Rolnicy wściekają się z powodu nieuczciwej konkurencji na lokalnych targowiskach. Twierdzą, że przynajmniej połowa sprzedawców niby wiejskich jaj kupuje je na lewo… z ogromnych ferm.
Rolnik z powiatu bielskiego, który swe dane zastrzegł do wiadomości redakcji, utyskuje na to, że uczciwi sprzedawcy wiejskich jaj są poszkodowani. – Żebym mógł handlować jajkami na bielskich targowiskach, musiałem uzyskać decyzję powiatowego lekarza weterynarii zezwalającą na prowadzenie bezpośredniej sprzedaży jaj kurzych w ściśle określonej ilości i uzyskać specjalny weterynaryjny numer. Wcześniej musiałem przejść kontrolę, która potwierdziła, że spełniłem odpowiednie warunki wymagane do prowadzenia takiej sprzedaży bezpośredniej. Do tego trzeba mieć książeczkę zdrowia i jednorazowo opłacić zezwolenia. Pomieszczenie jest sprawdzane przez sanepid i weterynarię. Musi tam być bieżąca, ciepła woda oraz toaleta – wylicza gospodarz, hodujący kilkaset szczęśliwych kur, na jego podwórzu. – Taka hodowla to przecież wysokie i stałe koszty. Kury trzeba wymieniać co roku. Nie można też obniżać standardów, bo oberwie się za to przy kontroli – dodaje.
Według części handlujących jajkami na targowiskach w Bielsku-Białej, muszą walczyć z nieuczciwą konkurencją. – A ta konkurencja nie dość, że nieuczciwa, to jest bardzo duża. Myślę, że co drugi sprzedawca robi klientów w balona – szacuje nasz rozmówca. Na czym ten przekręt miałby polegać?
Według rolników, nieuczciwi sprzedawcy działają na dwa sposoby. Jedni, zupełnie pozbawieni hamulców, sprzedają jajka nie posiadając w ogóle żadnego zezwolenia. Inni wprawdzie zgłaszają taką działalność w inspektoracie weterynarii, ale na przykład do stu kur, a jajek sprzedają… dziesięć razy więcej. – Łatwo się domyślić, że kury nie niosą im po dziesięć jaj dziennie. Po prostu kupują z ferm. Jako wiejskie sprzedają jaja z chowu klatkowego. To zwykłe „trójki”, ale kupowane bez pieczątek. A klienci myślą, że biorą jajka od kur biegających po podwórku. Bo, niestety, świadomość konsumencka jest żadna. Z drugiej strony, trudno się dziwić klientom, bo kury z klatek są karmione tak dobrze ułożonymi paszami, że czasem fermowe jajko wygląda nawet lepiej niż wiejskie – analizuje mężczyzna.
Rolnicy szacują, że nieuczciwi „sprzedawcy wiejskich jaj” kupują je hurtowo po około 40 groszy, a sprzedają dwa razy drożej. – Uczciwy nigdy tyle nie zarobi. To dla nas frustrujące. Boli nas ponadto to, że państwo jest zupełnie bezradne – rozkłada ręce gospodarz.
Jeden z handlujących w Bielsku-Białej rolników tym procederem zainteresował powiatowego lekarza weterynarii. Zenon Dobija potwierdza, że może dochodzić do podobnych przypadków, ale są one bardzo trudne do wykrycia. Stwierdza, że z tym procederem powinni przede wszystkim walczyć sami handlujący, dokumentować nielegalną sprzedaż i informować inspektorat. Podkreśla też, że fermy nie mają prawa sprzedawać jajek bez pieczątek. Palcem wskazuje jednak przede wszystkim kierowników targowisk. Każdy z nich został bowiem poinformowany, że sprzedaż wiejskich jaj może być możliwa tylko przez legitymującego się stosowną zgodą inspektoratu. Uważa, że sami handlujący powinni naciskać na kierownika targowiska, by kontrolował sprzedaż, a on z kolei jest obowiązany do zgłaszania przypadków łamania przepisów.
Jest prosty sposób na identyfikację uczciwego sprzedawcę artykułami pochodzenia zwierzęcego na targowisku. Każdy podmiot zarejestrowany w PIW w ramach rolniczego handlu detalicznego lub sprzedaży bezpośredniej jest zobowiązany do oznaczenia swojego punktu sprzedaży za pomocą tablicy z podanym imieniem i nazwiskiem, weterynaryjnym numerem identyfikacyjnym i adresem gospodarstwa. Taki szyld odróżnia uczciwych legalnych sprzedawców od oszustów.
czy ktoś niesce kupić jajek