Tynki odpadają, cegły kruszeją, dach się zapada, na wskroś przerdzewiała rynna zwisa spod okapu – budynek dawnej wikarówki w Makowie Podhalańskim z roku na rok coraz bardziej niszczeje, szpecąc zadbane centrum miasta. Za nim ciągnie się zdziczały ogród. Burmistrz snuje plany, jak zagospodarować ten teren, ale najpierw musi go pozyskać dla gminy…
Stara wikarówka na rogu ulic Sienkiewicza i Szpitalnej w Makowie Podhalańskim już od lat nie jest w żaden sposób wykorzystywana, nikt też nie próbuje utrzymać jej we w miarę dobrym stanie. Budynek powoli popada w ruinę, a znajdujący się przy nim ogród tylko dlatego nie jest kompletnie zarośnięty samosiejkami i chwastami, że za zgodą proboszcza parafii Przemienienia Pańskiego w Makowie, księdza Tadeusza Różałowskiego koszą go służby miejskie. – Choć w pewnym stopniu dbamy o ten teren, nie oznacza to, że hodujemy drób, który po nim chodzi. Kury najprawdopodobniej przedostają się tam z sąsiedniego ogródka. I czasem głośno gdaczą za oknem mojego gabinetu, gdy zadzwoni do mnie ktoś z Urzędu Wojewódzkiego – śmieje się burmistrz Paweł Sala.
Włodarz od kilku lat prowadzi z proboszczem negocjacje w sprawie zakupu działki, którą zajmuje wikarówka wraz z ogrodem. Marzy mu się bowiem wyburzenie budynku i utworzenie na całej parceli miniparku z ławeczkami, który stanowiłby swego rodzaju przedłużenie Rynku w kierunku Urzędu Miejskiego. Teren przed magistratem zyskałby na urodzie, a mieszkańcy mieliby miejsce do wypoczynku w otoczeniu zieleni.
– Ksiądz proboszcz wielokrotnie wyrażał chęć zbycia tej działki, aby jednak było to możliwe, musi uregulować jej stan prawny. Jak się bowiem okazało, nie ma ona założonej księgi wieczystej. Proboszcz przeprowadza już procedurę, która pozwoli mu zyskać pełny tytuł prawny do nieruchomości i deklarował, że robi to właśnie pod kątem sprzedaży gminie. Obawiam się tylko, czy dojdziemy do porozumienia w kwestii ceny. Kiedy sugerowałem, że bylibyśmy skłonni zapłacić kwotę, na jaką grunt wyceni rzeczoznawca, proboszcz wydawał się nie do końca przekonany. Dzisiaj nieruchomości kosztują tyle, ile ktoś chce za nie dać. Jeśli znajdzie się przedsiębiorca, który zapragnie kupić tę działkę, możemy go nie przebić – twierdzi burmistrz.
Jak dodaje, próbował przekonać proboszcza, aby oddał parcelę w użyczenie gminie, dopóki jej sprzedaż nie będzie możliwa. – Wtedy od razu moglibyśmy ją zagospodarować. Niestety ta propozycja spotkała się z pewnym oporem. Proboszcz chyba się obawia, że kiedy już to przysiądziemy, przestaniemy mówić o zakupie – mówi włodarz.
W rozmowie z nami ksiądz Tadeusz Różałowski nie potwierdził planów sprzedaży działki. Powiedział, że decyzja w tej sprawie bynajmniej jeszcze nie zapadła, po czym uciął krótko: – To jest między mną a Panem Bogiem.