Historia spółki Eurovia Polska, należącej do międzynarodowej grupy Vinci, zaczęła się w Bielsku-Białej. To właśnie od przejęcia spółki Beskidzkie Drogi Eurovia zaczęła zdobywać pozycję jednego z liderów polskiej branży budownictwa drogowego. Dzisiaj Oddział Kraków z Sektorem Bielsko-Biała spółki Eurovia to nie tylko najwyższe światowe standardy, ale także tradycja, szacunek dla dokonań poprzedników, przyjaźnie na całe życie i rodzinna atmosfera. Oraz wielka spuścizna, bo dzisiaj nie sposób poruszać się samochodem po regionie, nie jeżdżąc po drogach wybudowanych przez firmę Eurovia i jej protoplastów.
Międzypokoleniowa współpraca
Takie spotkanie obecnych i byłych szefów to prawdziwy ewenement. O tym, jak w rejonie Bielska-Białej wyglądała praca spółki Eurovia i jej firm-poprzedniczek opowiadają wspólnie prezesi i dyrektorzy, którzy mieli okazję przez długie lata ze sobą współpracować. W 1967 roku Józef Przewoźniak rozpoczął pracę w miejscowym Rejonie Dróg Publicznych, który to można uznać za poprzednika późniejszych firm. Zarządzał jednym z największych tego typu podmiotów w kraju. Jego pracę kontynuował nieżyjący już Roman Florek, który wraz ze swoim następcą Edwardem Kulą prowadził i restrukturyzował firmę, na bazie której w dalszym etapie przemian powstała Eurovia. – Od zawsze wiedziałem, że będę drogowcem jak mój ojciec – zdradza Edward Kula. Dzisiaj dyrektorem Oddziału Kraków Eurovia SA jest Andrzej Gruszka, którego w 1996 roku, gdy rozpoczynała się prywatyzacja firmy, zatrudniał prezes Beskidzkich Dróg Edward Kula. A dyrektorem Sektora Bielsko-Biała jest obecnie Andrzej Mitka, którego przygoda z dzisiejszą Eurovią rozpoczęła się w 1997 roku od funkcji kierownika grupy robót. – Spotkania w gronie tych, którzy niegdyś kierowali firmą i robią to dziś, to przykład szacunku spółki do przeszłości, kontynuacji dobrych pomysłów i dowód na to, jak zawsze mieliśmy dobrą atmosferę pracy. Choć jesteśmy częścią grupy o międzynarodowym zasięgu, to pracują u nas całe rodziny – podkreśla Andrzej Gruszka. – Gros pracowników, z nami na czele, to właśnie z Eurovią związało całą swoją karierę, tutaj zdobywając nowe umiejętności i awansując – dodaje Andrzej Mitka.
Edward Kula i Józef Przewoźniak wskazują, że nawet po przejściu na emeryturę w biurach Eurovia czują się jak w drugim domu i z radością przypominają sobie, jak budowali drogi i mosty w całym regionie. – Gdy jeździmy dzisiaj po regionie, to z satysfakcją stwierdzamy, jak ogromna ilość zmodernizowanych dróg to dzieło nasze i naszych następców – mówią. Jak wspominają z uśmiechem, na początku swojej pracy zawodowej rejon objeżdżali legendarną i awaryjną wołgą (czarną!), a dziś z satysfakcją patrzą na to, jak wielkie zmiany w komunikacji i budownictwie drogowym mogą obserwować.
Droga do spółki Eurovia
W 1991 roku ogólnokrajowe zmiany obejmowały też drogownictwo, na początek rozdzielając funkcje administracyjne od wykonawczych. Tym pierwszym działem zajął się Roman Florek, a drugim Edward Kula. W ciągu rocznego okresu przejściowego firma była gospodarstwem pomocniczym – Rok później przyjęliśmy nazwę Przedsiębiorstwa Robót Drogowo-Mostowych Bielsko-Biała. Nagle musieliśmy się znaleźć w gospodarce rynkowej, obciążeni takim majątkiem, jak choćby rozległymi gruntami i budynkami z mieszkańcami! – przybliża Edward Kula.
Prawdziwy przełom nastąpił w 1995 roku. 24 sierpnia, na wniosek Edwarda Kuli, rada pracownicza przyjęła uchwałę o rozpoczęciu procesu prywatyzacji, którą w późniejszym referendum poparło 80 procent pracowników. Jednocześnie wystosowano wniosek o przystąpienie do narodowych funduszy inwestycyjnych. – Gdy ruszyły Fundusze, na pierwszej stronie Rzeczpospolitej był wykaz 513 firm. I znalazła się tam nasza, a konkretnie w NFI Victoria, co było wielkim sukcesem, gdyż nie spełnialiśmy wszystkich kryteriów – wspomina ówczesny szef przedsiębiorstwa.
15 listopada tego roku rozstrzygnięto ogłoszony wśród pracowników konkurs na nową nazwę firmy. Wygrało go… dziecko. To syn głównego mechanika wymyślił wtedy „Beskidzkie Drogi”. 30 grudnia wpisano nową firmę do rejestru handlowego. Od tego momentu zaczęła się intensywna nauka nowoczesnego prowadzenia firmy na zasadach rynkowych. Już po paru latach Beskidzkie Drogi zaczęły przynosić konkretne zyski i firma stała się przedmiotem zainteresowania gigantów. – Musieliśmy zreorganizować nasz majątek i uporządkować niezliczone sprawy. Niestety, restrukturyzacja oznaczała wtedy zwolnienia, co śniło mi się po nocach. Ostatecznie bardzo dobrze odnaleźliśmy się na rynku, a takiego szczęścia nie miało wiele podobnych przedsiębiorstw – wspomina Edward Kula. Bielszczanom pomogła też… pogoda. W lipcu 1995 roku, jako podwykonawca szwajcarskiej firmy, zajęła się wyjątkową, tak prestiżową jak trudną inwestycją, polegającą na oczyszczeniu z niemal metrowej warstwy mułu i położeniu nowej nawierzchni zbiornika na górze Żar. Udało się zdążyć przed końcem terminu i świetnie wywiązać z tego zadania, co przyniosło wymierne efekty.
W 1997 bielska spółka zwróciła uwagę francuskiej firmy Cochery Polska, protoplastę późniejszej spółki Eurovia. Po wykonaniu audytu, 11 maja 1998 roku podpisano umowę o sprzedaży 33 procent udziałów Beskidzkich Dróg, co należy uznać za początek działalności Eurovia w Polsce. Jak mówią dziś prowadzący oddział, świadczyło to o tym, że Eurovia szuka w kraju firmy, która byłaby fundamentem dla jej działalności. Z marszu zadeklarowała utrzymanie załogi i zainwestowanie w sprzęt. – Historia spółki Eurovia w naszym kraju zaczęła się więc od Bielska-Białej. Po zakupie przez nią Śląskiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych, 3 marca 2003 roku formalnie powstała Eurovia Polska – przybliża Andrzej Gruszka.
Wielkie budowanie
W 2007 roku Eurovia Polska przejęła pracowników NCC ze wszystkich oddziałów w Polsce i w ten sposób śląska firma stała się rozpoznawalną polską marką z jedenastoma oddziałami na terenie prawie całego kraju. Wszyscy podkreślają, jak wielkiego skoku w przyszłość dokonano po wejściu Eurovia. Niemal cały stary i nieefektywny sprzęt od razu sprzedano i zakupiono ten najnowszej generacji, jak na przykład komplet do rozkładania nawierzchni bitumicznych Dynapac z hydraulicznie rozszerzanym stołem. – Już pierwszego dnia pracy w 1998 roku służył przy budowie obwodnicy Ustronia. Najwyższe standardy od razu wdrożyliśmy choćby w BHP, do czego przykłada się u nas najwyższą wagę, czy w dziedzinie ekologii i technologii – tłumaczy Andrzej Mitka.
Byli i obecni szefowie bez końca mogą wymieniać inwestycje, które realizowali w regionie, a które swego czasu były ich oczkiem w głowie. Te najnowsze to rzecz jasna modernizacje ulic Cieszyńskiej, Żywieckiej, Krakowskiej i Międzyrzeckiej w Bielsku-Białej. A wcześniej była choćby budowa placu Makro w Bielsku-Białej czy gigantycznego – aż 5-hektarowego – placu pod samochody przy tyskiej fabryce, przebudowy dróg wojewódzkich w Szczyrku i Żywcu, budowy najważniejszych wiaduktów w całym regionie, przebudowa drogi na Kubalonkę i całego węzła ulicy Warszawskiej przy rondzie Solidarności. – Możemy tak wyliczyć bez końca. Bo firma przez te wszystkie lata modernizowała ogromną ilość dróg powiatowych na całym Podbeskidziu i w całym województwie – zauważa Józef Przewoźniak.
Od zawsze w kamizelce
Dzisiaj Sektor Bielsko-Biała ma stu pracowników oraz 40 sztuk nowoczesnego sprzętu drogowego i transportowego. W Międzyrzeczu Górnym mieści się stawiająca na ekologię Wytwórnia Mas Bitumicznych z wydajnością produkcji 240 ton na godzinę. – Pracownicy cenią sobie, że mogą wykonywać swoje zadania blisko miejsca zamieszkania. Wszyscy też jesteśmy dumni z naszej pięknej historii, którą kontynuuje Eurovia. Nasza praca była stawiana za wzór, więc prowadziłem też na przykład Oddział Rzeszów, ale cieszę się, że mogłem wrócić do Bielska-Białej – puentuje Andrzej Gruszka.
O szacunku do historii świadczy też prawdziwy skarb, który w budowlanych dokumentach odnalazł Józef Przewoźniak. To album z pięknymi zdjęciami kapitana J. Korbuta, przedstawiającymi roboty drogowe w Bielsku-Białej i na drodze ze Skoczowa do Wisły… w 1929 roku! Jak widać, budowlańcy już wtedy nosili kamizelki. Tyle że od garnituru, razem z krawatem i kapeluszem! Uwagę zwraca, że wykorzystywali do pracy walec, przypominający te współczesne, ale głównie musieli polegać na sile własnych mięśni. – To niesamowite, że gdy dziś modernizujemy ulicę Cieszyńską, możemy oglądać jej modernizację sprzed prawie stu lat, a na zdjęciach widać jeszcze istniejące zabudowania dawnego browaru i kamienic – stwierdza Andrzej Mitka.