Kilka lat temu sensację wzbudziła informacja, że znakomita polska młociarka Anita Włodarczyk trenowała… pod mostem. W Zembrzycach, w równie spartańskich warunkach, formę szlifuje 15-letnia Julia Przybyś, która już sięga po laury na krajowym podwórku w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem.
Zimowy poranek, z nieba niemrawo spadają pojedyncze płatki śniegu, ale temperatura oscyluje już wokół zera. W jednym z zembrzyckich domów, którego wygląd nie wyróżnia go niczym na tle innych, wciąga na siebie dres Julia Przybyś. Nie ubiera już jednak kurtki. Chwilę później wraz z dziadkiem Kazimierzem Grochotem ruszają do stojącej na podwórku stodoły, w której zamontowano tzw. koło (w nim stoją kulomiociarze) orz siatki i… dywany chroniące deski przed poniszczeniem. Jeszcze tylko trzeba poczekać aż zamontowana w niej lampa sodowa nagrzeje się, wydając przy tym charakterystyczny odgłos i można zacząć… trening, który przynosi coraz większe rezultaty.
ZACZĘŁO SIĘ OD ZABAWY
Julię Przybyś w świat sportu wciągnął właśnie dziadek Kazimierz, który niegdyś w krakowskiej Olszy uprawił podnoszenie ciężarów i lekkoatletykę, a potem był trenerem syna Krzysztofa, doprowadzając go do ósmego miejsca w kraju w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą. – Wyciągnąłem grubą książkę i ją przestudiowałem. Jak się ma pojęcie o sporcie to potem już ż tylko trzeba podglądać innych i pracować nad techniką. Tylko nie bezmyślnie. Technikę trzeba dostosować do zawodnika, do jego budowy ciała i koordynacji. Ustawianie na siłę zawodnika nie ma sensu – mówi Kazimierz Grochot, który z wnuczką początkowo dużo się bawił i wykonywał ćwiczenia gimnastyczne, a 2,5 roku temu dał jej do rąk kulę.
Zembrzyczanka zadebiutowała w Suchej Beskidzkiej w mityngu „I ty możesz zostać mistrzem” w czerwcu 2017 roku. Zajęła w nim szóste miejsce, startując jako niezrzeszona. Na podobnych zawodach przeprowadzonych w Krakowie już triumfowała w pchnięciu kulą i była druga w rzucie dyskiem. Znakomity występ sprawił, że zaproponowano jej wstąpienie do krakowskiego Wawelu. Ofertę przyjęła, ale nadal trenuje samodzielnie, a klub jedynie finansuje częściowo zakup sprzętu, wykupuje licencje i zgłasza do zawodów. Reszta niemałych wydatków spada na zawodnika i jego rodzinę. A wystarczy wspomnieć, że tylko na zakup specjalnych butów dla kulomiotów trzeba wydać 500 zł. – Trenujemy 5-6 razy w tygodniu po 1,5 godziny. Żadnej diety na razie nie stosuję – mówi Julia Przybyś, która dużo uwagi poświęca tzw. ogólnorozwojówce, a zatem sporo biega i skacze. – W tej dyscyplinie liczy się dynamika. Kulomioci są uważani za nieruchliwych, silnych misiów, a oni potrafią bardzo szybko biegać i wysoko skakać – podkreśla trener i dziadek zembrzyczanki, z którą w lecie trenuje na dworze na ułożonym z kostki „kole”, a zimą właśnie w stodole. – Jak się chce, to w każdych warunkach można wytrenować mistrza. Dziś się młodych sportowców prowadzi za rękę, choć Boniek nawet zauważył, że najlepsze było podwórko. Talent musi być poparty pracą. Julii jedynie doskwiera brak towarzystwa na treningach, by wzajemnie się dopingować – mówi Kazimierz Grochot.
POSTĘPY W METRACH MIERZONE
Gdy pod koniec maja 2018 roku Julia Przybyś została zawodniczką Wawelu pchała kulę na odległość 11 metrów i rzucała dyskiem ponad 35 metrów. W lecie szlifowała formę na obozie kadry wojewódzkiej we Władysławowie, by we wrześniu triumfować w mistrzostwach województwa zarówno w kuli jak i w dysku, a niedługo później powtórzyła sukces na mistrzostwach makroregionu, uzyskując już ponad 12 metrów w kuli i 36 metrów w dysku. Zakwalifikowała się na mistrzostwa Polski młodziczek, na których 12,72 m w pchnięciu kulą dało jej brązowy medal, a w rzucie dyskiem była szósta. – To był bodziec do dalszych treningów. Medal dał ogromną satysfakcję – przyznaje zembrzyczanka, która ubiegłym roku roku na halowych mistrzostwach województwa w Brzeszczach wygrała konkurencję pchnięci kulą z wynikiem 12,79 m (na hali dyskiem się nie rzuca). Od maja do września nie przegrała żadnych zawodów w, których brała udział. Triumfowała między innymi na BeskidianAtlethic w Bielsku, a wyrzucony przez nią dysk latał już ponad 40 metrów. Po obozie we Władysławowie pewnie uzyskała kwalifikację na MP w Tarnowie. Na nich posłała dysk na 45,94 m., co jej nowym rekordem życiowym. Co więcej każdy jej rzut był dalszy niż najlepszy jakiejkolwiek rywalki. Dzień później miała powalczyć o co najmniej srebrny medal. Lepsza od niej w tabelach była tylko Zuzanna Maślana z Płocka. – Po jakże dla mnie udanym konkursie w rzucie dyskiem źle spałam. Wynik z rzutu próbnego dałby mi srebro, ale zawody zupełnie mi nie wyszły. W konkursie emocje wzięły górę. Zajęłam trzecie miejsce. Wielu uznałoby to za sukces, ale dla mnie to była porażka – mówi ambitna zawodniczka, która w trakcie sezonu pracowała nad zmian techniki z „doślizgu” na „obrotową”. Trenowała obie. – Świat idzie do przodu i obrotowa jest lepsza dla niższych zawodników. Duzi nie próbują obrotowej bo nie mogą się w kole utrzymać. Może te próby nieco zakłóciły rytm przygotowań. Na razie szukamy optymalnych rozwiązań. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Zresztą w przyszłości będzie trzeb postawić na jedną konkurencję. Na wyższym poziomie nie sposób uprawiać obu – mówi Kazimierz Grochot. Podkreśla, że w tym roku żaden małopolski lekkoatleta z wyjątkiem jego wnuczki nie zdobył na MP młodzików dwóch medali. Mało tego tydzień po MP zembrzyczanka rywalizowała w Krakowie z seniorkami z Małopolski i Śląska i żadna nie dała jej rady, choć Przybyś rzucała i pchała cięższymi niż w wieku młodzika kulą i dyskiem. – Od stycznia będą już juniorką młodszą. Celem jest miejsce w kadrze na mistrzostwa Europy, a co będzie dalej pokaże czas. Najważniejsze żeby mnie kontuzje omijały. Krok po kroku do przodu. Teraz o sukcesy będzie ciężko po będę rywalki będą nawet o 1,5 roku starsze – mówi Julia Przybyś, mając satysfakcję, że choć trenuje w spartańskich warunkach to na wielkich imprezach nie ma problemów z oddawaniem rzutów i trafianiem w wąski otwór w siatce chroniącej otoczenie rzutni.
W najwiekszych ,,dziurach,, rodza sie najwieksze gwiazdy
Brawo Julka trzymam kciuki za dalsze sukcesy