„Z pijanym żeglarzem co zrobimy…” – tymi słowami zaczyna się słynny utwór szantowy. Autorzy tej piosenki pomysłami, nawet drastycznymi, sypią jak z rękawa. A co nad beskidzkimi jeziorami robi się z ochlaptusem za sterem? Na razie… niewiele.
Sezon nad Jeziorem Żywieckim i Jeziorem Międzybrodzkim zaczął się w tym roku wyjątkowo wcześnie. Nic dziwnego, skoro wiosna zaserwowała nam iście letnią pogodę z temperaturami sięgającymi prawie trzydziestu stopni Celsjusza. W tym przypadku dość późno ze snu zimowego wybudzili się policyjni motorowodniacy, którzy swój sprzęt zwodowali dopiero 21 maja. A co się działo nad tymi pięknymi akwenami w ostatnich tygodniach, pod ich nieobecność? Hulaj dusza, piekła nie ma!
Jak alarmują ratownicy Beskidzkiego WOPR-u, na wodzie zaroiło się od pijanych sterników. Zastrzegają jednak, że miejscowym klubom żeglarskim nie można nic zarzucić, bo szczególne popisy dają niedzielni turyści.
Najbardziej „efektownie” wyglądają wyczyny pijanych żeglarzy. Jerzy Ziomek, koordynator grup interwencyjnych Beskidzkiego WOPR-u i szef Bazy Ratownictwa Wodnego sam miał już z kilkoma do czynienia. Jak relacjonuje, jeden pijany sternik żaglówki najwyraźniej nie miał siły nawet żagli postawić, bo pływał z wykorzystaniem silnika spalinowego, co na Jeziorze Żywieckim jest nielegalne. Gdy został poproszony o jego wyłączenie, nie potrafił go zlokalizować! Trafiła się też załoga, która nie potrafiła zrzucić żagli i tłukła łodzią w keję przy… bazie ratowników.
– W niedziele pijanych żeglarzy za sterem widzimy po czterech-pięciu. Do tej pory czuli się bezkarni, bo nie było jeszcze policyjnych patroli. Pływają zadowoleni, bo niby nic złego się nie dzieje. Ale do czasu! Przecież tacy ludzie mogą zrobić krzywdę sobie i innym. O tragedię po alkoholu bardzo łatwo. Dojdzie do jakiegoś dramatu i to WOPR będzie ścigane za to, że czegoś nie dopilnowało. Ale to nie WOPR rozdaje żeglarzom gorzałę – irytuje się Jerzy Ziomek. Tłumaczy, że nad sternikami nie można mieć pełnej kontroli. Bo kluby mogą wypożyczyć swój sprzęt na cały dzień człowiekowi, który rano jest trzeźwy, ale w ciągu dnia zdąży się ubzdryngolić. – Problemem jest jeszcze to, że – szczególnie młodzi ludzie – popisują się podczas żeglowania. Wielu z nich wróciło prosto z mazurskich kursów. Nie wiedzą, jak zdradliwe mamy tu wiatry, a ich umiejętności są bardzo dalekie od tych, jakie mają nasi żeglarze – wskazuje szef ratowników.
Jak dodaje Tomasz Zemanek, instruktor i właściciel Szkoły Żeglarskiej „Santorini”, jeszcze większym problemem niż żeglarze są użytkownicy rowerków wodnych. Nawet w ostatni weekend maja widział kompletnie pijanych młodych ludzi, pływających na takim sprzęcie i skaczących do wody. – Ryzykują życie – stwierdza. I – jak czytelnicy „beskidzkiej24” doskonale wiedzą – w ostatnich latach nieraz życiem musieli płacić…
– Nikt nie powinien pić alkoholu, wchodząc do wody czy wypływając jakimkolwiek sprzętem. Mówimy o jeziorach, które są bardzo zatłoczone podczas weekendów. Nie dość, że trzeba uważać na pływaków, kajakarzy, „rowerzystów” i innych żeglarzy, to trzeba żeglować z zastosowaniem się do wszystkich przepisów i wiedzieć, kiedy ma się pierwszeństwo, a kiedy trzeba ustąpić. I wiedzieć, że nawet jeśli my mamy pierwszeństwo, to inny sternik – a zwłaszcza ten siedzący na rowerku – może o tym nie wiedzieć – tłumaczy Tomasz Zemanek. Jak dodaje, nie tylko sternik powinien być trzeźwy. – Każdy członek załogi ma wpływ na bezpieczne prowadzenie jednostki. Jeśli mamy pijanego żeglarza, który odpowiada za żagiel i nie posłucha komendy albo beztroskiego żeglarza, który nagle postanowi przejść na drugą burtę, to w bardzo łatwy sposób może dojść do wywrotki. Szczególnie na małych jednostkach, takich jak popularne u nas omegi – ostrzega.
Warto zaznaczyć, że choć problem z pijanymi sternikami rzeczywiście występuje, to wydaje się, że z roku na rok jest coraz mniejszy, bo kończy się tolerancja całego środowiska dla takiej beztroski. Jeszcze nie tak dawno raczenie się alkoholem podczas rejsu było czymś zupełnie naturalnym, ale świadomość zagrożeń stale rośnie.
Już od trzech lat obowiązują przepisy, które sterujących wszelkiego rodzaju „statkami i innymi obiektami pływającymi” obligują do przestrzegania takich samych zasad jak kierowców samochodów. Ustawa o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych rozszerzyła przestrzeganie limitu 0,2 promila dla sterników wszystkich możliwych łodzi, w tym popularnych na Jeziorze Żywieckim i Jeziorze Międzybrodzkim kajaków i rowerów wodnych. Zabronione jest ponadto pływanie pod wpływem środków odurzających. Ci, którzy naruszą przepisy, mogą spodziewać się grzywny, której wysokość określi sąd. – Na dodatek muszą liczyć się z poniesieniem kosztów odholowania łódki do brzegu, którą możemy czasowo zarekwirować. Do tego dojdą koszty cumowania przy naszej przystani – ostrzega Jerzy Ziomek.
Przed rozpoczęciem sezonu przez policjantów patrolujących beskidzkie jeziora na szybkich motorówkach, pijani sternicy mieli niejako taryfę ulgową. Jednak woprowcy zapowiadają, że do każdego pijanego sternika będą teraz wzywać policyjny patrol. Rzecznik żywieckiej policji Mirosława Piątek zapewnia przy tym, że policjanci nie dość, iż będą reagować na takie zgłoszenia, to w ramach swoich codziennych obowiązków sami będą poddawać „podejrzanych” sterników badaniu alkomatem.
Z pijanym żeglarzem co zrobimy (…) Gdy przyjdzie raniutko? Hej, jak się zabawimy (…)
Obłożymy go na knadze
Przeciągniemy go przez kipę
Sterem go zróbmy, gdy sztywnym będzie
Ickiem go zróbmy, gdy wiotkim będzie
Powiesimy go na rei
Zaształujemy go do forpiku
Przeciągniemy go pod kilem
Zarefujemy go wraz z grotżaglem
Zmarlujemy go na bomie
Włóżmy go do kapitańskiej koi
Parę pagajów mu w dupę dajmy
Dziewczyny do koi też mu nie dajmy
Klina na kaca też mu nie dajmy