Wydarzenia Kultura i rozrywka Wadowice

Zaginione rękopisy

Wydany w 1949 roku dramat „Niemcy” wzbudził wśród znawców literatury spore kontrowersje. Trudno dzisiaj po 70 latach jednoznacznie stwierdzić, czy ówczesne oskarżenia wobec Leona Kruczkowskiego o kradzież dzieła Emilowi Zegadłowiczowi są prawdziwe. Jednak wątpliwości przybywa.

O kontrowersjach związanych z dramatem informowaliśmy w portalu Beskidzka24.pl przed pięciu laty. W ostatnim czasie światło dzienne ujrzały kolejne fakty poddające w wątpliwość nazwisko oficjalnego autora.

PLOTKI NA SALONACH

Trzyaktowa sztuka „Niemcy” została entuzjastycznie przyjęta nie tylko przez literackich krytyków ale również szerokie grono czytelników. Jednak wielu specjalistów mniej lub bardziej oficjalnie podważało fakt, że dramat napisał Leon Kruczkowski, ówczesny podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Nie brakowało twierdzących, że „Niemcy” to dzieło zmarłego w 1941 roku Emila Zegadłowicza z Gorzenia Górnego. Z biegiem lat emocje opadły i nikt oficjalnie nie kwestionuje, że autorem jednego z najbardziej znanych polskich utworów w powojennej literaturze był Kruczkowski. Jednak kilka wydarzeń i zaskakujących zbiegów okoliczności zdaje się poddawać w wątpliwość dogmat, że „Niemcy” napisał partyjny dygnitarz uhonorowany Międzynarodową Nagrodą Leninowską za Umacnianie Pokoju Między Narodami.

Zaprzyjaźniony z naszym domem Edward Kozikowski (1891-1990; poeta i prozaik – przyp. B.Szpila) opowiadał, że stolica huczy od plotek, jakoby „Niemcy”, to zaginione podczas wojny dzieło mojego dziadka – wspomina Ewa Wegenke, wnuczka Emila Zegadłowicza. – Oczywiście wiedzieliśmy, że napisany w Sosnowcu tuż przed śmiercią rękopis dramatu „Sind Sie, Jude?” zniknął w niejasnych okolicznościach. Ale lata 50-te nie sprzyjały rozwiązywaniu takich historii. Z biegiem czasu sprawa przycichła, od lat nikt do niej nie wraca – dodaje Wegenke. Kozikowski o zaginionym manuskrypcie Zegadłowicza nie tylko opowiadał, ale także napisał w wydanej w 1966 roku biografii „Portret Zegadłowicza bez ramy”: „Wiem z całą pewnością, że Kazimierz Czachowski (1890-1948; historyk literatury, krytyk literacki, w owym czasie dyrektor Departamentu Literatury i Biura Współpracy Kulturalnej z Zagranicą w Ministerstwie Kultury i Sztuki – przyp. B.Szpila) na wiosnę 1945 roku był w posiadaniu rękopisu tej sztuki. Wspominał mi o tym w czasie naszego wspólnego urzędowania w Ministerstwie Kultury i Sztuki i nosił się z zamiarem opublikowania poszczególnych scen w „Odrodzeniu” (pierwsze powojenne pismo społeczno-kulturalne – przyp. B.Szpila). Prosiłem Czachowskiego, aby użyczył mi na kilka dni manuskrypt sztuki „Sind Sie, Jude?” Odpowiedział – pamiętam: Kiedy dałem już do przejrzenia Kruczkowskiemu. Ale gdy zwróci, chętnie użyczę tobie…”. Według Kozikowskiego, Czachowski otrzymał rękopis od Kazimiery Kosińskiej (w późniejszym okresie znanej jako Monika Warneńska), która twierdziła, że plik różnych dokumentów przekazała jej w 1941 r w Sosnowcu Maria Koszyc opiekująca się pisarzem w ostatnich miesiącach jego życia. Według Kozikowskiego, Kosińska powiedziała, że „wśród rękopisów był manuskrypt dramatu „Sind Sie, Jude?” pisany na kartkach zeszytu bez okładki, przy tym znaczna część manuskryptu była pisana zielonym atramentem ręką Zegadłowicza, a część ołówkiem ręką Marii Koszyc. Manuskrypt robił wrażenie brudnopisu z licznymi poprawkami i skreśleniami. Kozikowski w „Portrecie Zegadłowicza bez ramy” podkreśla, że „Leon Kruczkowski kategorycznie zaprzeczył, jakoby otrzymał od Czachowskiego do przejrzenia manuskrypt „Sind Sie, Jude?” i oświadczył, że w ogóle żadnych rękopisów Zegadłowicza nie wypożyczał od Czachowskiego i nawet ich nie oglądał”. Po ukazaniu się książki Kozikowskiego Czachowski nie mógł potwierdzić, że przekazał rękopis Kruczkowskiemu, bowiem latem 1948 roku został znaleziony martwy na ulicy w Krakowie.

O kontrowersjach związanych z dramatem pisał także mieszkający wiele lat w Warszawie wadowiczanin Maciej Zembaty (1944-2011; poeta, satyryk, tłumacz) informując w swoim blogu „Był tam rękopis dramatu „Sie sind Jude?” (Oni są Żydami), który wysłano do Związku Literatów w Warszawie (zeznanie M.Słomczyńskiego). Tam rękopis zaginął. Prezesem krajowego Zarządu ZLP był wtedy L.Kruczkowski, pisarz lewicowy, działacz państwowy i partyjny, którego najgłośniejszy dramat „Niemcy” ukazał się w rok później.

O krążących po stolicy pogłoskach dotyczących dramatu wspomina aktorka Danuta Szaflarska (1915-2017 r.), wcielająca się w rolę Ruth Sonnenbruch w sztuce „Niemcy” na deskach Teatru Współczesnego w Warszawie w 1949 roku: „Mają teksty genialne tę nadprzyrodzoną właściwość, że czy wyjdą spod pióra nazisty Hamsuna, czy stalinisty Kruczkowskiego (o ile nie polegają na prawdzie pogłoski, jakoby faktycznym autorem Niemców był Emil Zegadłowicz, a Kruczkowski jedynie przywłaszczył sobie i doszlifował rękopis), wyrastają ponad ludzką miarę” (Gabriel Michalik „Danuta Szaflarska. Jej czas”; wydanie 2018 r.).

Skąd zatem tak liczne przypuszczenia, że sztuka Kruczkowskiego to zaginione dzieło Zegadłowicza? Według Zembatego – Część środowiska literackiego na podstawie analizy okoliczności, konstrukcji dramatu (Domek z kart) oraz języka – wysnuła taki właśnie wniosek. (…) Sprawy jednak nie wyjaśniono, a pisarz zmarł kilka lat później jako autor „Niemców”, któremu pierwotnie nadał tytuł „Niemcy są ludźmi”. Wątpliwości czy był to dramat „Oni są Żydami?” Zegadłowicza, pozostały jedynie u nielicznych znawców twórczości Mikołaja Srebrempisanego” pisał Zembaty.

WNUK DETEKTYW

Podczas katalogowania muzealnych zbiorów w 2017 roku przed przeprowadzką z Gorzenia Górnego do Muzeum w Suchej Beskidzkiej, odkryto napisany przez Adama Zegadłowicza (wnuk Emila; 1943-1998r.) dwunastostronicowy dokument zatytułowany „Znane mi informacje o rękopisach Emila Zegadłowicza”. Wnuk „Piewcy Beskidów” zanotował między innymi: „Informację tą (poddającą w wątpliwość autorstwo Kruczkowskiego dramatu Niemcy – przyp. MKB) przywiózł do Gorzenia i przekazał mojej babci Marii Zegadłowiczowskiej aktor warszawski Pawłowski. Twierdził on, że bezpośrednio po premierze „Niemców” w środowisku artystycznym i intelektualnym stolicy zaczęto powszechnie uważać, że to plagiat. Pawłowski użył sformułowania – cała Warszawa huczy. W latach pięćdziesiątych w okresach letnich przyjeżdżał do Gorzenia Edward Kozikowski – poeta, dawny współpracownik Emila Zegadłowicza, który potwierdził tą informację”.

Podczas prywatnego dochodzenia przeprowadzonego w latach 60-tych, Adam Zegadłowicz ustalił wiele szczegółów dotyczących zaginionych rękopisów. „Jeszcze przed aresztowaniem Maria Koszyc (opiekująca się ciężko chorym Zegadłowiczem aż do jego śmierci – przyp. B.Szpila) przekazywała rękopisy Emila Zegadłowicza różnym osobom do których miała zaufanie. Na ogół każdy rękopis był w kilku odpisach co miało gwarantować, że przynajmniej jeden egzemplarz przetrwa wojnę. Jedną z osób, które otrzymały rękopisy na przechowanie była Monika Warneńska, wówczas nosząca nazwisko Kazimiera Kosińska. Bezpośrednio po wyzwoleniu w 1945 roku Kazimiera Kosińska pojechała do Warszawy i przekazała Kazimierzowi Czachowskiemu, wówczas Prezesowi Związku Literatów Polskich (…) rękopisy Zegadłowicza: „Dziennik”, „Domek z kart”, odpis maszynowy przekładu Hiawathy Longfellowa, rękopis dramatu „Sind Się Jude?”.

MANUSKRYPTY W OBOZIE

O wojennym losie rękopisów Zegadłowicza w latach 60-tych poinformowała Adama Zegadłowicza Janina Mikuśkiewicz z Sosnowca, członkini Armii Krajowej, współorganizująca podczas okupacji pomoc dla więźniów obozu w Sosnowcu dostarczając „za druty” jedzenie i grypsy. Jedną z więźniarek obozu była wspomniana Maria Koszyc. O powiązaniach Mikuśkiewicz z zaginionymi rękopisami Adam Zegadłowicz napisał: „Znajomi więźniowie poinformowali ją (Mikuśkiewicz – przyp. B.Szpila), że Maria Koszyc posiada cenne rękopisy, które koniecznie trzeba uratować. Rękopisy te znajdowały się w walizce. Zostały one przekazane Janinie Mikuśkiewicz przez współwięźniów Marii Koszyc, której wtedy już nie było w obozie, ponieważ została wywieziona do Oświęcimia i zagazowana. Mikuśkiewicz (…) po otwarciu walizki trafiła na adres państwa Makowskich (…). Po wojnie Makowska, córka Stanisława i Jadwigi zabrała całość pozostawionego materiału rękopiśmiennego”. Próżno dociekać co się stało z przekazanymi przez Mikuśkiewicz materiałami. Ciekawostką jest, że według Mikuśkiewicz, Makowska kilka tygodni po otrzymaniu dokumentów zaczęła sprawiać wrażenie osoby bardzo zamożnej. Pytanie, czy był to efekt spieniężenia rękopisów (sowita zapłata za milczenie?), pozostaje oczywiście bez odpowiedzi.

ZATARTE ŚLADY

Spór o autora „Niemców” był toczony wśród literaturoznawców. – Jerzy Ziomek, profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu opowiadał, że w latach sześćdziesiątych był promotorem pracy magisterskiej, w której poddano w wątpliwość, że to Kruczkowski napisał dramat „Niemcy”. Autor dowodził, że jest to jedyna sztuka Kruczkowskiego napisana z wyobraźni, a wszystkie pozostałe dzieła są efektem przeżyć osobistych, zapisem wydarzeń, których był świadkiem wspomina Ewa Wegenke. Zarzut autora pracy magisterskiej celny, bowiem Kruczkowski nie mógł znać z autopsji żadnych wojennych epizodów, ponieważ okupację spędził w oflagach. Bezskuteczne okazały się starania (niżej podpisanego) odnalezienia autora i  pracy magisterskiej w archiwach poznańskiego uniwersytetu. Zastanawiające jest, że prof. Ziomek po publikacji pracy swojego studenta został skierowany do teatru w Zielonej Górze na stanowisko kierownika literackiego. Nie można wykluczyć, że było to wówczas często stosowane „zesłanie” na prowincję kłopotliwego dla rządzącej partii niepokornego pracownika nauki.

W pierwszym wydaniu „Niemcy” (1949) ukazały się bez epilogu, jednak kolejne wydania miały zakończenie opowiadające o powojennych losach głównych bohaterów. „O nieodzowności komentarza do „Niemców” mówiło się w 1949 roku wiele i Kruczkowski poddał się sugestiom” – wspominał w 1955 roku w miesięczniku „Teatr” Jan Alfred Szczepański, krytyk teatralny i filmowy wyjaśniając przyczynę uzupełnienia fabuły. Jednak od końca 1955 roku wszystkie kolejne wydania dramatu ponownie pozbawione są ostatniej części sztuki. Nie wiadomo co skłoniło Kruczkowskiego do ponownej zmiany treści dramatu. Czyżby styl epilogu znacznie różnił się od pozostałych części dzieła i dlatego Kruczkowski powrócił do pierwotnej wersji?

Nie sposób też odpowiedzieć na pytanie, czy najsłynniejsze dzieło Kruczkowskiego „Pierwszy dzień wolności” nie był swoistą kontrofensywą wobec oskarżeń o kradzież „Niemców”. Wątpliwości budzi przede wszystkim data wydania dzieła. „Pierwszy dzień wolności” ukazał się drukiem w 1959 roku, tymczasem opisywane wydarzenia (których Kruczkowski niewątpliwie był naocznym świadkiem) miały miejsce w lutym 1945 roku. Dlaczego zatem pisarz tak długo zwlekał z wydaniem książki? Wszak z uwagi na polityczną pozycję, trudno sobie wyobrazić, aby ktokolwiek odważył się blokować druk czegokolwiek napisanego przez jednego z najważniejszych partyjnych dygnitarzy. Oddając w ręce krytyków „Pierwszy dzień wolności”, Kruczkowski oddalał od siebie zarzut, że nie potrafi napisać dramatu równie dobrego jak „Niemcy”…

Analizując niejasności związane z dramatem „Niemcy”, warto pamiętać, że Zegadłowicz w odróżnieniu od Kruczkowskiego znał doskonale nie tylko realia okupacji ale również środowisko niemieckich inteligentów i Żydów. Podczas pracy w Poznaniu, autor „Domku z kart” często bywał w Berlinie, gdzie spotykał się z tamtejszym „światem artystycznym”, zaś według Mirosława Wójcika („Pan na Gorzeniu”; wydanie 2005 r.) „los sosnowieckich Żydów w okresie okupacji hitlerowskiej Zegadłowicz wielokrotnie czynił motywem osobistych zapisków”.

TAJEMNICA DO ODKRYCIA

Jeżeli twierdzenie Adama Zegadłowicza, że „Maria Koszyc przekazywała rękopisy Emila Zegadłowicza różnym osobom (…)” jest prawdziwe, nie można wykluczyć, że gdzieś zachował się „odpis” rękopisu „Sind Się Jude?”. Gdyby taki dokument ujrzał światło dzienne, historię literatury polskiej trzeba by napisać od nowa.

 

google_news
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marek
Marek
1 rok temu

„Sie sind Jude?” = “Oni są Żydami?”- wystarczy znajomość niemieckiego na poziomie liceum, żeby przetłumaczyć to jako “Czy jest pan Żydem”, choć zapewne żaden hitlesynek taki szarmancki nie był. Rozważania i podawane niby-fakty są kompletnie oderwane od rzeczywistości. Zegadłowicz przeżył zaledwie nieco rok okupacji (zmarł w lutym 1941 roku) w prowincjonalnym Sosnowcu, więc nie mógł mieć pojęcia o sytuacji w Niemczech (jakie wycieczki do Berlina?!), nie mówiąc o Francji i Norwegii, które wtedy były jeszcze wolne. Holokaust wtedy jeszcze się nie zaczął, pierwsze getta powstawały od końca 1940 roku. O niemieckiej technologii gazowania i eksperymentach pseudo-medycznych nikomu nie śniło się praktycznie… Czytaj więcej »

Adam
Adam
4 lat temu

Tym powinien zajac sie ipn (a nie zolnierzami wykletymi).jezeli tok dociekan autora popra badania w archiwach panstwowych, moze byc bomba!

Bez przesady
Bez przesady
4 lat temu

Raczej tylko jeden akapit “w historii literatury polskiej trzeba by napisać od nowa.”

Hermenegilda
Hermenegilda
4 lat temu
Reply to  Bez przesady

Jaki problem, nie tylko historia literatury jest w wielu miejscach pisana od nowa. Rzeczywiście dobry artykuł.

Leo
Leo
4 lat temu

Bardzo ciekawy artykuł,brawo dla Autora !