Monika Kuszyńska, która jest wokalistką od 2006 roku poruszającą się na wózku inwalidzkim, była gwiazdą koncertu charytatywnego w Strumieniu. Z red. Mariolą Morcinkovą rozmawiała o książce „Drugie życie“, drugiej szansie i działalności charytatywnej.
Wypadek, któremu uległa Pani 28 maja 2006 roku, jest Pani punktem odniesienia, ale stał się również pretekstem do wydania 11 kwietnia 2016 roku książki „Drugie życie”. Jak przyznała Pani w czasie pandemii, wiele osób do niedawna namawiało Panią do napisania swojej książki, nie mając świadomości, że takowa jest już na rynku.
– Książkę napisałam już ładnych parę lat temu, bo w 2016 roku. Czas pandemii był takim momentem, w którym wiele osób poczuło, co znaczą ograniczenia. W czasie pandemii można doszukać się odniesienia do niepełnosprawności, ponieważ my, ludzie z niepełnosprawnością, cały czas funkcjonujemy w świecie, który jest pełen ograniczeń. Uczymy się w nim funkcjonować. Dobra wiadomość jest taka, że można się tego nauczyć. Myślę, że po tym doświadczeniu wszyscy poczuli, jak to jest, nie móc wszystkiego robić tak łatwo. Zrozumieli, że jest to bardzo trudne. Dla wielu osób, zmagających się z niepełnosprawnościami, rzeczywistością jest, że nie wychodzą z domów.
Książka jest zapisem mojej historii, ale też opowieścią o moim dzieciństwie, początku mojej kariery. Przeplatają się tam różne wątki. Chodziło mi przede wszystkim o to, by dać ludziom wsparcie i pokazać, że słabości można pokonywać. Tak naprawdę, każdego może spotkać coś takiego. Chciałam pokazać, że nie są w tym sami. Wielu z nas to przeżywa. Fakt, że jestem osobą znaną, działa tutaj na plus, bo łatwiej się ze mną utożsamić i tę historię poznać.
Czy spotyka się Pani z opiniami osób, podobnie jak Pani, zmagającymi się z niepełnosprawnością, którym Pani książka pomogła?
– Bardzo często dostaję takie opinie i podziękowania, że moja książka kogoś zainspirowała, zmieniła czyjeś życie, czy podniosła na duchu. Są ludzie, którzy przyznają, że kiedy zaczęli czytać „Drugie życie”, nie mogli się oderwać i czytali przez całą noc (śmiech). To bardzo miłe.
Czy można zaryzykować stwierdzenie, że „Drugie życie” jest konfrontacją Pani życia sprzed i po wypadku?
– Na pewno jest to druga szansa. Kiedy człowiek ulega ciężkiemu wypadkowi, podczas którego znajduje się na granicy życia i śmierci, zaczyna mieć ogromną świadomość, że życie jest kruche. To wielkie szczęście, że jestem tutaj, bo mogłam tego nie przeżyć. Kiedy to sobie uświadamiam, czuję, że ta druga szansa jest dla mnie symbolem. Musiałam się nauczyć funkcjonować od nowa tak, jak dziecko, które uczy się wszystkiego od zera. Dlatego mówię o swoim życiu, że jest nowe, bo jest inne od tego pierwszego.
To właśnie dziś, 28 maja, mija 17 lat od tego feralnego zdarzenia.
– Dobrze, że mi pani przypomniała, bo dziś mój przyjaciel Wojtek, który jest też moim rehablitantem, ma urodziny. Tylko z tym kojarzę tę datę, przestała być dla mnie nieprzyjemna.
Proces tworzenia książki przywołał pewnie wiele trudnych momentów, ale gdyby miała Pani wskazać swój ulubiony fragment, czego mógłby dotyczyć?
– Dzisiaj to rozdziały, które w książce się nie znalazły. Na ten moment moim ulubionym fragmentem jest to, że jestem mamą. Mam wspaniałe dzieci, bardzo kochane. Poznałam uroki macierzyństwa, to piękna rzecz w życiu kobiety. Dzięki temu odkryłam swoją kobiecość. To najpiękniejszy rozdział.
W książce nie brakuje też rozdziałów dotyczących Pani muzycznej drogi. Czy często wraca Pani do początków swojej kariery?
– Bardzo rzadko. Tylko wtedy, kiedy dzielę się z ludźmi swoją historią. Jestem osobą, która bardzo mocno jest osadzona w teraźniejszości. Żyję tu i teraz. Nie rozpamiętuję, przy dzieciach nawet nie mam na to czasu (śmiech).
Zdarza się Pani jednak wracać do czasu, kiedy występowała z Varius Manx. Jak patrzy Pani na to po latach? Na pewno z sentymentem, prawda?
– Oczywiście. Różne myśli krążą po mojej głowie, bo były tam i trudne, i przyjemne momenty. Jak w życiu. Staram się zawsze patrzeć na świat pozytywnie, na te wspomnienia także.
Jak w kilku słowach opisałaby Pani swoją muzyczną przemianę, którą niewątpliwie przeszła na przestrzeni lat?
– Zaczęłam sama tworzyć to, co śpiewam. Muzykę pisze przede wszystkim Kuba, mój mąż. Moja twórczość jest bardziej autentyczna, złączona z moimi doświadczeniami, wszystko gdzieś oscyluje wokół tematów duchowych, motywacyjnych. Chcę, by moja muzyka niosła ludziom ukojenie i radość, ale też wzruszała i skłaniała do refleksji.
Jak na swoją książkę patrzy Pani z perspektywy czasu? Czy brakuje Pani w niej jakiegoś fragmentu, o którym mogłaby powiedzieć po latach, że żałuje, iż nie znalazł się w książce?
– Na tamten moment była taka, jaka miała być. Powstały kolejne rozdziały i jest szansa na drugą książkę. Kiedy oceniamy to, co robiliśmy w przeszłości, zawsze nam się wydaje, że mogliśmy to zrobić lepiej lub inaczej. Ja uważam, że była taka, jaka być powinna, nie analizuję, a w przyszłości mogę zrobić coś nowego.
Czy zdarza się Pani sięgać po książki osób z podobnymi doświadczeniami do swoich? Dla mnie jest Pani inspiracją. Inspirująca jest dla mnie również historia Nicka Vujicica. Kim Pani inspiruje się w codziennym życiu?
– Bardzo to miłe, dziękuję. Nick również dla mnie jest ogromną inspiracją, ale też Jasiek Mela. Takie postacie bardzo ważne w moim życiu. W miejscu, w którym jestem teraz, nie byłam od początku. Nie było tak, że od początku byłam silna i pogodzona z moją sytuacją. Inspirujące historie mnie podnosiły i dlatego są tak ważne. Książka pojawiła się też dlatego, że wiem, jak na mnie takie historie działają.
Warto też porozmawiać o Pani działalności charytatywnej, za którą jest Pani wielokrotnie nagradzana. Jednym z takich wyróżnień jest statuetka #pełniażycia, którą przyznała Pani Fundacja Dom w Łodzi. Z jakimi emocjami mierzyła się Pani, odbierając ją?
– Jest to bardzo przyjemne, choć mam takie poczucie, że nie potrzebuję tych nagród, bo nie po to to robię. Sama świadomość, że można coś dobrego zrobić dla drugiego człowieka, jest wystarczającą nagrodą. To duża satysfakcja i radość.
Pretekstem do naszej rozmowy jest też wydarzenie o wymiarze charytatywnym, podczas którego wystąpi Pani ze swoim koncertem. Pomagamy osobom dotkniętym stwardnieniem rozsianym.
– Występuję przede wszystkim na takich wydarzeniach. Cieszę się, że stowarzyszeń, fundacji i ludzi, którzy chcą coś robić dla innych, jest tak dużo. Ta energia na takich wydarzeniach jest cudowna. Jestem wśród wszystkich was i wspaniałe jest to, że możemy się nią wymieniać.
Poniżej klasyczne dialogi na cztery nogi.
i wiatr w kominie
Super, pięknie wygląda i do tego moja rówieśniczka.
Piękne wyglądanie, bycie rówieśniczką nie jest najważniejsze, lecz mądra głowa, talent. A u podszywacza z tym problem, śpiewa cienkim głosem, nie rozumie podstawowych rzeczy, książki nie napisze.
Pisz na temat capie ONO a nie lecz kompleksów.
Właśnie jest napisane na temat względem tematu komentarza podszywacza. Nie piękne wyglądanie i rówieśnictwo jest najważniejsze, ale przykład jak można siłą charakteru, mądrością, zdolnościami wykorzystać drugą szansę od życia. Wiem, podszywacz że znowu nie rozumiesz i odwracasz, ale to już nie moja wina, że robisz mi wstyd dla nicka.
Nicków i imion ci u nas dostatek
to zmień w tym dostatku, a nie wchodź w szkodę
Iza co ty piszesz? Mam zmienić imię bo tobie ONO przeszkadza???
NIE, bo nie da się wyoślić podszywaczowi co rżnie głupa
Co znowu ci się marzy za babę robić? Dobrą zabawę miałeś co?A teraz co post to inny nick, biedactwo.
Niewiele wycwanialkowałeś cwaniaczku, a wydaje Ci się, że jesteś przesprytny. Te inne nicki nie są dla mnie żadną przeszkodą, nie narzekam ale obiecałem, że będę ścigał każdą Hermenegildę, Cwaniaka jak Ty nie szkoda mi, szkoda naiwnej “Goździkowej”.