– W każdym wieku można spełniać marzenia – powiedziała Diana Nyad, która w wieku 64 lat przepłynęła wpław z Kuby na Florydę. Podobną dewizę wydaje się mieć 80-letnia skoczowianka, która niedawno dokonała całkiem śmiałego wyczynu sportowego.
Stanisława Kisiała zamarzyła sobie, żeby skoczyć z samolotu ze spadochronem i zrealizowała to marzenie na swoje 80. urodziny. Mowa o skoku z opiekunem.
– Tak mam, że zawsze musiałam wejść na każdy najwyższy punkt, zobaczyć świat z góry, ale i czasem poddać się pewnemu pędowi i szaleństwu. Góra, wieża, miejsce obserwacji. Nigdy się nie bałam. Kilka miesięcy wcześniej rozmawiałam z koleżanką, która powiedziała właśnie, że skoczyła ze spadochronem razem z wnukiem. Zdziwiona zapytałam, o czym mówi. Okazało się, że wnukowi robiła prezent na 18. urodziny. Przy okazji zapytała, czy ona też może, ale by brać pod uwagę, że ma 76 lat. Usłyszała, że… oczywiście! Zapytałam, jak było. Odpowiedziała, że tylko na górze było zimno w tyłek, a poza tym rewelacja. Frajda, piękne widoki, przestrzeń, lot. Pomyślałam, że też to zrobię na swoje 80. urodziny – mówi „Głosowi Ziemi Cieszyńskiej” pani Stanisława.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Wybrała lot w odległości kilkudziesięciu kilometrów od Skoczowa, w miejscu z widokiem nie tylko na Śląsk Cieszyński w dalszej perspektywie, ale i w jeszcze dalszej – na Tatry.
– Jak już zaczęliśmy spadać, właściwie to lecieć, palcami trzymałam buzię, żeby mi policzków nie rozerwało od tego pędu powietrza. Pomna rad, przygotowałam się i zimno w pewną część ciała nie było. Zaczęło też zapierać dech w piersiach z przejęcia. Przepięknie! Z wrażenia mówiłam do siebie, miałam nawet ochotę zaśpiewać „Helenkę”, no ale pęd powietrza robił swoje. Widoki, przestrzeń, było to cudowne i było to to, czego bardzo chciałam. To był taki mój prezent dla siebie na okoliczność 80. urodzin. Wstępnie miało to być właśnie w urodziny, ale nie zagrała pogoda, więc było tydzień później – wspomina dziarska seniorka.
W locie nie było czasu na refleksje. Za to emocji nie brakowało! – Tego samego dnia w Rzeszowie doszło do wypadku spadochroniarza, o czym mi nikt nie powiedział. I pewnie dobrze. Ja się ani trochę nie bałam. To była tak wielka radocha wewnętrzna, że tam idę, że się wzniosę, że będę lecieć inaczej, niż w samolocie, że kompletnie nie odczuwałam strachu. Zresztą, jak to mówią, co ma być, to będzie, a nie ma się co nastawiać, że będzie źle. Poza tym, nie leciałam sama, bo z opiekunem. Trzeba też powiedzieć, że wszystko się działo nagle i dosyć szybko. Wyskoczyliśmy właśnie z opiekunem, leciało się bez spadochronu, potem otworzyła się czasza i spadanie było powolniejsze. Nie trwożyło też lądowanie, które zresztą nastąpiło nagle. Nie tylko nie bałam się, ale właściwie nie miałam też żadnych innych negatywnych doznań. Czego się zresztą bać? Zdarzy się raz na kilkaset albo więcej przypadków, że spadochron się nie otworzy, i co? Mam o tym myśleć? Idąc chodnikiem mam myśleć, że czasem ktoś się na mim potknie i złamie rękę lub nogę? To do niczego nie prowadzi – wyjaśnia pani Stasia swoją dewizę.
Dla mieszkanki Skoczowa był to swego rodzaju debiut. Wcześniej, owszem, latała samolotem, nawet balonem, ale spadochron i skok to był pierwszy raz. Spośród jej bliskich prawie nikt o tym wcześniej nie wiedział. Co innego po fakcie. Dzieci i wnuki nie kryły dumy z wyczynu mamy oraz babci, co dla 80-latki było bardzo ważne. No właśnie, „dla 80-latki”… Wielu osobom tego rodzaju wyczyn w takim wieku wydawałby się niemożliwy do wykonania, jak również bardzo ryzykowny. Skoczowianka udowodniła, że jest zupełnie wykonalny. Ale jakie miała do tego podejście wcześniej?
– Zupełnie mnie to nie interesowało, że w związku z wiekiem coś może być nie tak. Wprost przeciwnie, uznawałam, że tym bardziej to trzeba zrobić. Zakładałam zresztą, że gdyby to była duża przeszkoda, organizator skoku poinformowałby o tym lub wręcz nie dopuścił do niego. Uważam więc, że w tym wieku tym bardziej, a ponadto myślę o 90., co na tą okoliczność wymyślić. Zaskoczyła mnie pewna kobieta, o której słyszałam w mediach, a która skoczyła na spadochronie mając 104 lata. Pomyślałam, że muszę to przebić. No, ale trochę jeszcze czasu zostało na wymyślenie tego. Na pewno coś będzie. Na 70. przepłynęłam 70 razy skoczowski basen, a dodam, że nauczyłam się pływać w wieku 60 lat. Widzę, że moje dzieci w podobny sposób lubią upamiętniać swoje jubileusze – wyjawia pani Stanisława.
Śmiała spadochroniarka uwidoczniła też przy tej okazji swoja sympatię dla Skoczowa, którego to miasteczka jest zresztą znaną miłośniczką.
– W ostatniej chwili włożyłam na siebie bluzkę z napisem „Skoczów”. Gdzie tylko mogę, zakładam koszulkę z napisem Skoczów, żeby rozsławić miasto. Może ten strój, ten skok, to wszystko nieco szalone, ale jestem zdania, że człowiek musi być trochę zwariowany – mówi.
Akcja z symbolizującą coś koszulką nie była oczywiście ani pierwszą, ani jedyną tego typu. Kilkanaście lat temu Stasia Kisiała po Murze Chińskim spacerowała w koszulce z napisem… „Głos Ziemi Cieszyńskiej”, o czym tygodnik pisał wówczas w jednym ze swoich numerów.
Fot. St. Kisiała
Robię w Holywoodzie
Ja tam wolę zawsze dmuchać niż skakać.
Zależy ile się ma lat. No nie, skok na kasę jest bardzo przyjemny.
Jeśli kilkanaście lat temu bohaterka spacerowała po Murze Chińskim w koszulce z napisem “Głos Ziemi Cieszyńskiej”, to może nie taki był to znowu prezent od siebie dla siebie.
Skoczowianka więc oczywiście, że skoczyła.
Ja też se skoczę do sklepu na 60-tkę (już niedaleko) ale ubiorę maseczkę aby mi buzi nie rozerwało i wezmę lornetkę żeby widoki przybliżyć.