– Paru ludzi przyczyniło się do tak strasznej katastrofy, o której mówiono nawet w amerykańskich wiadomościach. Słuchałem zeznań oskarżonych i okazuje się, że oni wszyscy są niewinni! Gdybym nie wyszedł od brata 15 minut wcześniej, też zginąłbym pod gruzami – denerwował się Tadeusz Kaim, który zeznawał przed sądem ws. wybuchu gazu w Szczyrku, co skończyło się śmiercią ośmiorga członków trzypokoleniowej rodziny.
W Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej trwa proces po katastrofie, do której doszło 4 grudnia 2019 roku o 18.27 przy ulicy Leszczynowej w Szczyrku. Na ławie oskarżonych zasiada sześć osób. Trzy z nich zajmowały się doprowadzeniem poprzez przewiert przewodu energetycznego do inwestycji deweloperskiej, czego skutkiem było przewiercenie gazociągu i wybuch. Trzy kolejne odpowiadały za proces położenia tam gazociągu, co było pod wieloma względami – wedle prokuratury – nielegalne. Pisaliśmy już o tym ze szczegółami.
Przed sądem zeznawali już oskarżeni, a w październiku przesłuchano pierwszego świadka – 74-letniego Tadeusza Kaima, brata Józefa, który wraz z rodziną zginął po wybuchu gazu.
Emeryt wracał pamięcią do feralnego dnia. – Była piękna pogoda. O 11.00-12.00 okazało się, że „kret” uszkodził rurę wodociągową. Byłem zdziwiony, jak można było uszkodzić rurę na głębokości 1,5 metra. Niestety, nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków. Panowie nie wzięli pod uwagę tego, że źle kierowali tym kretem – mówił Tadeusz Kaim. Jak dodawał później, był wściekły na robotników, wskazywał na ich bezczelne zachowanie, kłamstwa. Bał się, że puszczą mu nerwy i dojdzie do rękoczynów, więc odpuścił.
Gdy po zmroku trwały prace wiertnicze, 74-latek znowu poszedł spotkać się z robotnikami. – Doszli do wniosku, że będą wiercić. Wyszedłem zobaczyć, jak to wygląda. Było tak ciemno, że zabrałem czołówkę. Byłem przerażony, że nie mieli ze sobą żadnego urządzenia wskazującego głębokość „kreta”. Puszczali to w ciemno bez przygotowania. Zwróciłem im uwagę na to, że robią to w nocy, gdy nic nie widać. Stwierdzili, że muszą, bo rano oddają maszyny. Byłem zdziwiony tym, jak to jest, że mieli tak dużą presję, aby to zrobić – zeznawał. – Wszyscy mieszkańcy wiedzieli, że nitka jest „zagazowana”, bo był odbiór. Mieszkańcy, w tym mój brat, ich ostrzegali – dodał.
Świadek zeznawał, że na krótko przed wybuchem wstąpił do warsztatu w domu swojego brata. – Józef przygotowywał narty dla klienta. Byłem u niego z pół godziny. Mówił, żebym jeszcze wrócił, gdy wybierałem się do swojego domu, aby napalić w piecu. Poszedłem do siebie i może po 15 minutach rozległ się taki straszny huk, że z półek spadło, co tylko tam leżało. Myślałem, że to może u mnie w kotłowni był wybuch, bo też mam gaz. Gdy wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem co się stało, byłem przerażony – stwierdził. – Gdybym nie poszedł napalić w piecu, też byłbym pod tymi gruzami. Dla mnie to straszne, że paru ludzi przyczyniło się do tak strasznej katastrofy, o której mówiono w amerykańskich wiadomościach. Słuchałem zeznań oskarżonych i się okazuje, że oni wszyscy są niewinni! – dodał.
Tadeusz Kaim wskazywał, że prowadzenie gazociągu i przewodu energetycznego pod ulicą Leszczynową było absurdalne. – Tego nie mogę zrozumieć, kto dał im zezwolenie, żeby w tej miejskiej drodze prowadzić gaz i prąd, bo tam są już wszystkie media. Jestem ciekawy, jaki urząd dał zezwolenie – mówił. Tłumaczył, że media do inwestycji deweloperskiej można było poprowadzić krótszymi drogami w innym miejscu. Nazwał to ogromnym bezprawiem. Od Romana D., który zlecił prace miał usłyszeć, że pierwotnie kabel miał być położony wzdłuż posesji urzędniczki ze Szczyrku, która za ogromne pieniądze sprzedała działkę pod inwestycję dewelopera, ale nie zgodziła się na to nawet za finansową rekompensatą.
Tadeusz Kaim przypomniał, że mieszkańcy protestowali, gdy dowiedzieli się o planach poprowadzenia przewodu energetycznego. Mieli być przekonywani do zmiany zdania przez przedstawicielkę dewelopera. – Mówiłem, że ma iść do wszystkich sąsiadów. Do tej pory nie wiem, czy wszyscy się zgodzili. Brat się pytał pracowników, skąd mają zgodę na kontynuację. Mówili, że mają zgodę urzędu – zeznawał mieszkaniec. Przypomnijmy, że wedle prokuratury szczyrkowski Urząd Miejski wydał jedynie zgodę na prowadzenie prac metodą wykopu otwartego, a nie podziemnego przewiertu.
Sędzia kilkukrotnie zauważył, że zeznający gubił się w swoich zeznaniach, nieraz wskazywał na sprzeczności. Świadek tłumaczył to wielkim stresem i wzburzeniem.
W najbliższym czasie sąd przesłucha kolejnych świadków, w tym członków rodziny i sąsiadów tragicznie zmarłej rodziny.
Dane przesłuchiwanego świadka podaliśmy na jego życzenie.
Widzę codziennie mamę tej dziewczyny, cień człowieka
Oskarżony WYJAŚNIA ! nauczcie się ! Zeznaje tylko świadek !
Przecież wiadomo jak w tym kraju było, teraz jest może lepiej . Wszystko załatwiane za pieniądze albo wódkę. Taki plan ale wiesz ja potrzebuje tu i tam. Komuna zrobiła celowy bałagan żeby nie dało się niczego udowodnić tzn da się ale tyle osób zamieszanych że lepiej udać że nie ma winnych. Albo wine rzucić na zmarłych.
Przede wszystkim odpowiedzialny jest nadzór czyli szef firmy, która miała wykonać zadanie. Potem podwykonawca, a na końcu pracownicy : proste chłopy , które mają szybko zrobić bo oddają jutro sprzęt. Tym czasem wrobi się niezyjących bo tak najlepiej. Jak zawsze.
Świadek się pogubił???? Co za k****n to pisze… Firma robiła przewiert nielegalnie!!! Wbrew prawu i zgodom. Powinni dostać max czyli 25 lat. Współczuję rodzinie.
Świadek przyszedł na rozprawę nie przygotowany przez prawników. Wystarczy kilka zręcznych manipulacyjnych pytań sądu, by udowodnić, że świadek się gubi. Szczególnie, że sprawa dotyczy jego samego, bo stracił rodzinę, więc różne emocje mu towarzyszą. Oskarżeni na rozprawę przyszli przygotowani przez prawników i dlatego wszyscy, zgodnie, do winy się nie przyznali. Taka linia obrony. Świadek linii obrony nie miał. I adwokata, który by go do zeznań przygotował. A o tym, czy gubili się w zeznaniach oskarżeni nic nie wiemy, bo dziennikarz nie dotarł do ich zeznań lub ich nie zdradził. A byłoby dziwne, gdyby się nie gubili, bo w obronie własnej… Czytaj więcej »
A gdzie szef firmy nadzór itp najlepiej wpier–ć robola niewinnego.
A może prawidłowy przebieg procesu polega i na tym, że na podstawie zeznań świadków, krąg oskarżonych może się poszerzyć?
Szef siedzi w pierdlu
Do sądu idzie się po wyrok, a nie po sprawiedliwość. Szczególnie w naszych sądach niezawisłych.
Bardzo współczuję rodzinie. Dużo siły Wam życzę.
Można zrozumieć emocje a i pogubienie się świadka lecz oskarżeni mają prawo zeznawać, że są niewinni. Może bardziej kluczowymi będą inni świadkowie.