Jest w Makowie Podhalańskim takie miejsce, gdzie starsze, samotne osoby odzyskują radość istnienia. Zaczynają się czuć potrzebne innym, znajdują przyjaźń, cieszą się towarzystwem ludzi, odkrywają w sobie nowe pasje. Niektórzy mówią, że ośrodek Senior-WIGOR wręcz uratował im życie. Wszyscy zapewniają, iż odmienił je na lepsze.
Mąż od lat nie żyje, dzieci już dawno opuściły rodzinne gniazdo i zamieszkały w innych miejscowościach, a nawet krajach – w takiej sytuacji jest wiele emerytek w makowskiej gminie. Niegdyś zajęte od rana do wieczora, wciąż narzekające na brak czasu, teraz nie wiedzą, co zrobić z jego nadmiarem. Większość spędzają w czterech ścianach mieszkania, wychodząc tylko do kościoła i sklepu, czasem również do lekarza. Niekiedy jedyny ludzki głos, który mają szansę usłyszeć w ciągu całego dnia, to ten z głośników telewizora lub radia… – Jeszcze rok temu czułam się bardzo samotna. Brakowało mi towarzystwa, nie miałam motywacji, by zadbać o wygląd, ładnie się ubrać. Teraz z przerażeniem myślę o tamtych czasach. Tutaj, w WIGORZE mam wspaniałe koleżanki, codziennie rozmawiamy, śmiejemy się, razem pracujemy i odpoczywamy. Czas mija tak szybko, że aż trudno w to uwierzyć – mówi makowianka Barbara Hudziak.
ZAPEŁNIĆ PUSTKĘ
W jeszcze trudniejszej sytuacji była Helena Chowaniak, niegdyś ceniona hafciarka, która długie godziny spędzała pochylona nad tamborkiem, lecz w pewnym momencie przestała widzieć trzymaną w ręce igłę. O jej nawleczeniu czy wykonaniu najprostszego ściegu mogła już tylko pomarzyć. Kobieta od kilku lat traci wzrok z powodu zwyrodnienia plamek żółtych obu oczu. Gdy zaczęła mieć trudności z rozpoznawaniem otoczenia, zupełnie przestała wychodzić z mieszkania. A w nim nie umiała znaleźć sobie zajęcia. Poczuła się całkowicie bezużyteczna.
– Byłam załamana, nieszczęśliwa. Niemały wpływ na to miała też utrata mojego pięknego domu, który budowałam z myślą o dzieciach. Został uszkodzony przez osuwisko, trzeba go było rozebrać. Niełatwo mi było przyzwyczaić się do życia w bloku – opowiada ze łzami w oczach Helena Chowaniak – W WIGORZE odżyłam. Nie mogę wprawdzie brać udziału w zajęciach artystycznych, w których uczestniczą inne panie, ale mimo to nie odczuwam swej ułomności. Koleżanki i panie prowadzące ośrodek są dla mnie bardzo wyrozumiałe. Jeśli nie ma mnie kto zabrać do domu, to zawsze któraś mnie odprowadzi czy zawiezie. Pomagają zrobić zakupy, zapłacić rachunki. Modlę się, abym mogła jak najdłużej tu przychodzić. – Podobnie wypowiada się Anna Mędrala, choć w przeciwieństwie do Heleny Chowaniak jest bardzo aktywną osobą. Działa w klubie seniora, jest słuchaczką Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Ale to wszystko nie wystarcza, by zwalczyć samotność. – Już bym nie żyła, gdyby nie nasz WIGOR. Zapełnił wielką pustkę, czego inne zajęcia nie były w stanie uczynić – przekonuje.
DUŻO I ZA DARMO
Gmina Maków Podhalański jest jedyną w powiecie suskim, która sięgnęła po środki z rządowego programu Senior-WIGOR na utworzenie dziennego domu pobytu dla osób starszych. Dzięki pozyskanym pieniądzom udało się wyremontować opuszczony parter budynku dworca kolejowego i stworzyć w nim przytulne pomieszczenia, w których seniorzy mogą spędzać od poniedziałku do piątku po osiem godzin dziennie na różnych zajęciach. Wspólnie gotują, pieką, wykonują ozdoby różnymi technikami rękodzielniczymi, układają pasjanse, czytają, śpiewają, grają w karty, opowiadają dowcipy, wymieniają się doświadczeniami. Są pod opieką pielęgniarki, raz w tygodniu mają ćwiczenia z rehabilitantem. Nie siedzą cały czas w czterech ścianach – wyjeżdżają na wycieczki, wychodzą na spacery, urządzają ogniska, uprawiają nordic walking.
Placówkę prowadzi stowarzyszenie Rodzina Kolpinga w Makowie, które dzięki innym swoim działaniom na rzecz osób starszych, jest w stanie zaoferować podopiecznym domu Senior-WIGOR więcej atrakcji niż przewiduje rządowy program. – Mogą uczestniczyć w imprezach i wyjazdach organizowanych dla Kolpingowskiego Klubu Seniora. Byli na przykład na dwudniowej wycieczce w Poznaniu. Zostali też objęci projektem realizowanym przez Związek Centralny Dzieła Kolpinga, dzięki któremu korzystają z bezpłatnych porad prawnych – podkreśla Bożena Wojdyła, przewodnicząca Rodziny Kolpinga w Makowie. Makowski Senior-WIGOR ma jeszcze jedną zaletę. Inaczej niż w większości pozostałych, pobyt i wyżywienie w nim są na razie całkowicie darmowe.
RODZINNA ATMOSFERA
Osoby, które dziś są bardzo zadowolone, że trafiły do Dziennego Domu Senior-WIGOR, z początku były bardzo sceptycznie do niego nastawione i nie przejawiały żadnej chęci, by się zapisać na zajęcia. Niemal każdą trzeba było do tego namawiać. Ludziom, którzy już lata temu wyrwali się z okowów pracy zawodowej, nie uśmiechał się bowiem powrót do rutyny regularnego wychodzenia z domu na osiem godzin dziennie. Z czasem jednak sytuacja się zmieniła. Obecnie w ośrodku, który przewidziany jest na piętnaście osób, brakuje miejsc dla wszystkich chętnych. Część z nich pojawia się w nim wtedy, gdy niektórzy ze stałych bywalców są nieobecni. Mnóstwo jest też takich, którzy wstępują tylko na chwilę rozmowy oraz kawę lub herbatę.
– Panuje tu taka ciepła, rodzinna atmosfera, że po prostu trudno się jej oprzeć. Kiedy przychodzi weekend, to wręcz nie mogę się doczekać poniedziałku. Mieszkam sama i tęsknię za tutejszym gwarem, rozmowami z koleżankami. W ośrodku cały czas się coś dzieje. Wymieniamy się przepisami kulinarnymi, malujemy, haftujemy, gimnastykujemy się. Nawet tańczymy. Odwiedza nas tutaj młody wolontariusz Artur, który gra nam na akordeonie i śpiewa. W ciągu roku szkolnego tylko co jakiś czas, ale w wakacje był tu codziennie – mówi Helena Kalisiak, która do domu Senior-WIGOR uczęszcza od samego początku jego istnienia, czyli od dwunastu miesięcy. Kobieta dodaje ze śmiechem: – Gdy opowiadałam prawnuczce o tym, co tutaj robimy, skwitowała: „Aha, to takie przedszkole”.
ZARĘCZYNY
W ośrodku zawiązują się przyjaźnie, a dwie osoby znalazły w nim nawet miłość. Makowianin Adam Gigoń był samotny przez prawie dwadzieścia lat i gdy po raz pierwszy pojawił się w WIGORZE, nie pomyślał nawet o tym, że może mieć jeszcze szansę na spotkanie kobiety, z którą mógłby spędzić resztę życia. Kiedy jednak znalazł się w gronie kilkunastu wdów w zbliżonym do swojego wieku, w jego sercu zakiełkowała nadzieja. – Marianna zaczęła tu przychodzić później niż ja. Od razu wpadła mi w oko. Jest piękną kobietą o szlachetnych rysach twarzy. Jak to dobrze, że zdecydowałem się tu zapisać! Gdzie indziej nie mielibyśmy szansy się spotkać. Mieszkamy na dwóch różnych krańcach miasta. Ja w pobliżu granicy z Żarnówką, ona w Dolnym Makowie – wyznaje mężczyzna. Para już się zaręczyła, choć Adam Gigoń nie kupił jeszcze pierścionka dla swej wybranki. Zapewnia jednak, że wkrótce to uczyni. – Przyszłam tutaj za namową koleżanki, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Gdyby nie to, nadal byłabym sama – podkreśla rozpromieniona Marianna Wrona.
Inne panie tęsknie spoglądają na jej szczęście. Niejedna z nich chętnie dałaby sobie zawrócić w głowie, ale w WIGORZE mężczyzn jest jak na lekarstwo. Drugi, który regularnie spędza czas w ośrodku, przyjeżdża na zajęcia z żoną. – Tutaj jest tak wesoło, że zapominany o swojej samotności. Ale długie wieczory w domu, gdy nie ma się do kogo odezwać, wydają się ciągnąć bez końca. Przydałby się wtedy jakiś miły pan u boku – wzdycha Irena Tatara.