Kultura i rozrywka Sucha Beskidzka

Zachwyca w każdym calu

Fot. Wojciech Ciomborowski

Największe wynalazki, ale i przedmioty powstają gdy posiadaną wiedzę łączy się z pasją. Podobnie rzecz się ma z ogrodem Stanisławy i Marka Listwanów z Zawoi. Ich powstające i udoskonalane przez lata „dzieło” zostało w tym roku uznane za najpiękniejszy ogród w powiecie suskim.

Już podjeżdżając pod położony w Zawoi Gołyni dom Stanisławy i Marka Listwanów można wpaść w zachwyt. A to za sprawą – jak mówią jego właściciele – przedogrodu, czyli niewielkiego skwerku jaki stworzyli przed frontową ścianą budynku. Wzrok skupia się w szczególności na dwóch dorodnych iglakach, z których jeden uformowany jest w tzw. ślimaka, a  drugi, niegdyś płożący się został tak poprzecinany, że teraz swoim wyglądem nawiązuje nieco do drzewka bonsai. Tymczasem jeszcze kilkanaście lat temu to miejsce wyglądało zupełnie inaczej. Przez dzisiejszy skwerek przebiegała droga, a na pozostałej części stały maszyny rolnicze i inne sprzęty. – Rodzice, a tym samym i my przez długie lata gospodarzyliśmy. Jednak już wtedy w obejściu musiał panować ład i porządek. W sobotę miotły szły w ruch, by na niedzielę wszystko się świeciło – wspomina Stanisława Listwan. – Ksiądz Tischner mówił i pisał, że góralszczyzna to nie tylko strój, jadło, ale także porządek w obejściu – dodaje mąż.

TRUDNE POCZĄTKI

Z biegiem lat zawojanie zaprzestali uprawiać roli, więc sprzęt rolniczy zniknął sprzed domu. Zmienił się także przebieg drogi. – Uznaliśmy, że warto mieć przed domem kawałek zielonego terenu i przebudowaliśmy drogę, by szła krajem działki – mówią. Wspominają, że gdy wieszali lub ustawiali pierwsze skrzynie z kwiatami, to niektórzy sąsiedzi patrzyli na nich jak na dziwaków. – To były czasy, że mało kto jeszcze sadził na wsi kwiaty. To trochę jak z nordic walking. Na wsi chodziło się z grabiami, a nie z kijkami. Spacerujący z kijkami wzbudzali sensację, a teraz nikogo już taki widok nie dziwi – trafnie porównuje Marek Listwan. Wspomina, że tworzenie właściwego ogrodu na tyłach domu również z wielu względów nie było łatwym zadaniem. – Tuż za domem była stroma skarpa. Trzeba było ją uformować, nawieźć ziemi, gdyż inaczej nie sposób byłoby cokolwiek na niej zrobić – opowiada. – A ile przebojów było z tatą. W ogrodzie została tylko grusza, a jabłonie poszły pod topór. Tata dopytywał mnie retorycznie czy ja je sadziłam – dodaje Stanisława Listwan.

Zawojanie nie ukrywają, że tworząc swój ogród popełnili wiele „błędów”, które potem musieli poprawiać. Początkowo bowiem kupowali to, co im się podobało. Z czasem zaczęli dojrzewać jako ogrodnicy-amatorzy i zdobywać wiedzę. W efekcie wiedzieli już jakie rośliny chcą mieć, ale zarazem czy one pasują do ich ogrodu i tworzonych aranżacji. – Nie wszystko złoto co się świeci. W jednym ogrodzie jakaś roślina wygląda imponująco, ale do drugiego zupełnie nie pasuje. Dzięki Internetowi i programom telewizyjnym można się wiele dowiedzieć. Dziś można kupić wszystko, ale trzeba to robić z głową – zauważa Marek Listwan. Dodaje, że ogród trzeba tak projektować, by kwiaty i krzewy kwitły w nim przez większą część roku. Bazują zatem na roślinach wielosezonowych, ale sadzą lub sieją je tak, by w miejsce przekwitających zakwitały inne gatunki. Gdy niedawno ich ogród był oceniany przez powiatową komisję bujnie kwitła lawenda. Teraz jest już przycięta, by za rok ponownie była gęsta i pięknie pachnąca.

BEZ PRACY NIE MA KOŁACZY

Niekiedy nie mam czasu domu posprzątać bo ciągle trzeba plewić – mówi półżartem Stanisława Listwan o tym jak czasochłonnym zajęciem jest utrzymanie ogrodu. Wiele czasu zajmują bowiem nie tylko prace pielęgnacyjne. W odpowiednim momencie trzeba przeprowadzać zabiegi, które z jednej strony wydobywają z roślin ich piękno, a z drugiej chronią je. Przed zimą trzeba zabezpieczyć przed mrozami szereg roślin. Szczególnie wrażliwe są hortensje, którym szkodą nie tylko zimowe mrozy, co wiosenne przymrozki. Do końca lipca (i to najlepiej w popołudniowe, pochmurne dni) trzeba poprzycinać iglaki, a w szczególności stworzony z nich żywopłot. Tylko wówczas powstałe „rany” zdążą się zasklepić, a rośliny przygotować do zimy. Przycinanie w upalne dni grozi tym, że słońce przypali końcówki. – Niemal każdego dnia jest coś do zrobienia. A to trzeba plewić, a to coś dosadzić, przesadzić, przyciąć. Teraz gdy mamy już dużo wolnego czasu to człowiek ma zajęcie – mówi Marek Listwan.

UROKLIWE ZAKĄTKI

Zawojski ogród prezentuje się znakomicie jako całość, ale ów efekt końcowy tworzą jego poszczególne zakątki, jak i detale. Już na wejściu rzuca się w oczy drewniany domek dla dzieci, którego dach porasta trawa. – Mnie się nie podobał. On początku byłam mu przeciwna, ale sąsiedzi i nie tylko byli nim zachwyceni. Darń zwieźliśmy z pól i tylko dosiewamy trawę i dosypujemy ziemię. Słońce robi swoje i trawy nie trzeba kosić – mówi właścicielka ogrodu, a jej mąż czeka gdy na dachu wyrośnie pierwsze… drzewo. Kawałek dalej zawieszona jest domek dla pożytecznych owadów, a na drzewie wiszą liczne stylizowane domku dla ptaków. – Znajomi zawsze mi mówili, że mam ptaka na punkcie ptaków. Tylko zbój dzięcioł przychodzi jak do siebie i dobiera się do budki dla pożytecznych owadów – opowiada Marek Listwan, który w innej części ogrodu wykonał niewielką kapliczkę, umieszczając w niej zakupioną na kiermaszu charytatywnym figurę Chrystusa Frasobliwego. Natomiast w zacienionym przez dom sąsiadów zakątku powstał skwerek z roślinami cieniolubnymi, czyli hostami, rododendronami, parzydłami, żurawkami, a nad nimi swoje gałęzie rozkłada wierzba. Uwagę przyciągają także oczka wodne oraz małe fontanny. Okazuje się, że wszystkie urządzenia nawadniające i filtrujące wodę zasilane są energią słoneczną, a woda do pielęgnacji ogrodu to deszczówka. – Dbamy o ekologię. Sztucznych elementów do ogrodu także nie wstawiamy – zauważają zawojanie, twierdząc, że ich dzieło jest już zakończone i teraz będą się skupiać już tylko na jego utrzymaniu.

 

Fot. Z archiwum portalu
navigate_before
navigate_next

google_news