Nie tak dawne to czasy, gdy beskidzcy zbójcy łupili kupieckie karawany jadące z Moraw do Krakowa. Według legendy, na czele jednej z najgroźniejszych band stała kobieta. Młoda, silna, świetnie władająca bronią, na swoim sumieniu miała życie niejednego człowieka.
Maronka pochodziła z ludu zwanego Praciakami, jak niegdyś nazywano pasterzy migrujących ze swoimi stadami za południowej strony Karpat na północe zbocza gór. Była druga połowa XVII wieku, gdy młoda, bez wątpienia o bardzo silnej osobowości kobieta zebrała wokół siebie niespokojnych duchów. Od tej pory żaden kupiec ani rzemieślnik podróżujący przez dzisiejsze Podbeskidzie nie był bezpieczny. Nie jeden raz wojsko usiłowało złapać rabusiów, lecz bezskutecznie. Po napadach Maronka wraz z kamratami chroniła się w jaskini nieopodal przełęczy przez którą współcześnie prowadzi droga z Inwałdu do Zagórnika.
Zbójnicy po łupy wyprawiali się również na południową stronę gór. Z jednej takich wypraw przynieśli obraz Matki Boskiej. W jakich okolicznościach go zdobyli, nie wiadomo. Natomiast Maronce przypisuje się decyzję o zbudowaniu w lesie, w pobliżu zbójeckiej siedziby niewielkiej kapliczki, w której umieszczono święty wizerunek.
Nosił wilk razy kilka…
Jednego razu wojsko z lanckorońskiego zamku otoczyło zbójników bawiących w bulowickiej karczmie. Doświadczeni wojacy szybko rozprawili się z rzezimieszkami, a Maronka nie chcąc się poddać, wypiła truciznę, którą zawsze z sobą nosiła.
Zbójniczkę pochowano na skraju drogi prowadzącej z Bulowic do Roczyn… Zaś rabusie, którzy tego dnia nie towarzyszyli Maronce, postanowili zerwać z haniebnym zajęciem. Zagrabiony obraz wyjęli z kapliczki i podarowali inwałdzkiemu proboszczowi, sami zaś bolejąc nad dotychczasowym życiem wyruszyli w świat czyniąc od tej pory tylko dobre uczynki, by zmazać swe dawne winy.
Mity i rzeczywistość
Obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem po dziś dzień wisi w głównym ołtarzu inwałdzkiego sanktuarium. Według specjalistów został namalowany w Skandynawii. Jakim sposobem dotarł do Inwałdu, nie wiadomo, toteż legenda o zbójnikach wydaje się być prawdopodobna. Wszak nie bez powodu ks. Józef Tischner powiadał, iż zbójnicy mieli spory udział w ewangelizacji narodu. – Kościoły powstawały z ducha pokuty: najpierw był grzech, potem była pokuta, a potem z tego brał się kościół przez zbójców fundowany – twierdził słynny filozof.
Matkę Boską z Inwałdu uwiecznił w swojej poezji słynny ks. Twardowski pisząc w „Polskiej litanii”:
Madonno Inwałdzka,
która skruszyłaś
herszta ze zbójami,
módl się za nami!
Nie jest wykluczone, iż wbrew ludowym podaniom Maronka nie była kobietą! Wikariusz parafii Marcyporęba, ks. Stanisław Niziołek w swoich zapiskach z końca XIX wieku wspominając o przywódcy inwałdzkich zbójników nie pisze, jakoby była to niewiasta. Być może ludność słysząc obco brzmiące, a popularne po drugiej stronie Karpat męskie imię Maronka, błędnie przypisała je kobiecie.
I tak was dymają słodko pierdzącymi opowiastkami…i tak od ponad 2 tys lat