W bielskich domach pomocy społecznej i innych ważnych placówkach wygrywają walkę z ogniskami koronawirusa. Okupili to jednak wręcz nadludzkim wysiłkiem. W walkę o zdrowie i życie pensjonariuszy byli bez reszty zaangażowani wszyscy, łącznie z dyrekcjami i pracownikami administracji. Z jednej strony wierzą, że koszmar dobiega końca, z drugiej – zastanawiają się czy jeszcze nie powróci na wiosnę.
W listopadzie informowaliśmy o tym, że w bielskich instytucjach opieki podczas masowych badań wykryto 120 nowych zakażeń koronawirusem. W połowie listopada (sytuacja mogła się więc zmienić) sprawdziliśmy, jak sobie poradziły z tym problemem i jak czują się podopieczni.
Dom Nauczyciela
Jednym z największych – z 92 miejscami – jest Dom Pomocy Społecznej „Dom Nauczyciela”. Tutaj sytuacja była szczególnie trudna. Jak mówi dyrektor Grażyna Tobur-Jasonek, zmarło czworo mieszkańców w podeszłym wieku i schorowanych, choć dwóch przypadków nie wiąże z covidem. DPS w pewnej mierze może przypominać szpital, choć w szczycie pandemii nie może liczyć na wystarczającą bezpośrednią opiekę lekarską. Wykorzystuje się tu koncentratory tlenu i pulsoksymetry. – W pierwszej fazie pomagało nam wojsko, m.in. w wydzieleniu tzw. stref zielonych i czerwonych – opisuje szefowa placówki.
Obecnie sytuacja wydaje się poprawiać. O ile podczas pierwszej tury badań dodatni wynik miało aż 25 mieszkańców i 20 pracowników, tak podczas drugiej już tylko czworo mieszkańców i dwoje pracowników. Jednak nadal personel pracuje w pełnej ochronie, zakładając m.in. kombinezony. – Pracownicy, którzy byli w izolacji, szybko wrócili do pracy. Tylko jedna pielęgniarka jest na dłuższym zwolnieniu. Pracownicy są świetni, poświęcają się bez reszty. Większość stanowią kobiety. Ta praca zawsze jest ciężka, a w takich warunkach, jak obecne, wręcz nie do opisania. Dziękuję im za ich heroizm – mówi Grażyna Tobur-Jasonek. – Mamy nadzieję, że ognisko koronawirusa już wygasło. Wiem, że damy sobie radę i wrócimy do rzeczywistości. Ale na jak długo? Nikt tego nie wie i cały czas strach jest obecny – dodaje.
Samarytanin
Epidemia sprawiła, że jubileusz 60-lecia działalności DPS-u Samarytanin trzeba było przełożyć na przyszły rok. Po pierwszych kompleksowych badaniach zakażenie wykryto u 27 pensjonariuszy i 24 członków personelu. Z powodu Covid-19 zmarła jedna osoba. – Dzisiaj wygląda na to, że wszyscy już przeszli chorobę, mając umiarkowane dolegliwości. Głównie kończyło się na gorączce oraz utracie węchu i smaku – mówi dyrektor Zygmunt Jaksz, który sam zmagał się chorobą koronawirusową. – U mnie to były bóle głowy i łamanie w kościach. Na ten czas opuściłem ośrodek, ale mieszkam niedaleko. Byłem w stałym kontakcie telefonicznym – stwierdza.
W Samarytaninie wprowadzono najwyższe środki ostrożności. – To pełna separacja i reagowanie nawet na najmniejsze objawy choroby. W pewnym momencie brakowało nam pielęgniarek, ale w końcu udało się nam je sprowadzić z zewnątrz. Zostaliśmy tak obdarowani, że nie mogliśmy narzekać na brak sprzętu i środków ochrony – wylicza dyrektor.
Szef placówki jest wdzięczny personelowi za wytężoną pracę i poświęcenie. – Dziękuję mojej zastępczyni Iwonie Mikler, przełożonej pielęgniarek Dorocie Kokolus, kierownik kuchni Marii Popławskiej, pracownikowi socjalnemu Ewie Hernas, nieocenionemu kierowcy Romanowi Hernasowi i pracownikowi technicznemu Wojciechowi Wróblowi, który w tych warunkach robił dosłownie wszystko – od zajmowania się transportem, po żywienie podopiecznych. Tak samo dobrze spisują się Małgorzata Ganzel i Anna Lenczowska. Nawet nasza główna księgowa Renata Sablik pracowała na oddziale przy pensjonariuszach – wylicza.
Hospicjum
W DPS-ie Hospicjum dla osób przewlekle i somatycznie chorych, działającym przy alei Armii Krajowej, mówią o wielkim… szczęściu. I to pomimo tego, że zakaziło się dwunastu mieszkańców i trzech pracowników. – Wraz z panią doktor jesteśmy bardzo zdziwione i uszczęśliwione. Bałyśmy się o to, jak zakażenia wpłyną na zdrowie naszych pensjonariuszy. Tymczasem wszyscy dzielnie się trzymają i nie wykazują objawów ciężkiej choroby. A dobrze wiemy, jak covid potrafi źle wpływać na zdrowie, że są duszności, że trafia się pod respirator… – tłumaczy dyrektor Krystyna Piprek, która sama przeszła już chorobę koronawirusową. Jak dodaje, lekko nie mieli pracownicy. Niektórzy byli tak osłabieni chorobą, że nie mogli nawet chodzić. Jednak po wyleczeniu się w domu, wrócili do swoich podopiecznych. – Naszemu personelowi jestem wdzięczna z całego serca. Wielkim zaangażowaniem wykazali się wszyscy – od pani kierownik po panie pokojowe. Są niesamowite! Na co dzień mają trudną pracę, ale gdy sytuacja stała się ekstremalna, wszyscy stanęli na wysokości zadania. To wzruszające i wielce pocieszające – mówi.
Szefowa Hospicjum stwierdza, że nikt placówki nie zostawił w potrzebie. – Pomaga nam wojsko, pomagają pracownicy z innych ośrodków, do pomocy przyszły dwie osoby z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Władze Bielska-Białej codziennie interesują się tym, co się u nas dzieje i czy czegoś nam nie potrzeba – zaznacza.
Dom Księży Emerytów
– To cud, że udało się nam przejść zakażenia w taki sposób, że nikt nie umarł i że tak dobrze sobie radzimy, choć średnia wieku wynosi tu około 80 lat – cieszy się ksiądz Marcin Suchanek, dyrektor Domu Księży Emerytów w Bielsku-Białej. W tej placówce pozytywny wynik miało w sumie dziesięciu mieszkańców, z których tylko trzech miało objawy choroby. Ponadto żaden z trzech zakażonych pracowników nie zmagał się z objawami. – Nie jesteśmy DPS-em i mieszkańcy nie są w poważnym stanie zdrowia, choć niektórzy wymagają większego wsparcia. Dzięki temu, że każdy ma tu swój pokój z łazienką, a personel pracował w kombinezonach, udało się zatrzymać rozprzestrzenienia się wirusa – zauważa ksiądz dyrektor.
– Dziękuję personelowi za całe wsparcie i modlitwy. Jestem wdzięcznym naszemu lekarzowi rodzinnemu i sanepidowi, który szybko zareagował, gdy tylko pojawiły się pierwsze objawy choroby. Mogliśmy też liczyć na wsparcie dyrektora Caritas Diecezji Bielsko-Żywieckiej – podkreśla ks. Marcin Suchanek.
Józefów
Koronawirus rozprzestrzenił się także w DPS-ie Katolickiego Domu Opieki „Józefów” z ulicy Grzybowej, prowadzonym przez Akcję Katolicką. Nie tylko zakaziło się 14 z 23 mieszkańców, ale też pracownicy. – Dzięki Bogu, wszyscy lekko przechodzą chorobę, stabilnie, bez większych problemów. Pracownicy izolują się w domu, ale możemy liczyć na osoby z zewnątrz, pracujące na umowę zlecenie. Właśnie dzisiaj mieliśmy drugą turę pobierania wymazów i jednocześnie wróciła pierwsza pracownica, która była zakażona – 12 listopada mówiła naszej redakcji dyrektor Renata Balas.
W placówce na tak trudny moment byli przygotowani od marca. – Nie wszystko jednak można było przewidzieć i trochę zbyt długo trzeba było czekać na wyniki badań – ocenia szefowa domu. Sama, wraz z wicedyrektor oraz pięcioma członkami personelu, pracowała w roli opiekuna przez okrągły tydzień, po dwanaście godzin dziennie . – Odczuliśmy ten dobry powiew modlitwy. Nie było zmęczenia i paniki. To normalne, że podczas tak trudnej sytuacji trzeba zakasać rękawy i pracować bez strachu, z empatią, a przede wszystkim profesjonalnie. To DPS. Mieszkańcy mogą liczyć tylko na nas, a my nie możemy ich zawieść – mówi zdecydowanie dyrektor. – Ale będzie lepiej! Przetrwaliśmy ten trudny moment. Niczego nam nie brakuje – uśmiecha się.
Nadzieja
Nadzieja, upór, poświęcenie i robienie wszystkiego, by nie zakłócać rytmu pracy z młodymi podopiecznymi – to charakteryzuje podejście Ośrodka Terapii Uzależnień „Nadzieja” z ulicy Barkowskiej. W tej placówce zakaziło się aż 21 z 27 przebadanych podopiecznych w wieku od 15 do 18 lat. Siedmiu miało lekkie objawy, ale obecnie wszyscy czują się dobrze. Ksiądz Kamil Kaczor, dyrektor placówki oraz dwaj pracownicy, po prostu w niej zamieszkali. Przez dwa tygodnie pracowali bez przerwy. – Procedury do końca nie są w stanie uregulować pracy w takich sytuacjach, jak nasza – wskazuje ksiądz dyrektor. – Ale musieliśmy sobie poradzić, by czuwać nad podopiecznymi i dać im poczucie bezpieczeństwa. Nie było też problemów z dyscypliną. Realizowaliśmy cały proces terapeutyczny, prowadziliśmy spotkania i rozmowy. Nie chcieliśmy zakłócać rytmu tak istotnej pracy. I daliśmy radę – cieszy się ks. Kamil Kaczor.
W mediach straszny masowy zły wirus wszyscy umierają… Ale jakoś stosów trupów nie widać, ba nawet jak się wyłączy telewizor to jakby grypy mniej… Lecz zamiast epidemi widać inflację i coraz bardziej restrykcyjne państwo
Chwała ludziom z DPS-ów. Ich przeciwieństwem są lekarze rodzinni leczący pacjentów przez telefon w przychodniach.
Wpis pasuje do tytułu artykułu. Jeszcze jedno wielkie poświęcenie, może też bohaterstwo, szukają do usługiwania w DPS-ach.
Jakieś cygaństwo na początku czy co, bez zaglądania na profil. Jeśli 89 to rok urodzenia 1989 i 31 lat. Jeśli pierwszorzędna jest miłość w domyśle no to facet musi być na starcie też domyślny.
Rozumiem, że osoby robiące zdjęcia i sam portal dostali pieniądze za reklamę firmy ochroniarskiej?
Ale głupoty wypisujesz Gość. Nie zawsze da się uderzyć.
Ja zrozumiałam Gość z podpisu pod kwestionowanym zdjęciem, że jest to zdjęcie Domu Nauczyciela w Bielsku Białej zrobione w koronawirusowej rzeczywistości czyli widać na bramie kartkę o zakazie odwiedzania i w tle chodnik, wejście do Domu za zamkniętą bramą. Rozumiem, że nie dało się zrobić zdjęcia ze smutnej rzeczywistości bez ujęcia obok wiszącej tabliczki firmy ochroniarskiej, takich na różnych bramach wiszą setki. I poniżej zestawienie zeszłorocznej rzeczywistości z radosnego święta i pragnienie, że takie czasy nastąpią. Dla mnie O.K., rozumiem że nikt nie płacił za reklamę firmy ochroniarskiej. Zwróć się Gość w moją stronę, że najpewniej mi B24 płaci za… Czytaj więcej »
Święte oburzenie, a tyle złości, żółci i goryczy. Zdjęcie nie profesjonalne i tyle. A firma ochroniarską z bardzo złą sławą. Większość obiektów to zlecenia po znajomości. To może zdjęcie też po znajomości 😉
Dobrze, że dostrzegasz w sobie złość, żółć, gorycz a to pierwszy krok aby nie atakować. Robisz to nie tylko przy tej niestosownej okazji. Jakie zdjęcie byłoby profesjonalne? – aby zakryć tabliczkę firmy ochroniarskiej? – nie mamy przecież do czynienia z RODO. Gdyby firma ochroniarska miała złą sławę, nie dostawałaby zleceń, jest wolny rynek. Wiem wiem, po znajomości nie jest wolny, musimy wrócić do PRL
Czyli zdjęcie jednak nie po znajomości? To teraz mogę spać spokojnie wiedząc, że ktoś wykazał się tylko profesjonalizmem przy robieniu tego zdjęcia 😉 ale skąd Ty to wiesz? czyli nie jesteś osobiście zaangarzonana? Dobrze wiedzieć, że są jeszcze bezinteresowni ludzie 😉
W zdjęcie nie jestem zaangażowana ale biorę według niektórych kasę za obronę B24 – za całokształt. Wiem bo jest coś takiego jak wiedza użyteczna no i użyłam. Nie ma co się dziwić, że są bezinteresowni ludzie, przecież otaczasz się nimi na codzień. Źli są tylko spoza otoczenia, ja nie jestem zła.
A ziemia jest okrągła czy płaska?
Nie widziałam z daleka. Dla niektórych kwadratowa z zaokrąglonymi rogami. Czyli jednocześnie płaska o okrągła. To są liberałowie.
Już Cie lubie 🙂 nie spalaj się niepotrzebnie, nie znam Cie i nie mam nic do Ciebie i nie wiem jakie pogłoski chodzą. Myślę, że już nic nie jest ważne. Czas na odpoczynek. Zła nie zatrzymasz a dobroci nie ocalisz. Czas się zbierać z tego padołu łez.