OPS-ie usłyszałam, że kwota ze zbiórki zostanie potraktowana jako przychód i zostanie podzielona na dwanaście miesięcy. Nawet skarbówka nie traktuje tego w ten sposób – wskazuje.

Miasto pomoże?

– Bardzo chcę jej pomóc. Wiem, że ma niełatwe życie. Natychmiastowo zwróciłem się do dyrektor OPS-u, żeby już z marszu zaoferować jej doraźną pomoc. Ale proszę pamiętać, że wszystkie pieniądze publiczne muszą przechodzić przez rygor ustawowy. Dziwi nas, że mieszkanka nie otrzymuje środków z ZUS-u i renty i – choć to nie nasze kompetencje – to postaramy się jej doradzić w tej sprawie. Już teraz OPS zgłosił mieszkankę do udziału w „Szlachetnej paczce” i sprawdza, jak jeszcze mógłby jej pomóc. Ponadto szukamy możliwości zaoferowania jej udziału w odpowiedniej dla niej terapii. Zachęcam jeszcze raz, by złożyła formalny wniosek o przyznanie mieszkania, bo tylko tak można rozpocząć procedurę – komentuje Maciej Kołoczek, zastępca burmistrza miasta.

Nie prosiła o pomoc

Anna Sztender zapewnia, że młoda kobieta jest skryta i nigdy nie prosiła o pomoc. Przejeżdżając samochodem przez miasto, od około roku widziała dziewczynę na wózku inwalidzkim trzymającą na smyczy swoje psy. Niedawno zagadnęła do niej po raz drugi i wyciągnęła od niej trochę informacji o tym, jak wygląda jej życie. Początkowo chciała dać ją za przykład, że można kochać zwierzęta i dbać o nie, choćby poruszało się na wózku inwalidzkim. Jednak szybko dostrzegła, że kończy się jej karma dla pupili, że jej samej też brakuje pieniędzy nawet na jedzenie. Ogłoszona zbiórka szybko przyniosła nadspodziewany efekt. Jest jej przykro, że pracownik socjalny przyczepił się do tej zbiórki, grożąc odebraniem zasiłku celowego.

Fot. Marcin Kałuski

– A przypadkowi ludzie zrobili dla niej więcej, niż znający jej trudną sytuację profesjonaliści – wskazuje. Jak opowiada, jedni okazali się czuli na krzywdę, a inni okrutni. – Nie brakowało komentarzy o tym, że inni są bardziej potrzebujący, że ona jest w stanie chodzić… Dziewczyna jest bardzo wrażliwa i ciężko to przeżyła, miała ataki. Zbiórkę i resztę wpisów na ten temat usunęliśmy już po dwóch dniach. Jako że z taką sławą emocjonalnie sobie nie radziła, zaczęliśmy pomagać prywatnie. A trzeba zastrzec, że sama nie prosiła o pomoc i nie ma interesu w tym, żeby cokolwiek udawać. To ja wyszłam z tą inicjatywą. Jest ambitna i inteligentna, i w dużej mierze radzi sobie sama. Trzeba by widzieć, jak wygląda jej wdrapywanie się na jedenaste piętro, gdy winda nie działa. A wdrapuje się tam trzymając psy i taszcząc wózek inwalidzki. Ja to widziałam! – wskazuje szefowa Fundacji Mam Kota na Punkcie Psa. Teraz członkowie stowarzyszenia są w stałym kontakcie z czechowiczanką i wspierają ją jak mogą w wielu sprawach – choćby pomogą ją gdzieś zawieźć czy zrobią zakupy. – Widzimy, że chce się leczyć, zacząć znowu chodzić, realizować plany i marzenia. Jestem pewna, że wytrzyma w tych postanowieniach, że stanie na własnych nogach. Dosłownie i w przenośni – puentuje Anna Sztender.

Dwudziestolatka marzy o tym, by ktoś w końcu odpowiedział na jej CV i zatrudnił do jakiejś pracy biurowej. I o mieszkanku bez barier architektonicznych. – Jeśli będę miała pracę i własne mieszkanie, to już poradzę sobie ze wszystkim. Gdyby tak się stało, to – jak mówią lekarze – zerwę z tym, co mnie blokuje i znowu będę mogła chodzić. Chciałabym zacząć studiować w Warszawie, którą wprost uwielbiam – marzy. Ale szybko przychodzi otrzeźwienie. – Jeszcze nikt mi nie dał szansy.

Wspomóc czechowiczankę można dokonując wpłaty na jej konto, nr 71 1020 1390 0000 6802 0534 2417.

Zainteresowanych inną formą pomocy zapraszamy do kontaktu z redakcją.

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kasia
Kasia
4 lat temu

Znam tą rodzinę,dla dziewczyny współczuję,mieszka ciotka i wujkiem,a matka gdzie jest?Powinna pomyśleć o dziecku choć teraz gdy wcześniej się nie zajmowała