Ogromny stres dotyka uczniów szkół podstawowych, a jeszcze większy dzieci przedszkolne, kiedy muszą w miarę szybko opuścić budynek. Dzieje się tak zawsze, po tym, jak do placówek oświatowych przychodzi ostrzeżenie o podłożonej bombie. Wymagają tego względy bezpieczeństwa.
Sprawcy serwujący ostatnio te głupie zabawy w podstawówkach i przedszkolach na terenie powiatu cieszyńskiego (w ubiegłym roku upatrzyli sobie cieszyński sąd, urząd celny i skarbowy), straszą podłożeniem ładunków chemicznych bądź biologicznych. Na początek, 24 września rano, na cel wzięte zostało przedszkole w Zebrzydowicach, w którym rzekomo został umieszczony ładunek chemiczny. 30 września, podobnie było w Pogwizdowie.
Nazajutrz, 1 października, kolejny alarm bombowy wywołany został w niepublicznym przedszkolu w Zebrzydowicach. Znowu w grę wchodziło podłożenie ładunku gazowego. Policyjni pirotechnicy sprawdzili budynek, nie znaleźli niczego podejrzanego i można było wznowić zajęcia. 2 października strażacy działali na terenie dwóch placówek szkolnych, w dodatku na dwóch różnych krańca powiatu, ale prawie o tej samej porze.
Najpierw otrzymali informację o bombie w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Istebnej. Pojechali tam około 13.00. Policja szukała ładunku gazowego. Alarm był fałszywy. Podobna sytuacja wystąpiła w Państwowej Szkole Muzycznej w Cieszynie, gdzie akcję rozpoczęto kilka minut po 13.00. W placówce miał zostać umieszczony ładunek biologiczny. 6 października podobne działania prowadzono na terenie przedszkola w Jaworzynce.
Do tej pory, na szczęście wszystkie wiadomości trafiające na adres e-mailowy danej placówki, okazały się fałszywe. Zawsze jednak służby ratunkowe i policja, przystępują do działań przewidzianych w takich sytuacjach. Pochłania to nie tylko czas, ale generuje także spore koszty tego rodzaju akcji. Pomimo całej serii fałszywych alarmów, nie zwalnia to służb ratunkowych z profesjonalnego działania. Takich zgłoszeń nie można z założenia traktować, jako czyjegoś wygłupu, gdyż któraś z wiadomości może okazać się prawdziwa.
I ta sytuacja chyba „rajcuje” autorów anonimowych alarmów bombowych, którzy niestety czują się bezkarnie. Policja oczywiście stara się namierzyć dane komputera czy komórki, z których owe fałszywki są rozsyłane, ale nie jest to taka prosta sprawa.