Wydarzenia Cieszyn

Zanim zaczął mówić, już rymował. Tysiąc sposobów na powiedzenie „kocham cię”

Fot. Michał Cichy

Kilkadziesiąt lat rymem o świecie i okolicy – tak można podsumować czas, w jakim mieszkaniec Kiczyc wolne chwile – a nawet nie tylko wolne – przeznaczał na układanie często bardzo długich rymowanek. Zebrała się ich w tym czasie spora ilość…

Ryszard Krawczyk urodził się w 1936 roku w Dąbrowie Górniczej, a od lat 60. żyje na Śląsku Cieszyńskim, gdzie pracował jako elektryk – w oczyszczalni ścieków w Skoczowie oraz w sanatoriach: Przeciwgruźliczym „Za Sojką” i Na Buczu w Górkach Wielkich. Od czasów niemal niepamiętnych miał pewną pasję, mianowicie układanie rymowanek. Sam zaznacza, że są to rymy, a nie wiersze. Tak czy inaczej wkładał w to dużo pracy, tworząc często „kawałki” po kilkadziesiąt zwrotek. Wiele z nich powstało spontanicznie i – nie zapisane – zniknęło. Inne znalazły miejsce w druku.

Darowane życie

Pan Ryszard przeżył 86 lat i ponad połowa z tego jest, można powiedzieć, darowana. W drugiej połowie lat 60. wylądował na oddziale kardiologicznym we Wrocławiu, u słynnego lekarza prof. Wiktora Brossa. Powodem była ciężka wada serca, a rokowania – delikatnie sprawę określając – nie najlepsze. Miał mieć przeprowadzoną operację, która w tamtym czasie uznawana była za bardzo ryzykowną. Jak dziś twierdzi Ryszard Krawczyk, jej pierwszy termin został znacznie przesunięty, gdyż przyśnił się w poprzedzającą zabieg noc Brossowi, który nazajutrz – pod wpływem tego snu powiedział: „Ty, dąbrowianinie, najpierw pojedziesz na dwa miesiące do sanatorium, żebyś się wzmocnił i potem operacja nie będzie potrzebna, ale nikomu o tym nie mów”.

Tak też się stało. Zabiegu nie było… Podczas tamtego pobytu w klinice pan Ryszard w specyficzny sposób, w taki jaki znał najlepiej, umilał czas pacjentom. – Stawałem przy każdym łóżku i rymowałem chorobę, skoro taki talent miałem – wspomina Krawczyk. Skąd się wziął ten talent? Sprawa jest dla niego zupełnie oczywista. – Ten talent mam po ojcu, pochodzącym też z okolic Pustyni Błędowskiej, który nie umiał czytać ani pisać, ale piosenki tworzył na poczekaniu i muzykanci grali. Zapisywali sobie to w notesach i potem mogli powtarzać na innych imprezach. Ale to nie wszystkie związki rodzinne z moim pisaniem. Tych żartobliwych rymowanek wiele mam od brata. Był też elektrykiem, ale inżynierem. Pracował w Południowym Okręgu Energetyki i jeździł na kontrole w wiele miejsc, u nas w regionie i w Polsce. A jak tam był to wiadomo. Lubili sobie coś cyknąć, wypić, opowiadali przy tym te widze. Brat mi je potem przekazywał, a ja zapisywałem. Wyszło tego kilkaset – mówi Ryszard Krawczyk. – Miałem też taki utwór, w którym było zebranych z tych opowiastek 900 słów, jakie mówi się do pani, do której czuje się – jak to mówią – miętę: kochanie, kwiateczku, dzióbeczku. Prawie tysiąc, ale jako zbiór, gdzieś mi to zaginęło – mówi Ryszard Krawczyk.

Major

Ryszard Krawczyk rymował od bardzo młodych lat. Może nawet od zawsze. Żartem mówi, że najpierw się nauczył rymować, potem mówić. W latach 60. pracował w sanatorium w Górkach Wielkich, gdzie stołował się czasem major Zygmunt Szatkowski, mąż Zofii Kossak. Emerytowany wojskowy posłyszał gdzieś przypadkiem nazwisko „Krawczyk”. Jako że w czasie II wojny światowej, przebywając długo w obozie jenieckim w Murau, był w bardzo dobrych stosunkach z współwięźniem o takim samym nazwisku, poprosił pana Ryszarda na rozmowę. Dopytywał się, czy czasem nie jest to rodzina. Takie związki się po tej rozmowie nie uwidoczniły, ale i tak panowie się polubili, często rozmawiając. Dzieliła ich wprawdzie i różnica wieku, i wykształcenia, ale Krawczyk był zawsze osobą łatwo nawiązującą kontakt, lubianą, dogadywali więc się całkiem nieźle. Zacięcie rymotwórcze elektryka objawiło się w tej relacji po tym, jak Krawczyk napisał rymowankę, komentującą pogrzeb Zofii Kossak.

– Na tym pogrzebie byłem, napisałem taki wiersz na 29 zwrotek po cztery linijki, w którym opisałem właśnie to wydarzenie, że 29 księży było, kto niósł wieńce czy odznaczenia. Bardzo się to spodobało majorowi.
Major, będący przez długie lata nie tylko mężem pisarki, ale też pisał przedmowy do jej utworów, zachęcił Krawczyka do regularnego poświęcania się działalności rymotwórczej i utrwalania ich na papierze.
Drugim admiratorem jego działalności rymotwórczej, choć już w późniejszych latach, był ks. dr Karol Mozor, obecnie proboszcz w Parafii Świętego Jana Nepomucena w Pogwizdowie. – Ksiądz Mozor mi radził, żebym pisał najpierw bez rymowania, a potem dokładał rymy. No i tak się stało. Napisałem cztery książki – mówi Krawczyk.

Etatowy „referent”

Ryszard Krawczyk zastosował się do tych rad, dziś twierdząc, że wszystko się udało. Regularnie rymował, publicznie się prezentując podczas rozrywkowych części wielu imprez w Kiczycach czy Skoczowie. Deklamował podczas dożynek, imprez parafialnych, zapraszany był na liczne inne okoliczności. Po przejściu na emeryturę, własnym sumptem zaczął publikować rymowanki w formie książek.

Nie wszystkie rymowanki są oczywiście żartobliwe. Wiele jest nawiązań do wydarzeń codziennych, współczesnych, czy też do historii. Jest mowa na przykład o polsko-czeskich walkach o granice, czy o Gustawie Morcinku i pewnym jego stosunku do komunizmu. Miejscem akcji z reguły jest Górny Śląsk, Śląsk Cieszyński – gdzie mieszka, czy Zagłębie Dąbrowskie – skąd pochodzi. Są to też często komentarze do codziennej rzeczywistości. Tworzą się na bieżąco, choć – jak przyznaje Ryszard Krawczyk – jego wiek powoduje, że powstaje ich już coraz mniej. Mimo to ostatnio przeznaczył czas i siły na rymowankę o „Władymirze Putinie i wojnie w Ukrainie”.

google_news
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Szkoda gadać
Szkoda gadać
2 lat temu

Brat elektryk z kontroli przywoził WICE a nie WIDZE panie redaktorze. Wice w gwarze śląskiej to kawały, dowcipy.

HerrLieblich
HerrLieblich
2 lat temu

Hermenegildo.. i co??
zarymuj mi coś wreszcie!

H...da
H...da
2 lat temu
Reply to  HerrLieblich

To dobra wiadomość, cieszymy się.