Biegają, jeżdżą na rowerze i na nartach, pływają, podnoszą ciężary, chodzą po górach, grają w kręgle, szachy i warcaby, a nawet strzelają do tarczy. I to pomimo tego, że albo w ogóle nie widzą, albo mają szczątkowy wzrok. Dla osób niewidomych i słabowidzących skupionych wokół bielskiego klubu Pionek nie ma barier, których nie mogliby pokonać!
„Pionek”, czyli nuda dostała mata
Wachlarz dyscyplin sportowych, uprawianych przez osoby niewidome i słabowidzące z rejonu Bielska-Białej robi ogromne wrażenie. Z powodzeniem realizują się bowiem w sportach, które przerastają nawet osoby, niemające żadnych przeszkód zdrowotnych. I robią to zarówno w klubie, w większym nieformalnym gronie, jak i indywidualnie.
Już w latach siedemdziesiątych w Bielsku-Białej powstała nieformalna sekcja młodzieżowa Polskiego Związku Niewidomych. Zapoczątkowała ona działalność niewidomych i słabowidzących na niwie sportowej, a jej idee od 2004 roku kontynuuje Klub Sportu i Rekreacji Niewidomych i Słabowidzących „Pionek”, mający siedzibę w biurze Koła Grodzkiego PZN przy ulicy Mostowej. Jego prezesem jest Robert Regiec, wiceprezesem Ireneusz Kaczmarek, sekretarzem Tadeusz Gierycz, także prezes Koła Grodzkiego PZN, a członkami zarządu Janina Ociesała i Stanisław Szlagor. Z początku do klubu należało dziesięć osób, a obecnie trzy razy więcej, choć różne klubowe przedsięwzięcia przyciągają o wiele więcej sportowców nie tylko z całego kraju, ale i z zagranicy.
Strzał w dziesiątkę
W klubie „Pionek” obecnie są czynne cztery sekcje: kręglarska, strzelecka, szachowa i warcabowa. Na naszych łamach relacjonowaliśmy już organizowane w Bielsku-Białej zawody z cyklu Ogólnopolski Turniej Osób Niewidomych i Słabowidzących w Bowlingu „Beskidy”. Dwa razy w roku zjeżdżają tu najlepsi zawodnicy z całego kraju, a w rywalizacji bierze udział kilkunastoosobowa reprezentacja klubu „Pionek”. Umiejętności graczy robią wielkie wrażenie i komuś, kto gra tylko od czasu do czasu, byłoby niezwykle trudno im dorównać. Osoby słabowidzące występują w dwóch kategoriach, a w zorientowaniu się w sytuacji na torze pomaga głównie oświetlenie. Z kolei osoby niewidome, startujące w osobnej kategorii, mają opaski na oczach, by uniknąć nieporozumień. Podczas rzutu wolną rękę przesuwają wzdłuż specjalnie ustawionej barierki. Gdy wyczują na niej drugi z punktów, wtedy wypuszczają kulę. Orientacja nie jest więc łatwa i wymaga solidnych treningów.
Jeśli kogoś szokuje bowling osób niewidomych, powinien wybrać się na zawody… strzeleckie. To kolejna dyscyplina, w której z powodzeniem realizują się osoby niewidome z naszego regionu. I to w różnych wydaniach. Najpopularniejsze jest strzelenie z broni pneumatycznej (śrutowej), wyposażonej w celownik optyczny. Tarcze mają zróżnicowane odcienie bieli. Najjaśniej jest na środku. Gdy celownik odbierze sygnał z „dziesiątki”, to zamienia go na sygnał elektryczny, a potem dźwiękowy. Cała sztuka polega na tym, by utrzymać celownik na środku tarczy i nie zerwać strzału. – Mieliśmy u nas mistrza Europy Jerzego Załomskiego. Obecnie jest już na strzeleckiej emeryturze – przybliża Tadeusz Gierycz. Osoby niewidome „strzelają” też z pistoletów, które korzystają z lasera i współpracują z elektroniczną tarczą.
Dużą popularnością wśród członków klubu Pionek cieszą się szachy i warcaby. Szachownica ma 64 pola. Od zwykłej różni się tym, że czarne pola są położone wyżej, niźli białe. Na każdym polu jest otwór, a każda figura ma kołeczek. – Dzięki temu, chcąc dotykiem zorientować się w położeniu figur, nie przewróci się ich – wyjaśnia szef bielskiego PZN-u. Zarówno w warcabach, jak i szachach czarne pionki mają szpiczaste zakończenie i dzięki temu łatwo zlokalizować własne. Gdy gracz wykona ruch, informuje o tym, a przeciwnik sprawdza to dotykiem. Co ciekawe, grając w warcaby osoby niewidome korzystają głównie z bardziej ich wymagającej wersji, w której plansza ma aż sto pól. – Jeśli ktoś podejdzie do tego z pasją, już po miesiącu będzie sobie radził w szachach lub warcabach. Nauka nie jest łatwa, ale jest nagradzana radością, jaką daje sama rozgrywka – zapewnia Tadeusz Gierycz.
Biegnąc za pasją
Uczestnicy i kibice bielskiego Biegu Fiata z podziwem patrzą, gdy linię mety przekraczają także osoby słabowidzące, a nawet niewidome. – Sam brałem udział w dwóch edycjach. Podczas rajdu rowerowego z Wisły do Gdańska wzdłuż Wisły kolega zobaczył, że całą trasę pokonuję na rowerze bez żadnych przerw. Stwierdził, że jestem szczupły, mam niezłą kondycję i powinienem spróbować. W przerwie między kolejnymi etapami na rowerach, wybieraliśmy się razem, by przebiec parę kilometrów. Po powrocie z rajdu uznał, że poradzę sobie na nadchodzącym Biegu Fiata – opowiada prezes Koła Grodzkiego PZN w Bielsku-Białej. – Pierwszego startu w zawodach nie zapomnę. Radziłem sobie nieźle, ale był moment kryzysu, gdy tylko mogłem truchtać i przestałem wierzyć, że się uda. Udało się to przezwyciężyć, a radość na mecie była nieopisana – dodaje.
Niewidomi podczas biegu mają partnera. Biegną obok siebie, trzymając w rękach około dwudziestocentymetrową taśmę, która pozwala się zorientować w kierunku biegu. W Bielsku-Białej jest i osoba słabowidząca, która na biegowe treningi wybiera się zupełnie sama.
Niewidomi nie odpuszczają i rowerowych wypraw. Jeżdżą na tandemie, siedząc z tyłu. Niektórzy słabowidzący z kolei jeżdżą na rowerze samodzielnie, choć w grupach, jak na przykład radny z Mazańcowic Dariusz Krymski.
Nie brakuje i niewidomych i słabowidzących narciarzy. – Trzeba dobrze poznać stok, jego nachylenie i szerokość. I oczywiście, potrafić jeździć na nartach. Taki narciarz ma swojego przewodnika, który go obserwuje i za pomocą interkomu udziela wskazówek, kiedy i jak ostro należy skręcić – opowiada Tadeusz Gierycz.
Na długiej liście sportów indywidualnych, uprawianych przez osoby niewidome, jest też pływanie czy podnoszenie ciężarów. Duże sukcesy w wyciskaniu sztangi odnosi Krzysztof Zemła z Czechowic-Dziedzic. Niektórzy regularnie chodzą na siłownię, chcąc zadbać o formę i dobrą sylwetkę. – Regularne ćwiczenia, choćby w domu, procentują potem podczas… górskich wycieczek – zwraca uwagę prezes bielskiego PZN-u.
Po co niewidomi idą w góry
Właśnie, niewidomi z powodzeniem przemierzają beskidzkie szlaki. – „Ale po co niewidomi idą w góry?” – usłyszałem raz od młodzieży, gdy odpoczywaliśmy na Szyndzielni. Otóż, dla nas to także ogromna przyjemność. Już sam wysiłek pozytywnie wpływa na organizm. Górską wycieczkę odbieramy wszystkimi zmysłami. Pod stopami wyczuwamy błoto, trawę, kamienie, czujemy różnicę wzniesień. Czuć, gdy wchodzi się do cichego lasu i czuć, gdy wchodzi się na otwartą przestrzeń, gdzie wieje. To świetne ćwiczenie zmysłu równowagi i orientacji w terenie.
Przewodnicy opisują też widoki. Jeśli ktoś przed utratą wzroku mógł na przykład podziwiać krajobraz Bielska-Białej z rejonu Szyndzielni, to i teraz potrafi go sobie wyobrazić. To bardzo pozytywne odczucia – opowiada Tadeusz Gierycz. Osoby niewidome idą gęsiego, podając laskę osobie z przodu i trzymając laskę osoby z tyłu, co umożliwia pokonywanie nawet bardzo wąskich odcinków. A zimą coraz chętniej pokonują góry chodząc na nartach skiturowych. – Właściwości terapeutyczne ma już zwykły spacer. Kolega, który w czasie epidemii długo nie wychodził z mieszkania, mówił mi, jaka to radość, gdy raz w tygodniu asystent zabiera go na spacer po Dolinie Wapienicy. Niektóre osoby samodzielnie przemierzają tę dolinę. To wszystko przydaje się potem w codziennym życiu, w poruszaniu się po mieście, zwiększa pewność siebie. Mamy koleżankę z Oczkowa, która sama potrafi dotrzeć do Żywca, przyjechać pociągiem do Bielska i udać się do biblioteki, gdy organizujemy tam konkursy czytelnicze. Jeśli ktoś często wychodzi z domu, to stopami i laską wyczuwa strukturę podłoża i doskonale orientuje się w położeniu – opisuje prezes koła.
Okno na świat
Uprawienie sportu dla osób niewidomych i słabowidzących to nie tylko możliwość pożytecznego spędzania wolnego czasu, budowanie pewności siebie i nieocenione korzyści terapeutyczne, ale wspaniałe okno na świat. – Dzięki sportowi i rekreacji nawiązujemy kontakty z nowymi ludźmi, poznajemy nowe miejsca, zwiedzamy oraz rywalizujmy podczas rozmaitych turniejów i zawodów. Jeździmy w różne rejony Polski, a czasem i Europy i świata. Warto być aktywnym i udowodnić sobie, że można pokonać przeszkody, które w pierwszej chwili wydawały się nie do przebycia. I świetnie się przy tym bawić! – puentuje Tadeusz Gierycz.