Jeleń zapuścił się aż do samego centrum Bielska-Białej. Dzięki sprawnej akcji załogi „Mysikrólika”, policjantów i weterynarza, udało się podać zwierzęciu środek usypiający i uniknąć zamieszania na ruchliwej ulicy Cieszyńskiej. A przede wszystkim oszczędzono zagubionemu jeleniowi jeszcze większego stresu. Szybko został wypuszczony do lasu.
Rzecz się działa dzisiaj około 7.00. – Otrzymaliśmy wiadomość, że jeleń biegł w górę ulicą Cieszyńską. Podążał za nim kierowca samochodu. W końcu jeleń zboczył z drogi, wbiegając na parking firm mieszczących się w budynku przy Cieszyńskiej 90, niedaleko sklepu „Aldi” i cmentarza żydowskiego – opisuje Agnieszka Łyczko, która wraz z mężem, Sławomirem, prowadzi znany już chyba wszystkim bielszczanom ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt „Mysikrólik”.
Teren, na który wbiegło spłoszone zwierzę okazał się być wyjątkowo dogodny. – Jest ogrodzony, ma wysoki betonowy płot, a policjanci mogli zatarasować wyjazd dużym radiowozem. To rzeczywiście sprzyjające okoliczności, bowiem można złapać zwierzę w miarę sprawnie, oszczędzając mu stresu, a także zamieszania, jakie mogłoby powstać, gdyby to robić na otwartej przestrzeni – wskazuje prowadząca ośrodek.
Doświadczeni w podobnych akcjach małżonkowie postanowili użyć broni Palmera, umożliwiającej podaniu zwierzęciu środka usypiającego z odległości. – Do oddania strzału z broni na strzałki usypiające musi zaistnieć wiele sprzyjających okoliczności. Nie zawsze jest to możliwe. Przede wszystkim trzeba zapewnić bezpieczeństwo osobom trzecim. Potrzebna jest także asysta policji i lekarza weterynarii. Oraz przestrzeń, gdzie można odpowiednio zbliżyć się do – jakby nie było – stukilogramowego dzikiego zwierzęcia – wskazuje Sławomir Łyczko. – Dopiero po otrzymaniu zgody policji i w asyście weterynarza, dysponującego lekiem ścisłego zarachowania, można się tego podjąć. Tu wszystko się zgrało, a asystowała nam niezastąpiona lekarz weterynarii Izabela Całus. Sławkowi udał się strzał, a to zawsze duży stres, by powiodło się za pierwszym razem, by strzałka trafiła w mięsień. W końcu to duże, dzikie zwierzę, które może zareagować nerwowo na dość bolesny zastrzyk z igły o grubości wkładu do długopisu – uzupełnia Agnieszka Łyczko. W tym przypadku wszystko poszło jak z płatka, a zwierzę spokojnie zasnęło już po upływie nieco ponad kwadransa. Ostatnim akcentem akcji było przewiezienie jelenia do lasu, gdzie wrócił „do siebie”.
Takie – wydawałoby się – nietypowe akcje, są już w Bielsku-Białej zupełnie… typowe. Kluczowa jest tu lokalizacja w otoczeniu gór i lasów, ale coraz częściej to „zasługa” człowieka. – Usytuowanie miasta powoduje, że zwierzęta mieszkają razem z nami. A sukcesywne zmniejszanie terenów zielonych zajmowanych przez zabudowę stwarza labirynt nie do przebycia dla większych dzikich zwierząt. Kierowana instynktem potrzeba okresowego przemieszczania się, a przy tym brak spójnych zielonych korytarzy, powodują właśnie zdarzenia takie, jak to ostatnie. Sarny, lisy, zające, borsuki w centrum miasta to dla nas codzienność. Jednak, gdy w naszym miejskim labiryncie utknie jeleń, śmiechu już jednak nie ma. Bywa, że te wielkie zwierzęta są widywane na terenie, w którym „złapanie” ich jest ogromnie trudne – objaśnia Sławomir Łyczko.
– Ledwie dwa tygodnie wcześniej interweniowaliśmy, bo jeleń zapędził się aż na węzeł drogowy przy „Castoramie”. Być może to był ten sam osobnik. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że jeleniowate żyją blisko centrum Bielska-Białej. Ogromne stado 30-40 sztuk bytuje w rejonie Niwki. Drugie niedaleko – przy ulicy Polnej. Inne w Straconce i Wapienicy. Zabudowa mieszkaniowa zajmuje pola uprawne, a ogrodzenia tworzą istny labirynt dezorientując zwierzęta. Dlatego nieraz kończy się to potrąceniami nawet w rejonie ulicy Warszawskiej – dodaje Agnieszka Łyczko. Apeluje przy tym po raz kolejny, aby stawiając nowe ogrodzenia nie wieńczyć ich wystającymi, a szczególnie ostrymi elementami, bo nieraz łanie się na nie nabijają.
Problemy bytowania zwierząt w mieście będą się powtarzać, a być może i nasilać. – Dlatego, tak ważne jest między innymi wspieranie przez gminy i miasta takiej organizacji jak nasza. Wsparcie ze strony Bielska-Biała od trzech lat już jest, za co bardzo dziękujemy. Jednak – mając na głowie cały ośrodek i setki przyjmowanych zwierząt – nie są to na tyle duże pieniądze, aby przez cały rok, 24 godziny na dobę, być w pełni gotowym wraz z lekarzem weterynarii do przeprowadzania takich akcji. – Robimy to już od lat i jesteśmy nieprzerwanie na nogach. Cieszymy się, że w końcu udało się nam zatrudnić jedną osobę. W naszym przypadku, przy tak ogromnej ilości zwierząt, które wymagają pomocy, każde wsparcie jest zbawienne – puentuje Agnieszka Łyczko.
No co chcecie, poszedł do urzędu skargę złożyć, bo mu chrust zajebali ??????
No ludzie kochani jak Sławek miał spudłować strzelając z kilkunastu kroków do jelenia przy czym posiłkował się lunetą celując do nieruchomego zwierza? No jak?
Sukces, że nie trafił w oko.
Przez m-c czasu ten jeleń błąkał się nad Białką w centrum Bielska a pracownicy Mysikrólika twierdzili że ma tam świetne warunki i nie reagowali na prośby dotyczące przewiezienia zwierzęcia do lasu. Potrzeba dopiero widowni to jest reakcja. Dobrze że pod auto nie wpadł.
Szczęśliwe zakończenie, cieszymy się.
cieszysz się, podszywacz, bo wypuścili cię do lasu?
Co ćpiesz?
To wszędobylskie kolorowe, rozwrzeszczane ludziska mu się co dnia do lasu ‘na chatę’ zwalają to gdzie ma być.
Pałęta się po miastach, jak to bezdomny